do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byliśmy ciekawi, co uczestnicy tego dramatycznego, choć niejawnego protestu mogą nam powiedzieć o stanie armii rosyjskiej, która wciąż pozostaje najmniej zmienioną od czasów sowieckich instytucją w Rosji.Tatiana Zazulenko, żarliwa działaczka organizacji Prawo Matki, wyjaśniła nam, że armia rosyjska to wciąż wojsko z poboru, różniące się od armii sowieckiej tylko tym, że jest mniejsze, znacznie bardziej zdemoralizowane i nie stoi już na straży imperium.- Armia rosyjska to armia sowiecka - oświadczył nam weteran sowieckiego wywiadu wojskowego2.Siedemdziesiąt pięć procent jej żołnierzy stanowili 18-letni poborowi, w większości bardzo biedni i niewykształceni chłopcy z prowincji.Przez dwa lata odbywali służbę wojskową w warunkach, które można tylko uznać za potworne - niedostatek jedzenia i opieki lekarskiej, maltretowanie przez starszych kolegów, ciągły lęk przed skierowaniem na front do Czeczenii.Często rekrutów zmuszano do niewolniczej pracy - na przykład przy budowie daczy generała, a nawet w miejscowej fabryce.Ich miesięczny żołd wynosił 100 rubli, czyli trzy dolary.Organizację Prawo Matki stworzyły matki żołnierzy, pragnące obronić swoich synów przed wysłaniem do Czeczenii i przemocą ze strony przełożonych.Z ramienia tej organizacji Zazulenko co roku odpowiadała na listy ponad tysiąca poborowych i ich rodziców, którzy prosili o pomoc.W Wołgogradzie blisko 80 procent spraw stanowiły dezercje.Do wojska trafiali najbardziej bezbronni młodzi ludzie w Rosji.Inteligentni, którzy dostali się na studia, mieli prawo do odroczenia, a bogaci mogli je sobie kupić.Wielu poborowych było chorych lub niepełnosprawnych i nigdy nie powinno trafić do wojska.Prawie wszyscy skarżyli się Zazulenko na die-dowszczynę, czyli tradycję fizycznego i psychicznego znęcania się starszych żołnierzy nad najmłodszymi rekrutami3.Od lat do Zazulenki docierały skargi na 20 Dywizję Zmechanizowaną, która stacjonowała w miejscowości Prudboj pod Wołgogradem i słynęła z bezwzględnego traktowania żołnierzy.Przed kilku laty tamtejszy oficer za karę wrzucił dwóch rekrutów do wykopu; oszalowanie nie wytrzymało i ziemia osunęła się na żołnierzy, jeden zginął4.Mimo to, jak przyznała, „nawet ja byłam zdziwiona”, kiedy w pewien poniedziałkowy wieczór w jej biurze zjawił się tłum dezerterów.Tuż przedtem odebrała telefon od mężczyzny, który zapytał:- Czy może nam pani pomóc ukarać oficera bijącego żołnierzy?- Nie ma sprawy - odpowiedziała beztrosko i zaprosiła go do swojego biura.- Powiedział: „Jest nas wielu”, ale myślałam, że jak zwykle będzie ich pewnie trzech czy czterech.Dopiero kiedy usłyszała stukot dziesiątek butów na schodach, zrozumiała, że chodzi o zupełnie inny rodzaj dezercji.Zmęczeni żołnierze poprosili Zazulenko o mleko i chleb.Wieść szybko rozeszła się po bloku i lokatorzy zaczęli znosić zbiegom ciastka, owoce i papierosy.W końcu uradzono, że żołnierze - cała pięćdziesiątka czwórka - przenocują, a rano oddadzą się w ręce wojskowego prokuratora.Jednakże wojsko wpadło na trop uciekinierów, którzy opuścili swoją jednostkę przed dwoma dniami, wtargnęło do biura organizacji i zabrało wszystkich dezerterów.Zazulenko dowiedziała się o tym przez telefon o drugiej w nocy.Kiedy nazajutrz sprawa wyszła na jaw, władze wojskowe oświadczyły niezgodnie z prawdą, że żołnierzy zatrzymano w chwili, gdy udawali się do biura prokuratora5.- Próbowali zachować twarz - twierdziła Zazulenko.W tym momencie naszą rozmowę przerwał telefon.Dzwoniła wystraszona pracownica kolei.Ukrywała młodego dezertera i obawiała się, że zostanie u niej aresztowany.Zazulenko wysłała po żołnierza swojego asystenta.Andriej zjawił się po godzinie.Był szczupłym 18-latkiem i miał na sobie koszulkę z krótkimi rękawami.Opowiedział, że przed tygodniem wraz z kolegą uciekli z jednostki w Astrachaniu, miasta położonego ponad 400 kilometrów na południe od Wołgogradu.Zwyczajnie przeskoczyli przez ogrodzenie, a potem szli przed siebie, nie mając ani pieniędzy, ani nic do jedzenia.Kierowca ciężarówki zabrał ich i dowiózł aż do Wołgogradu.Andriej pochodził z Kraju Stawropolskiego i był w wojsku zaledwie kilka miesięcy.Niemal pierwszego dnia na jego oczach pobito poborowego, gruchocząc mu czaszkę krzesłem.Potem porucznik kazał Andriejowi i jego koledze przynieść 10 000 rubli - ponad 330 dolarów.Skopał ich i zagroził, że to nie koniec.Andriej wylądował na dworcu kolejowym w Wołgogradzie.Kiedy poprosił młodą pracownicę dworca, żeby zadzwoniła do niego do domu, ta skontaktowała się z Prawem Matki.Później Andriej zatelefonował do ojca i czekał na jego przyjazd.Co ciekawe, jego ojciec był wysokim oficerem kontrwywiadu wojskowego.- Chyba zrozumie, dlaczego to zrobiłem - powiedział Andriej.Tymczasem trzech wcześniejszych uciekinierów Zazulenki: Ilja, Saszai Rusłan przeżywało trudne chwile.Rusłana zatrzymano i skuto, gdy próbował zadzwonić z poczty do matki.Zrozpaczona matka Saszy, Walenti-na, która ukryła u siebie dwóch pozostałych dezerterów, przybiegła do Zazulenki po radę.- Co robić? - płakała.- Jeśli odeślą ich z powrotem do jednostki, zabiją ich tam.Wołgogradzka dezercja nastąpiła w momencie, gdy w Rosji odżyła debata polityczna w sprawie reformy sił zbrojnych.Wydawało się, że prezydent Putin zrobi w końcu coś dla rozwiązania problemu, który bulwersował Rosjan i nie dawał spokoju ich przywódcom od ponad dziesięciu lat.Upadek potężnej niegdyś armii sowieckiej trwał od lat 80.i w czasach Putina liczyła ona już tylko 1,1 miliona zamiast dawnych 5 milionów żołnierzy.Stare głowice jądrowe, na których opierały się anachroniczne, ale wciąż obowiązujące plany wojny atomowej z NATO, rdzewiały w podziemnych silosach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl