[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To wszystko.- Chwyci³ karty w d³onie i zacz¹³pedantycznie uk³adaæ je w równiutki stos.- Jako kolonia jesteœmy w staniestagnacji, co znaczy, ¿e nied³ugo wymrzemy.Prognozy s¹ kiepskie.- Nie przesadzasz?.- b¹kn¹³ ktoœ bez wiary we w³asne s³owa.- Mamy jednego m³odzieñca - Jourgen wskaza³ palcem Kaytayena.- I tylkoszeœcioro m³odszych od niego dzieci.Koniec.Czy któraœ z pañ jest w ci¹¿y? -zapyta³ b³azeñskim g³osem.- Nie widzê, nie s³yszê, dziêkujê.Czy któraœ z pañnie by³a u mnie ostatnio po kolejny zestaw antyovulatora? Nie widzê, nies³y.- Przestañ! - krzyknê³a Poolka.- Wiadomo, co chcesz powiedzieæ.Nie chcemy tusiê rozmna¿aæ.Nie chcemy ¿yæ od grudnia do grudnia i poddawaæ siê jakimœnieracjonalnym dzikim obyczajom!- Spokojnie.- Postuka³ kostk¹ w stó³ Bruno.- Dobrze, ¿e w koñcuzdecydowaliœmy siê poruszyæ ten temat.Jak rozumiem - jesteœmy ju¿, jakokolonia, w niedoczasie.Musimy szybko zdecydowaæ - ¿yjemy tak jak dotychczas iwymieramy, czy stajemy do walki z tym czymœ.Ale jeœli zdecydujemy siê nawalkê.- A Ziemia?- Od siedemdziesiêciu lat milczy, wiadomo.Mo¿e siê odezwie, mo¿e ktoœprzyleci.Ale na razie jesteœmy sami i sami musimy zdecydowaæ.Powtarzam -jeœli walczymy, to musimy zarzuciæ zerowanie rozrodu i energicznie zaj¹æ siêbadaniami.- Mo¿e to jakiœ gaz? - powiedzia³a w g³êbokiej ciszy Maichaelina.Wpad³o jej todo g³owy kilka godzin temu i nie chcia³a zmarnowaæ takiego pomys³u.- Mo¿ejakieœ roœliny czy owady tej jednej nocy siê.uaktywniaj¹ czy nabieraj¹cjakichœ w³aœciwoœci? A niektórzy z nas przez rok mog¹ staæ siê w jaki¿ sposóbuczuleni na ten czynnik.Zobaczy³a, ¿e kilkadziesi¹t par oczu wpi³o siê w ni¹.Zarumieni³a i poczu³aszczypanie w oczach.- Co z nas za bydlêta.- powiedzia³a wolno Poolka.- Mamy takie dzieci i.i.pozwalamy.Rozszlocha³a siê i poderwa³a, ¿eby wypaœæ z sali, za ni¹ wybieg³a Galarzuciwszy porozumiewawcze i usprawiedliwiaj¹ce spojrzenie Sayennel.D³ugichkilka chwil wszyscy siedzieli nieruchomo, ma³o kto nie patrzy³ na swoje rêce nastole.Jourgen g³aska³ pergaminett, jakby chcia³ zetrzeæ opuszk¹ palca kilkas³Ã³w.- Mo¿e.- zacz¹³ Bruno i musia³ przerwaæ, ¿eby oczyœciæ krtañ z jakiegoœobcego i przeszkadzaj¹cego chrypienia.- Mo¿e zacznijmy od tego, ¿e niepójdziemy dzisiaj spaæ.- ¯adnych prezentów! - odezwa³ siê nagle milcz¹cy dot¹d Yumanae.- Postawmysprawê na ostrzu no¿a: my, ludzie, nie przynosimy ¿adnych darów! - Spodkrzaczastych brwi patrzy³y ciemne oczy.Mia³ lekkiego zeza, dzisiaj widaæ toby³o szczególnie mocno i nadawa³o jego s³owom jakiegoœ szczególnego znaczenia.- Najwy¿ej sprawa siê rozwi¹¿e szybko i radykalnie - wszyscy posiwiejemy.-Nagle wyci¹gn¹³ rêkê i chwyci³ d³oñ siedz¹cej naprzeciwko Loyrie, zaskoczonanie wyda³a z siebie dŸwiêku, choæ otwiera³a ju¿ usta.- W przysz³ym roku bêdziejeszcze trudniej, nie rozumiecie? - wycedzi³ Yumanae.- Jeœli urodzi siê namkilkoro dzieci, to czy zdecydujemy siê na taki agresywny eksperyment?Zamilk³, a gdy wszyscy gor¹czkowo szukali s³Ã³w, jedni sprzeciwu, drudzyaprobaty, otworzy³y siê drzwi i wesz³y zap³akane Gala i Poolka.W milczeniuskierowa³y siê do sto³u, Poolka po drodze szybko pochyli³a siê nad Maichaelin¹i poca³owa³a j¹ w policzek.- Gdy bêdê mia³a córkê, bêdê chcia³a, ¿eby by³a taka jak ty.A gdy to bêdziesyn - tym bardziej - powiedzia³a cicho, ale w panuj¹cej w sali ciszy da³oby siêus³yszeæ trzepot skrzyde³ motyla.- S¹dzê, ¿e ca³onocne czuwanie mo¿emy przeg³osowaæ ju¿ teraz - powiedzia³a pochwili Sayennel.- Potem bêdziemy mieli czas na inne.decyzje.Rano siódmego grudnia Stando wróci³ z ³azienki, gdzie pod prysznicem odbiera³dobowy kondensat raportu oficera dy¿urnego.- Kapitanie - powiedzia³ radoœnie do kochanki - mamy wreszcie na dole jakiœruch.Ta ma³a.- zerkn¹³ zajmuj¹cy ca³e przedramiê ekran -.Maichaelinazmusi³a ca³¹ tê bandê skostnialców do ruchu.Po pierwsze, zebrali siê naca³onocne czuwanie.- Zatar³ rêce.- Nareszcie coœ siê zaczê³o dziaæ.Tyleczekania!.Kapitan podnios³a siê i opar³a na ³okciu.Uœmiechnê³a siê szeroko.- Zgadzam siê, ¿e nareszcie.Wisimy tu dziewiêæ lat i do dzisiejszego dniawydawa³o mi siê, ¿e niepotrzebnie rz¹d cacka siê z nimi.Czekanie, ¿e coœpostanowi¹ w sprawie tego Santa Clausa.- pokrêci³a g³ow¹.- Albo nale¿yzostawiæ ich samych i niech sobie radz¹ jak mog¹, albo zabraæ st¹d, ¿eby niewpieprzyæ siê w cudz¹ cywilizacjê.- A oni ani siê nie wpasowywali, ani nie podbijali, po prostu wegetowali.U³o¿y³ siê na boku, twarz¹ do jej cia³a, w którym wymiesza³y siê pigmenty ikarnacje kilkudziesiêciu ró¿nych ras.- Mm-hm.- Kapitan przerzuci³a przez niego praw¹ nogê i wtuli³a nos w k¹tprosty cia³a miêdzy obojczykiem i szyj¹.- Cieszmy siê, ¿e coœ drgnê³o.- Po po³udniu podrzucimy im szpicla i bêdziemy wiedzieli, co z tego pomys³uwynik³o.Swoj¹ drog¹ - widzia³aœ jak ta ma³a strzela? O ma³o nie nadzia³a naswoj¹ cholern¹ drewnian¹ strza³ê jednej z patroletek!- Hm? Mo¿e.zajmijmy.siê.Sygna³ komunikatora poderwa³ oboje.Rzucili siê ka¿de do swojego komunikatora.Aktywny by³ kapitañski.Przy³o¿y³a kciuk do repilatora, zweryfikowa³ jejstatus.- Tak? - potrz¹snê³a niecierpliwie urz¹dzeniem.- Pani Kapitan!.Tu drugi mat, Wayle.Myœlê, ¿e powinna pani szybko przybyæ doœluzy ósmej, na poziom drugi.Pos³a³em po pani¹ paj¹ka.- Co siê sta³o?- Zgon.Mamy tu cia³o.To jest Ana Burre.M³oda programistka.Medex siê zaci¹³i nie chce podaæ przyczyny œmierci.Scan pomieszczenia nic nie pokazuje.Wesz³a, zakrêci³a siê, upad³a.- Serce? - S³uchaj¹c Wayle'e wi³a siê pomagaj¹c mundurowi prawid³owo i sprawnieosi¹œæ na jej ciele.To samo robi³ jej partner, ale on mia³ obie rêce wolne, dlatego ju¿ podskakiwa³na jednej obutej nodze, czekaj¹c a¿ but usadowi siê na drugiej.- Nie.Serce ma.mia³a zdrowe.Na razie - zero przyczyn.Jedyne.Zamilk³.Kapitan zapinaj¹c mundur pochyli³a siê nad ³¹cznikiem.- Wayle! Gadaj szybko!- Jest siwa, pani kapitan.Siwiu.Cholera.Siwiuteñka.Na ca³ym ciele.paŸdziernik 1999
[ Pobierz całość w formacie PDF ]