do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Moja proœba obieg³aokolicê lotem b³yskawicy.Na „lotnisko" wracaliœmy w towarzystwie czternasturowerzystów.Tym, którzy po¿yczyli nam swoje pojazdy, wcisn¹³em kilka monet inasza wyprawa ruszy³a w czterokilometrow¹ drogê, co nie jest wielk¹odleg³oœci¹, przynajmniej w cywilizowanym kraju.Na Arorae wszak¿e by³ torodzaj jazdy prze³ajowej o najwy¿szym stopniu trudnoœci.Jechaliœmy przezgliniaste b³ocko i drobniutki piach, przez nierówne pola i tropikalne zaroœla,poganiani przez chmary atakuj¹cych nas wiernych moskitów.Staruszek nie obiecywa³ za wiele.Na pó³nocnym krañcu Arorae, tu¿ za maneb¹, czyli domem zgromadzeñ, rozpoœciera³siê prostok¹t, obramowany u³o¿onymi równo w warstwach p³askimi kamieniami.Kamienny mur wznosi³ siê metr nad ziemiê.Nie by³o grobów ani kamieninagrobnych.Piêæ kroków od rzekomego grobu olbrzyma widaæ by³o kwadratowy otwórdo³u, gdzie na niewielkiej g³êbokoœci s³oñce odbija³o siê od lustra wodymorskiej.Pastor Scarborough pisa³ o dwóch olbrzymich grobach.Gdzie jestdrugi?Teeta przet³umaczy³ moje pytanie i dowiedzia³ siê, ¿e przed laty, gdy wznoszonomanebê, potrzebne by³o miejsce, zlikwidowano wiêc drugi grób.Wyspiarze niebali siê tego zrobiæ, bo z³y czar prysn¹³, a z cia³ olbrzymów te¿ nic niezosta³o.Niewa¿ne, czy pochowane tu olbrzymy by³y ziemskiego czy pozaziemskiegopochodzenia; nie by³em zdziwiony, ¿e duchy siê ulotni³y, a koœci rozpuœci³y ws³onej wodzie.Staliœmy teraz przed mogi³¹ d³ugoœci 5,3 i szerokoœci 2,9 metra.O grzebaniupod kamieniami nie by³o co marzyæ, bo i có¿ moglibyœmy znaleŸæ? Poza tym Butlarmusia³ wróciæ przed zmrokiem.Zbieraliœmy siê do powrotu nieco pocieszeni, ¿eznaleŸliœmy jednak stary mitologiczny grób.Pomyœleliœmy jeszcze szybko owielebnym Scarborough, a potem zadaliœmy sobie pytanie: gdzie s¹ kamienienawigacyjne? Powiedziano nam, ¿e na przeciwleg³ym koñcu wyspy, daleko zal¹dowiskiem.Gdyby nie wszechobecny strajk, mielibyœmy wiêcej czasu i przylecielibyœmy tu zaparê dni, w tej sytuacji jednak musieliœmy wykorzystaæ okazjê jednorazowegozapewne pobytu na wyspie.Powtórzy³a siê crossowa jazda, ale od miejsca, zktórego wyruszyliœmy po po³udniu, nie da³o siê ju¿ jechaæ na rowerze.Chcia³onam siê piæ.Marsz przez wydmy by³ prawdziw¹ tortur¹.Czasem ³apa³em siê natym, ¿e mam halucynacje, opisywane przez ludzi, umieraj¹cych z pragnienia napustyni.Puls ³omota³ w skroniach, odbijaj¹c siê echem w ca³ej g³owie.Nadziesiêæ minut przed dotarciem do celu uda³o mi siê pokonaæ moje ³ajdackiedrugie ja, które namawia³o mnie, abym zrezygnowa³.Zatacza³em siê, id¹c zaTeet¹, nie patrzy³em na Williego i Rico, których wpl¹ta³em w tê awanturê.S³ysza³em, ¿e kaszl¹ gdzieœ za mn¹ i wyobra¿a³em sobie, z jakim wyrzutem namnie patrz¹.Przed oczami przesuwa³y mi siê obrazy mitologicznych postaci.Nagle siê otrz¹sn¹³em.Widok, jaki ujrza³em, to nie by³a chyba, fata morgana?Nie.Tu¿ obok przyboju widaæ by³o monolity, nasz cel: jeden le¿a³ na ziemi,drugi sta³ pionowo.Zapomnia³em o ca³ym zmêczeniu.Wielkie z³omy kamienne, niegdyœ przyciête pod k¹tem, dziœ spêkane od wiatrów iburz, dotkniête zêbem czasu, wznosi³y siê przed nami.Otacza³ je prostok¹t,u³o¿ony z niewielkich kamieni.Czy to kolejne ma³o wa¿ne cmentarzysko, jakichwiele widzia³em na ca³ym œwiecie?Ca³kiem ju¿ przytomny zauwa¿y³em, ¿e proste monolity wysokoœci cz³owiekawskazuj¹ ró¿ne kierunki, spostrzeg³em przy tym, ¿e na kamiennym grzebieniu s¹wyryte proœciutkie, szerokoœci centymetra, „drogowskazy", nakierowane naodleg³e cele.Wyci¹gamy mapê i kompas.Linia skierowana na po³udnie przecina³a oddalon¹ o 1800 km w linii prostejwyspê Niutao, nale¿¹c¹ do Wysp Ellice, dziewiêciu atoli.Kolejne wy¿³obieniewskazywa³o na Samoa Zachodnie - oddalone o 1900 km w linii prostej na wschód odWysp Fid¿i.Trzeci¹ lini¹ namierzyliœmy odleg³e o 4700 km w linii prostej WyspyTuamotu, w po³udniowym regionie Oceanu Spokojnego, a w koñcu trafiliœmy prawiena Hawaje.Po raz kolejny dziêkujemy pastorowi Scarborough z Kapsztadu!Dwa kamienie nawigacyjne by³y granitowe, choæ granit nie wystêpuje na Arorae,trzy mia³y cechy ska³y wulkanicznej, pozosta³e by³y z koralowca.Próbowa³em powi¹zaæ ze sob¹ myœli, jakie zawsze przychodzi³y mi do g³owy wkonfrontacji z problemami prehistorycznej nawigacji.Bezsporne jest, ¿ewyspiarze od dawna potrafili siê uporaæ z prostymi problemami nawigacyjnymi zapomoc¹ gwiazd i dziêki znajomoœci pr¹dów morskich.Fakt ten jednak nie wyjaœniazagadki, jak pierwsi podró¿nicy morscy docierali do celu, o którego istnieniunie mieli pojêcia.Odbijaj¹c od brzegów ojczystej wyspy, nie wiedzieli, gdziewyl¹duj¹ ani jak d³ugo bêdzie trwa³a podró¿.Jeœli cel ich podró¿y le¿a³ niewiadomo gdzie, to doœwiadczenia z podró¿y w jedn¹ stronê nie by³y pomocnepodczas powrotu, bo gwiazdy zmienia³y swoj¹ pozycjê.Tak¿e pr¹dy morskie iwiatry nie s¹ elementem sta³ym.Przyjmuj¹c, ¿e podstawow¹ pomoc¹ nawigacyjn¹by³o rozgwie¿d¿one niebo, pr¹dy morskie i stale wiej¹ce wiatry, zak³adamy, ¿enajdawniejsi podró¿nicy morscy dysponowali skomplikowanymi i bardzozró¿nicowanymi informacjami dotycz¹cymi astronomii, pr¹dów morskich i wiatrów,a zatem wiedz¹, jakiej zwykle nie przypisuje siê naszym najdawniejszymprzodkom.Pamiêtam rozmowê, jak¹ przeprowadzi³em niedawno w muzeum w Wellington w NowejZelandii z etnologiem, dr Robinem Wattem [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl