do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podszed³ do szarzej¹cego ju¿ wyraŸnieokna, stan¹³ z boku, wyjrza³ ostro¿nie, rozejrza³ siê uwa¿nie.W zasiêgu wzrokunic i nikt siê nie porusza³o.Samo j¹dro zamku nie mia³o zewnêtrznych murów,ale budowniczy nie potrafi³ zrezygnowaæ z zabezpieczenia siedziby w³adcy.Centraln¹ czêœæ budowli oddziela³ od zewnêtrznej pas dziedziñca, oddzielaj¹cynieco ni¿szy budynek pierœcieniem otaczaj¹cym w³aœciw¹ siedzibê w³adcy.Doœæ³atwo przezeñ przerzuciæ k³adki, pomyœla³ Hondelyk, ale pewnie korytarze ischody w tamtym budynku s¹ tak w¹skie, ¿e nie da siê nawet przenieœæ kawa³kadrewna.Tak przynajmniej ja bym zrobi³.Co cztery za³omy muru sta³ œpi¹cy w najlepsze wartownik.¯aden co prawda niesiedzia³, ani nie opiera³ siê na pice.Wszyscy widoczni spali w ten sam sposób- ty³ki oparte o mur, pika w prawej d³oni, tu³Ã³w lekko pochylony do przodu, wrównowadze, jakby wpatrywali siê w szereg maszeruj¹cych przed czubkami butówmrówek.Za ich plecami, pomiêdzy w¹skimi arkbutanami, w ciemnych lukarnach,które pewnie nigdy nie przepuszcza³y do wnêtrza tyle œwiat³a ile powinny, nieporusza³o siê nic, nawet w œródzamkowym ogrodzie liœcie na limunach,berberysach i kolorowym kobiercu kwiatów zamar³y.G³êboki przedœwit, pomyœla³.Najlepsza pora na atak.Dlaczego przyszed³ mi do g³owy atak? Wystarczy - jakdla mnie - dzieñ, zwyk³y dzieñ Ttafeonda.Westchn¹³, poruszy³ zziêbniêtymi stopami.Nie przekraczaj¹c przeœwitu okna,bokiem wróci³ do ³o¿a i po³o¿y³ siê w wyziêbionym, wygniecionym w³asnym cia³em,a wczeœniej cia³em Ttafeonda kanionie poœcieli.Znowu poprawi³ u³o¿eniesztyletu i ko³dry.Zwyk³y dzieñ.Ma racjê Cadron, ¿e nie mo¿na zbyt szybkoprzyjœæ do zdrowia, ale jeœli bêdzie udawa³ zbyt solidnie, a ktoœ to odkryje,to - przyjmuj¹c, ¿e Zingute ma racjê i istnieje frakcja niechêtna pomys³owiTtafeonda - mog¹ nast¹piæ gwa³towne dzia³ania.Czyli co - chory, ale zdrowszy;zdrowszy, ale s³aby?Poczu³ ssanie w ¿o³¹dku, a potem d³ugie przeci¹g³e warkotliwe i cichn¹ceburczenie.Ot, trzewia, jeszcze nie przestaniesz siê baæ, jeszcze nie wiesz, ¿eju¿ siê nie boisz, a flaki pierwsze siê odzywaj¹.Jakby do nich droga od g³owyby³a najkrótsza.Zerkn¹³ na stolik przy ³Ã³¿ku - piramidka owoców, na czubkujêdrna œliwicha, siêgn¹³ po ni¹, nie prze³amuj¹c w³o¿y³ do ust w ca³oœci, d³ugoze smakiem obsysaj¹c wi¹zkê pestek, a potem z nudów rozgryz³ j¹ i obrobi³zêbami tak, ¿e zosta³y tylko suche kruche ³uski.Popatrzy³ z czu³oœci¹ na butlêz winem, ale odmówi³ sobie na pusty ¿o³¹dek.W koñcu nala³ do kubka wody, dola³jeszcze i jeszcze i na koniec niemal wkropi³ trochê gêstego ciemnobr¹zowego zbordowym odcieniem strugi wina.Popija³ dekokt rozmyœlaj¹c nad swoim,Hondelyka, po³o¿eniem, potem zmusi³ siê do przestawienia - myœl jak Ttafeond,rozkaza³ sobie.Inaczej i nic z tego nie bêdzie, i jeszcze siê zdradzisz jakg³upiec.Spal¹ ciê albo utopi¹, albo utopi¹ i spal¹.Dlaczego gdy pomyœla³em"spal¹" przypomnia³ mi siê udziec m³odego kozio³ka, zamarynowany, naszpikowanygarlikiem i posypany muszkat¹, upieczony na delikatnym ogniu i na koñcu, tu¿przed podaniem, zrumieniony ostro? Wszak na "utopi¹" nie pojawi³y siê w g³owieryby? Ech, myœli.Za oknem rozdar³ siê radoœnie któryœ z kwikarów, pewnie przywódca stada,najczujniejszy, wyprzedzaj¹cy o chwilê m³odszych, chêtnych do zaw³adniêciapierzastymi podw³adnymi.Za nim, ciszej i bez jego animuszu, jakby zniechêcenikolejnym nieudanym zamachem, bez przekonania dali g³os adepci.Po seriiprzeci¹g³ych wrzasków nasta³a cisza, w której donoœnie rozleg³ siê brzêk isuchy drewniany turkot - któremuœ z gwa³townie obudzonych wartowników wypad³a zrêki pika i potoczy³a po kamieniach balkonu.Wojak zakl¹³ g³oœno i szpetnie.Ttafeond zachichota³, zerkn¹³ na œpi¹cego b³ogo Cadrona, wyskoczy³ z poœcieli,¿eby podbiec do okna.Poczeka³ a¿ ¿o³nierz podniós³ broñ i ziewaj¹c rozejrza³siê po otoczeniu.Zmru¿one w ziewniêciu oczy napotka³y ostry wzrok króla,wartownik zamar³ z rozdziawion¹ gêb¹, zatrzasn¹³ j¹, wyprê¿y³ pierœ, a w³adcauniós³ piêœæ i energicznie kilka razy zabe³ta³ ni¹ powietrze miêdzy sob¹ i¿o³nierzem.Wojak mrugn¹³ dwa razy, chyba po to, by utrzymaæ ga³ki oczne woczodo³ach, Ttafeond poruszy³ wargami, posy³aj¹c bezg³oœne przekleñstwo, potemodwróci³ siê i chichocz¹c bezg³oœnie wróci³ na palcach do ³Ã³¿ka.Nala³ dopucharu jeszcze jedn¹ porcjê wody, zastanowi³ chwilê, ale jednak oszczêdnieplusn¹³ winem i wypi³ mieszankê duszkiem.W du¿ym lustrze na œcianie zobaczy³siebie, w d³ugich jedwabiœcie po³yskuj¹cych gaciach, wystaj¹cych spod brzegu oton jaœniejszej koszuli, rozche³stanej na piersi, z wyciêcia stercza³a grdyka,po wiotkiej szyi przechodz¹ca w g³êbokie solniczki [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl