do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Biedna pani! Czy pani ju¿ nie kochaj¹? O, nie, niech pani taknie myœli, bo by³oby to zbyt bolesne.Ktoœ jest tylko trochê kapryœny, trochêznudzony, ale niesta³y nie jest.I za có¿ mia³by przestaæ pani¹ kochaæ?Przecie¿ nie zmieni³aœ siê wcale na gorsze.owszem, trochê wy³adnia³aœjeszcze, a co do serca, tego nie odebra³aœ mu dot¹d ani cz¹steczki.anikropelki.ani iskierki.£zy krêci³y siê w jej oczach, a w g³osie dr¿a³ œmiech.W dziecinnym jej figlowaniu czuæ by³o zaczynaj¹ce rozdzieraæ siê od zw¹tpieniaserce kobiece; z ruchów jej, gestów, mimiki bi³ niewymowny wdziêk.Przed dwomalaty ten jej wdziêk weso³y i pe³en gracji wprawia³ Zygmunta w zachwyt; pod jegoto wp³ywem, zarówno jak pod wra¿eniem piêknej gry na fortepianie i œpiewuKlotyldy, rozpocz¹³ on by³ ma³¿eñstwem uwieñczone staranie siê o wypieszczon¹ idoœæ posa¿n¹ jedynaczkê.Ale od tego czasu minê³y dwa lata.Teraz uœmiechn¹³siê wprawdzie, ale ze znudzenia i lekcewa¿enia wiêcej ni¿ z przyjemnoœci.- Przeszkadzasz mi, Klociu - przemówi³.Na dŸwiêk jego g³osu frunê³a ku niemu i z gracj¹ przed nim przyklêk³a.- Przemówi³eœ na koniec! Widzisz, ja pierwsza, ja, kobieta, przysz³am, abypogodziæ siê z tob¹.Powinno byæ przeciwnie, ale mniejsza o to! Kiedy siêkocha, nie zwa¿a siê na mi³oœæ w³asn¹.Popatrz na mnie d³ugo, dobrze,serdecznie, jak teraz rzadko patrzysz, i podaj mi rêkê.Nie tylko wzi¹³ jej rêkê, ale doœæ czule j¹ poca³owa³.- Wiêc nie jesteœmy ju¿ pogniewani? - z wybuchem radoœci zawo³a³a.- Ach, nie tylko.przeszkadzasz mi trochê.Znowu onieœmielona zaczê³a:- Zdawa³o mi siê, ¿e nic nie robisz, bo przecie¿ przerzucanie tej ksi¹¿ki,któr¹ znasz dobrze, nie jest robot¹.- Wiele razy ju¿ ci mówi³em, ¿e choæ ¿adn¹ pozytywn¹ robot¹ zajêty nie jestem,nie idzie za tym, abym nic nie robi³.Myœlê.marzê.Wszak to materia³ doprzysz³ej pracy.- To prawda - z powag¹ odpowiedzia³a - wiem o tym dobrze, ale jestem tak¿yw¹.Czy chcesz zostaæ zupe³nie samotnym? w takim razie odejdê.Mo¿e uleg³oœci¹ jej ujêty uprzejmie przemówi³:- Owszem.Mi³o mi zawsze, gdy blisko mnie jesteœ.Twarz i nawet rêce jego poca³unkami osypa³a, ale wnet zerwa³a siê z miejsca.- Dobrze.Mój Bo¿e, jak to dobrze! Wezmê sobie ksi¹¿kê i cichutko tam w k¹tkusobie posiedzê.Kiedy ju¿ bêdziesz mia³ czas, razem mo¿e poczytamy, a poobiedzie na przechadzkê pójdziemy, znowu razem.la, la, la, la, la!Piêkny jej g³os nape³ni³ pracowniê radosn¹, krótk¹ gam¹; z mozaikowej p³ytystolika wziê³a ma³¹ ksi¹¿kê i na palcach sz³a z ni¹ ku kanapce w przeciwleg³ymrogu pokoju stoj¹cej, gdy nagle us³ysza³a g³os Zygmunta:- Tiens, tiens! Clotilde! poka¿ mi tê ksi¹¿kê, któr¹ trzymasz.co to?- Trzeci tom Musseta - z troch¹ zdziwienia odpowiedzia³a.- Sk¹d on siê wzi¹³ tutaj? - ksi¹¿kê z r¹k ¿ony bior¹c bada³ dalej.- Jakimsposobem mog³em nie spostrzec go na stole?.M³oda kobieta chmurnie na mê¿a popatrza³a.Twarz mu o¿ywi³a siê dziwnie nagle,a oczy, przygas³e wprzódy, b³yska³y.- Ksi¹¿kê tê - zaczê³a zwolna - odwieziono tu przed kilku dniami z Korczyna.Wziê³am j¹ sama od pos³añca i tu po³o¿y³am.Musia³eœ j¹ po¿yczaæ stryjence,pannie Teresie czy.Po ozdobny tomik rêkê wyci¹gn¹³.- Daj mi to, a sama do czytania weŸ co innego, wszak ci to wszystko jedno.- Zupe³nie wszystko jedno - odpowiedzia³a i podj¹wszy tomik Leopardiego, któryZygmunt na posadzkê upuœci³, usiad³a z nim w przeciwleg³ym rogu pokoju.Weso³oœæ jej, szczêœcie, jednym serdecznym s³owem mê¿a obudzone, znik³y bezœladu.Domyœli³a siê, komu w Korczynie po¿yczon¹ by³a ta ksi¹¿ka.Karty tej ksi¹¿ki Zygmunt przerzuca³ teraz niecierpliwie, prawie gor¹czkowo, nanich i pomiêdzy nimi czegoœ szukaj¹c.Ta, której poezje te przes³a³ pragn¹cprzez nie wspomnienia jej obudziæ i uczucia wskrzesiæ, odes³a³a mu je przypierwszej zapewne sposobnoœci bez s³owa odpowiedzi na list, który towarzyszy³ksi¹¿ce.Mo¿e jednak pomiêdzy jej stronicami znajdzie jak¹ kartkê albo nastronicach jaki wiersz, wyraz przez podkreœlenie w znak porozumieniazamieniony.Szuka³, nie znajdowa³ nic, ale w zamian Justyna jak ¿ywa stanê³a muprzed wyobraŸni¹ i dreszcz uczutego wra¿enia przebieg³ po ciele.Wtem wprzeciwleg³ym rogu pokoju g³os kobiecy, trochê ostry i szyderski, przemówi³:- Czy s³ysza³eœ o tym, Zygmuncie, ¿e panna Orzelska wkrótce zapewne za m¹¿wyjdzie?Prêdkim ruchem twarz ku mówi¹cej zwróci³.- Za kogo? - rzuci³ krótko.- Za pana Ró¿yca -odpowiedzia³a.Zygmunt wpó³le¿¹c¹ postawê na siedz¹c¹ zmieni³.-Quelle idée - zawo³a³.- Ró¿yc nie o¿eni siê z ni¹ nigdy!- Owszem - sucho i ostro twierdzi³a m³oda kobieta - podoba³a mu siê od razu icoraz wiêcej siê podoba.Elle a de la chance, cette.cette.cette.riendu tout! Pani Kir³owa, która ma wielki wp³yw na kuzyna, nad skojarzeniem tegoma³¿eñstwa pracuje, i od pana Kir³y s³ysza³am, ¿e zdecydowanie siê na nie panaRó¿yca jest tylko kwesti¹ czasu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl