do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To dla mnie bardzo bolesne wspomnienia, wiêc myœlê, ¿e nie bêdê siê dalej w niezag³êbiaæ.Po miesi¹cu ojciec, Beldin i ja wróciliœmy do Doliny i czekaj¹cego KodeksuDariñskiego.By³o póŸne lato, gdy wróciliœmy do domu z Wyspy Wiatrów.Mi³o jest odwiedziætych, których siê kocha, ale zawsze dobrze wróciæ do Doliny.Takiego spokojujak tam nie znajdziemy nigdzie indziej.Dolina Aldura jest jedynieprzed³u¿eniem koniuszka Algarii, ale gdybyœcie tu przybyli, natychmiastspostrzeglibyœcie ró¿nicê.U nas trawa jest bardziej zielona, a niebo bardziejb³êkitne.£agodnie pofa³dowane ³¹ki znacz¹ ciemne plamki sosen oraz zagajnikibrzóz i osik o bia³awych pniach.Szczyty gór Ulgolandu, ci¹gn¹cych siê odzachodu, wieñcz¹ wieczne œniegi, które rankami zawsze zabarwiaj¹ siê nab³êkitno.Potê¿ne szczyty Mishtak ac Thull, które rozdzieraj¹ niebo zaWschodnim Szañcem, siniej¹ w oddali.Wie¿a mego ojca i wie¿e wujków to solidnebudowle.Wznosili je bez poœpiechu.Mieli pod dostatkiem czasu, by takdopasowaæ kamienie, ¿e wie¿e bardziej przypomina³y naturalne wypiêtrzenia ska³ni¿ dzie³o ludzkich r¹k.Wszystko tutaj jest doskona³e, bez wad.Nie ma nawetœladu brzydoty.Jelenie s¹ tu tak oswojone, ¿e a¿ czasami siê naprzykrzaj¹.Pod nogami zawszekrêc¹ siê zaj¹ce o puchatych bia³ych ogonkach.Pewnie dlatego ¿e bliŸniakizawsze je karmi¹.Ja karmiê ptaki, ale to ca³kiem inna sprawa.Dolina le¿y w miejscu spotkania dwóch ³añcuchów górskich, dlatego zawsze wiejew niej delikatny wietrzyk.Za spraw¹ jego podmuchów trawy faluj¹ niczym morze.Po powrocie do domu ojciec chcia³ natychmiast zaszyæ siê w k¹cie z KodeksemDariñskim.Wujkowie nie mieli jednak zamiaru mu na to pozwoliæ.- Do licha, Belgaracie - powiedzia³ pewnego wieczoru Beltira z nietypowym dlasiebie uniesieniem, gdy s³oñce rozpali³o ognie na niebie nad Ulgo.- Nie tylkociebie to interesuje.Ka¿dy z nas chce mieæ kopiê.Ojciec zmarkotnia³.- Mo¿ecie przeczytaæ, jak skoñczê.Teraz nie mam czasu na zabawy z piórem iatramentem.- Samolub z ciebie, Belgaracie - warkn¹³ wujek Beldin, drapi¹c siê pozmierzwionej brodzie.Rozsiad³ siê wygodniej w fotelu przy ogniu.-To zawszeby³o twoj¹ najwiêksz¹ wad¹.Tym razem ci siê nie uda.Nie zaznasz spokoju,dopóki wszyscy nie bêdziemy mieæ swoich kopii.Ojciec burkn¹³ coœ do niego.- Trzymasz jedyn¹ kopiê, Belgaracie - zauwa¿y³ Belkira.- Jeœli coœ siê z ni¹stanie, zdobycie nastêpnego egzemplarza mo¿e potrwaæ ca³e miesi¹ce.- Bêdê bardzo ostro¿ny.- Ty po prostu chcesz go zatrzymaæ dla siebie - oskar¿y³ go Beltira.- Od latwykorzystujesz swoj¹ pozycjê pierwszego ucznia.- To nie ma nic do rzeczy.- Och, doprawdy?- To œmieszne! - wybuchn¹³ Beldin.- Daj mi to, Belgaracie.- Ale.- Daj, bo odbiorê si³¹.Jestem od ciebie silniejszy i mogê ci go zabraæ, jeœlibêdê musia³.Ojciec z niechêci¹ poda³ mu zwój.- Nie zgub miejsca, w którym skoñczy³em - poprosi³ tylko.Beldin spojrza³ nabliŸniaków.- Ile kopii nam potrzeba?- Po jednej dla ka¿dego - odpar³ Beltira.- Gdzie trzymasz atrament,Belgaracie?- Nie bêdzie nam potrzebny - rzek³ Beldin.Rozejrza³ siê i wskaza³ jeden zesto³Ã³w do pracy ojca, obok miejsca, gdzie przygotowywa³am kolacjê.-Sprz¹tnijcie tu - poleci³.- Ja nad tym pracujê - zaprotestowa³ ojciec.- Jak widzê, niezbyt ciê¿ko.Na wszystkim a¿ grubo kurzu i pajêczyn.BliŸniaki ju¿ sprz¹tali ze sto³u ojca ksi¹¿ki, notatki i misterne modele jakiœtajemniczych urz¹dzeñ mechanicznych.Ojciec potem sobie przypisa³ zas³ugê tego, co Beldin zrobi³ owego pogodnegowieczoru.Potrafi przyw³aszczaæ sobie cudze pomys³y szybko jak cudz¹ w³asnoœæ.Ja jednak doskonale pamiêtam tamto wydarzenie.Beldin po³o¿y³ na stole grubyzwój, który Luana dla nas przygotowa³a, i zdj¹³ przytrzymuj¹c¹ go gumê.- Bêdzie mi potrzebne œwiat³o - oznajmi³.Beltira wyci¹gn¹³ rêkê d³oni¹ ku górze.Przez chwilê siê koncentrowa³.Potempojawi³a siê jaskrawa kula czystej energii i zawis³a nad sto³em niczymminiaturowe s³oñce.- Popisuje siê - mrukn¹³ ojciec.- Cicho b¹dŸ! - skarci³ go Beldin.Potem zmarszczy³ twarz w zamyœleniu.Poczuliœmy i us³yszeliœmy, gdy uwalnia³ sw¹ Wolê.Szeœæ pustych zwojów pojawi³o siê na stole, po trzy z ka¿dej stronyoryginalnego Kodeksu Dariñskiego.Potem mój wujek zacz¹³ rozwijaæ kodeks zoczyma utkwionymi w tekœcie.Puste zwoje, które teraz przesta³y ju¿ byæ puste,rozwija³y siê z t¹ sam¹ szybkoœci¹, z jak¹ przesuwa³ wzrok wzd³u¿ d³ugiegopergaminu przys³anego przez Algara.- Nigdy mi to nie przysz³o do g³owy - powiedzia³ Beltira z podziwem.- Kiedy nato wpad³eœ?- Teraz - przyzna³ Beldin.- Podnieœ to œwiat³o nieco wy¿ej, proszê.Twarz ojca posêpnia³a z minuty na minutê.- Co ciê martwi? - zapyta³ Beldin.- Oszukujesz.- Oczywiœcie.Wszyscy oszukujemy.Dopiero teraz to do ciebie dotar³o?Ojciec a¿ warkn¹³ z wœciek³oœci, a ja ostentacyjnie westchnê³am.- O co chodzi, Poi? - zapyta³ Belkira.- Mieszkam z gromadk¹ posiwia³ych ch³opców, wujku.Czy wy, staruchy, kiedyœdoroœniecie?Wydawali siê nieco ura¿eni.Zauwa¿y³am, ¿e mê¿czyŸni zwykle tak reaguj¹ na tegotypu uwagi.Beldin dalej rozwija³ orygina³ kodeksu, podczas gdy bliŸniaki b³yskawicznie,linijka po linijce, porównywali kopie.- S¹ jakieœ pomy³ki? - zapyta³ karze³.