[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale ¿eby j¹ przegraæ.Cholera, wkurzy³em siê.Musia³em zaci¹gn¹æpo¿yczkê, ¿eby wyremontowaæ lokal.Op³aty s¹ wysokie.Teraz pewnie nieprzetrzymam zimy, dlatego ¿e ten sukinsyn nie potrafi³ siê oprzeæ pokusie gry.Mogê mu jeszcze z³amaæ kark.To by³ dobry wstêp.Szopa uda³a siê sztuka.— Czy chcesz z³o¿yæ formaln¹ skargê? Szopa uda³, ¿e siê waha.— To cz³onek rodziny.Mój kuzyn.— Rozwali³bym ³eb w³asnemu ojcu, gdyby mi zrobi³ coœ takiego.— Aha.Dobra, z³o¿ê j¹.Ale nie wieszajcie go od razu.Mo¿e da radê toodpracowaæ, albo coœ.Cholera, mo¿e jeszcze ma trochê forsy,któr¹ móg³by mi oddaæ.Mo¿e mnie ok³ama³, mówi¹c, ¿e straci³ wszystko.Ok³ama³mnie w wielu sprawach.— Szopa potrz¹sn¹³ g³ow¹.— Pracowa³ u nas dorywczojeszcze od czasów, kiedy mój ojciec kierowa³ lokalem.Nigdy nie myœla³em, ¿ezrobi coœ takiego.— Wiesz, jak to jest.Jak popadniesz zbyt g³êboko w d³ugi i sêpy zaczn¹ siêzbli¿aæ, zrobisz wszystko, ¿eby ocaliæ ty³ek.Nie martwisz siê wtedy o jutro.Ci¹gle siê z tym spotykamy.Szopa skin¹³ g³ow¹.Wiedzia³, jak to jest.Gdy cz³owiek sêdziego wyszed³, Szopa powiedzia³ Lizie, ¿e wychodzi.Chcia³ siêzabawiæ jeszcze ten jeden raz, zanim wróci do ponurego zajêcia, jakim by³okierowanie Lili¹.Kupi³ sobie najpiêkniejsz¹ i najbardziej bieg³¹ kobietê, jak¹ móg³ znaleŸæ.Kosztowa³a drogo, by³a jednak warta ka¿dego miedziaka.Wróci³ do Lilii ¿a³uj¹c,¿e nie mo¿e ¿yæ w ten sposób przez ca³y rok.W nocy œni³ o tej kobiecie.Liza obudzi³a go wczeœnie.— Przyszed³ jakiœ cz³owiek.Chce siê z panem widzieæ.— Kto to jest?— Nie chcia³ powiedzieæ.Szopa wyszed³, przeklinaj¹c, na zewn¹trz.Nie zrobi³ nic, by zakryæ sw¹ nagoœæ.Ju¿ niejeden raz dawa³ Lizie do zrozumienia, ¿e jej obowi¹zki powinny obejmowaæcoœ wiêcej ni¿ tylko pracê barmanki.Nie by³a sk³onna do wspó³dzia³ania.Musia³znaleŸæ na ni¹ jakiegoœ haka.Powinien siê mieæ na bacznoœci.Seks stawa³ siêjego obsesj¹.To mog³o daæ komuœ haka na niego.Zszed³ do sali.Liza wskaza³a na mê¿czyznê, Szopa go nie zna³.— Chcia³eœ siê ze mn¹ zobaczyæ?— Czy masz jakieœ ustronne miejsce?Ciê¿ka sprawa.Co teraz? Nie by³ nikomu nic winien.Nie mia³ ¿adnych wrogów.— Czego ode mnie chcesz?— Porozmawiajmy o twoim kuzynie.Tym, który nie znikn¹³, jak siê ludziomwydaje.Szopa poczu³ skurcz w ¿o³¹dku.Ukry³ swój niepokój.— Nie rozumiem.— Przypuœæmy, ¿e ktoœ widzia³, co siê sta³o?— ChodŸ do kuchni.Goœæ Szopy wyjrza³ przez kuchenne drzwi.— Myœla³em, ¿e jakiœ szpicel móg³by zechcieæ pods³uchiwaæ.Nastêpnie zda³Szopie dok³adn¹ relacjê ze œmierci Waldka.— Sk¹d wytrzasn¹³eœ tê bajeczkê?— Widzia³em to.— Chyba w wyobraŸni.— Jesteœ spokojniejszy, ni¿ myœla³em.Sprawa wygl¹da tak, przyjacielu.Mamcwan¹ pamiêæ.Czasem coœ zapominam.Zale¿y od tego, jak siê mnie traktuje.— Ach.Zaczynam dostrzegaæ œwiat³o.Chodzi o pieni¹dze za milczenie.— Masz racjê.Myœli Szopy gna³y jak przestraszone myszy.Nie móg³ sobie pozwoliæ, by p³aciæza milczenie.Musia³ znaleŸæ inne wyjœcie.W tej chwili jednak nie by³ w stanienic zrobiæ.By³ zbyt zbity z tropu.Potrzeba mu by³o czasu, by wzi¹æ siê wgarœæ.— Ile?— Lewa tygodniowo mo¿e op³aciæ przypadek amnezji pierwsza klasa.Szopa wytrzeszczy³ oczy.Powiedzia³ coœ bez sk³adu.St³umi³ swój protest.Szanta¿ysta wykona³ gest oznaczaj¹cy „co na to poradzê".— Ja te¿ mam problemy.Mam wydatki.Lewa na tydzieñ.Albo radŸ sobie sam.Przez myœl Szopy przemkn¹³ czarny zamek.Wulgarny spryt z³apa³ tê myœl iprzyjrza³ siê jej dok³adnie, rozpatruj¹c mo¿liwoœci.Morderstwo nie by³o ju¿czymœ, co nape³nia³oby go niepokojem.Ale nie teraz.Nie tutaj.— Jak mam ci p³aciæ? Mê¿czyzna uœmiechn¹³ siê.— Po prostu daj mi jednego lewa.Szopa przyniós³ do kuchni sw¹ puszkê z pieniêdzmi.— Bêdziesz musia³ wzi¹æ miedziaki.Nie mam srebra.Uœmiech tamtego sta³ siêjeszcze szerszy.By³ zadowolony.Dlaczego?Przybysz wyszed³.Szopa powiedzia³ do dziewczyny:— Lizo, mam dla ciebie zadanie.To warte premii.ŒledŸ tego cz³owieka.Dowiedzsiê, dok¹d pójdzie.— Da³ jej piêæ groszy.— Nastêpna pi¹tka kiedy wrócisz,jeœli na ni¹ zas³u¿ysz.Liza wypad³a na zewn¹trz, zamiataj¹c wokó³ spódniczk¹.— D³ugo ³azi³ w kó³ko — zameldowa³a Liza.— Jakby chcia³ zabiæ czas.Potemskierowa³ siê na ulicê Producentów ¯agli, odwiedziæ tego jednookiegolichwiarza.— Gilberta?— Aha.Gilberta.— Dziêkujê — powiedzia³ Szopa w zamyœleniu.— Diabelnie dziêkujê.To rzucaœwiat³o na sprawê.— Zas³u¿y³am na piêæ groszy?— Jasne.Dobra z ciebie dziewczyna.Odliczaj¹c monety uczyni³ niedwuznaczn¹ propozycjê.— Nie potrzebujê pieniêdzy a¿ tak bardzo, panie Szopa.Wycofa³ siê do kuchni i zacz¹³ przygotowywaæ kolacjê.A wiêc za szanta¿yst¹sta³ Gilbert.Czy chcia³ on wywrzeæ na Szopê finansowy nacisk? Dlaczego?Lilia.Jaki móg³ byæ inny powód? Renowacja uczyni³a zagarniêcie lokalu znaczniebardziej atrakcyjnym.A wiêc za³Ã³¿my, ¿e Gilbert rozpocz¹³ kampaniê maj¹c¹ na celu odebranie muLilii.Musia³ walczyæ.Tym razem jednak nikt nie móg³ mu pomóc.By³ zdany naw³asne si³y.W trzy dni póŸniej Szopa odwiedzi³ znajomego, który prowadzi³ sw¹ dzia³alnoœæna dolnej krawêdzi Koturnu.Za op³at¹ podano mu imiê.Odwiedzi³ wskazanegocz³owieka i pozostawi³ u niego dwie sztuki srebra.Po powrocie do Lilii poleci³ Lizie, by powiedzia³a swym ulubionym klientom, ¿eGilbert zamierza wyrzuciæ ich na ulicê za poœrednictwem k³amstw i gróŸb.Chcia³, by sêdzia odnosi³ siê podejrzliwie do oskar¿eñ, jakie zostan¹ póŸniejprzeciwko niemu wysuniête.Rankiem tego dnia, w którym mia³ zap³aciæ drugiego lewa, Szopa powiedzia³Lizie:— Ca³y dzieñ mnie nie bêdzie.Jeœli ktoœ bêdzie mnie szuka³, powiedz mu, ¿ebyprzyszed³ po kolacji.— Mê¿czyŸnie, którego œledzi³am?— Zw³aszcza jemu.Z pocz¹tku Szopa po prostu wa³êsa³ siê, by zabiæ czas.Stopniowo stawa³ siêcoraz bardziej nerwowy.Coœ siê nie uda.Gilbert siê z nim policzy.ale nieodwa¿y³by siê na to, prawda? To by splami³o jego reputacjê.Plotki rozsiewaneprzez Szopê zepchnê³y go do defensywy.Ludzie pójd¹ po¿yczaæ pieni¹dze do kogoœinnego, jeœli bêdzie naciska³.Znalaz³ sobie kobietê.Kosztowa³a zbyt wiele, ale pomog³a mu zapomnieæ.Nachwilê.Wróci³ do Lilii o zachodzie s³oñca.— Pokaza³ siê? — zapyta³ Lizê.— I wróci.Wygl¹da³ na wkurzonego.Nie s¹dzê, by mia³ byæ dla pana uprzejmy,panie Szopa.— Tak to ju¿ jest.Bêdê za lokalem.Idê r¹baæ drzewo.Szopa spojrza³ na klienta, którego nigdy dot¹d nie widzia³.Mê¿czyzna skin¹³g³ow¹ i wyszed³ przez drzwi frontowe.Ober¿ysta r¹ba³ drzewo przy œwietle latarni.Od czasu do czasu przeszukiwa³wzrokiem cienie, nie dostrzega³ jednak nic.Modli³ siê, by wszystko posz³odobrze.Szanta¿ysta wypad³ na zewn¹trz przez drzwi do kuchni.— Próbujesz mnie unikaæ, Szopa? Wiesz, co siê stanie, jak wykrêcisz mi jakiœnumer?— Unikaæ ciê? O czym ty mówisz? Jestem na miejscu.— Po po³udniu ciê nie by³o, a teraz ta twoja dziewczyna robi³a mi trudnoœci.Chcia³a mnie sp³awiæ.Musia³em j¹ grzmotn¹æ, ¿eby mi powiedzia³a, gdziejesteœ.Bardzo pomys³owe.Szopa zastanowi³ siê, jak wiele Liza podejrzewa³a.— Daruj sobie te dramatyczne efekty.Chcesz dostaæ pieni¹dze, a ja chcê, ¿ebytwoja brzydka gêba zniknê³a z mojego lokalu.Za³atwmy tê sprawê.Szanta¿ysta zrobi³ zdumion¹ minê.— Ty siê stawiasz? Powiedzieli mi, ¿e jesteœ najwiêkszym tchórzem w Koturnie.— Kto ci powiedzia³? Pracujesz dla kogoœ? To nie jest niezale¿na inicjatywa?Mê¿czyzna przymru¿y³ oczy.Zda³ sobie sprawê, ¿e pope³ni³ b³¹d
[ Pobierz całość w formacie PDF ]