- Ani jednej - odpar³ Beltira.- Mo¿e mi siê uda³o.- Hê jeszcze czasu ci to zajmie? - dopytywa³ siê ojciec.- Tyle, ile bêdzie trzeba.Daj mu jeœæ, Pol.Zabierz mi go z oczu.Ojciec odszed³ na bok, mrucz¹c coœ pod nosem.W rzeczywistoœci zajê³o to Beldinowi nie wiêcej ni¿ godzinê, poniewa¿ taknaprawdê nie czyta³ kopiowanego tekstu.PóŸniej, tego samego wieczoru,wyt³umaczy³ nam, ¿e proces polega na przenoszeniu obrazu orygina³u na pustezwoje.- To wszystko - powiedzia³ w koñcu.- Teraz ka¿dy z nas mo¿e w swoim zaciszurozkoszowaæ siê tymi g³upotami.- Który jest prawdziwy? - dopytywa³ siê ojciec, spogl¹daj¹c na siedem zwojówle¿¹cych na stole.- A co za ró¿nica? - warkn¹³ Beldin.- Ja chcê orygina³.Wybuch³am œmiechem, choæ w³aœnie kroi³am szynkê, któr¹ mieliœmy zjeœæ nakolacjê.- To nie jest zabawne, Pol - skarci³ mnie ojciec.- Mnie wydaje siê œmieszne.IdŸcie siê umyæ.Kolacja prawie gotowa.Po jedzeniu ka¿dy z nas wzi¹³ swoj¹ kopiê be³kotu Bormika i zasiad³ w którymœ zfoteli stoj¹cych w ojcowskiej wie¿y, by samotnie zabraæ siê za czytanie s³Ã³wbogów, a mo¿e s³Ã³w owej niewidzialnej Koniecznoœci, która kieruje ¿yciemwszystkich stworzeñ na ziemi.Ja ze swoj¹ kopi¹ usiad³am w obszernym fotelu obok paleniska w kuchni i zdjê³amgumkê ze zwoju.W œrodku by³ krótki list od Luany.„Lady Polgardo, dotrzyma³am swej czêœci umowy.Muszê ci jednak jeszcze razpodziêkowaæ za twój dar.Mieszkam teraz w centralnej Algarii.Dasz wiarê, ¿emam nawet adoratora? Nie jest m³ody, ale mi³y, dobry, solidny.Myœla³am, ¿enigdy nie wyjdê za m¹¿, lecz Belar da³ mi szansê na zasmakowanie tegoszczêœcia.Nie wiem, jak ci dziêkowaæ".Oczywiœcie to nie Belar nagrodzi³ Luanê.Z biegiem lat przekona³am siê, ¿e Cel,który stwarza wszystko, co jest, by³o lub bêdzie, zawsze nagradza za wiern¹s³u¿bê.Mnie wystarczy spojrzeæ na twarze mych dzieci i mê¿a, by zobaczyæ swoj¹nagrodê.Charakter pisma w liœcie Luany by³o identyczny z tym na zwoju.Skrupulatnieprzepisa³a wiêc ca³y dokument sporz¹dzony przez skrybów.Oczywiœcie to nie by³okonieczne, ale Luana bardzo powa¿nie traktowa³a swoje zobowi¹zania.Kodeks Dariñski, pomijaj¹c jego czasami górnolotny styl, by³ raczej nudnymdokumentem.Wszystko by³o w nim podporz¹dkowane potrzebie zachowaniachronologii.Teraz wiem dlaczego, ale gdy czyta³am go po raz pierwszy, poprostu mnie nudzi³.S¹dzi³am, ¿e jest odbiciem ob³¹kanego umys³u Bormika.Terazwiem, ¿e by³o inaczej.Wujek Beldin przebrn¹³ przez swoj¹ kopiê w szeœæ miesiêcy i pewnego zimowegowieczoru przywlók³ siê przez zaspy do wie¿y ojca [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl