do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była to późnolistopadowa szarówka, która zapowiadała rychłe opady śniegu.Kwiaty dawno już obumarły.Drzewa potraciły liście i zrobiły się tak ciemnobrunatne, że z oddali wydawały się wręcz czarne.W ciągu sekundy świat przemienił się z filmu w systemie technicoloru w czarno – biały.Zaskoczona Isabelle raptownie nadusiła na hamulec, tak iż siedzący z tyłu pies uderzył łbem w oparcie jej fotela.– Przepraszam najmocniej, Hietzl.Co to jest?Chivas wyjął niebieską paczuszkę gumy do żucia „Airwaves” i wyjął jedną drażetkę.– Uprzedzałem panią: czeka nas po drodze do centrum mnóstwo zmian pogody.– Dlaczego? Takich jak te?– Gorszych.Znacznie bardziej uciążliwych.Podczas ostatnich pięciu zim panowały w tym rejonie ciężkie śnieżyce.Zerknęła na bok i otaksowała go sceptycznym spojrzeniem.– I będziemy przez nie wszystkie przejeżdżać w ciągu dwudziestu minut?Spojrzał na nią z politowaniem, jak gdyby zadała najbardziej oczywiste pytanie pod słońcem.– Pięć lat to dwadzieścia pór roku.Musimy się przez nie przedrzeć, jeśli chcemy dotrzeć do Pierwszej Dzielnicy, czyli wrócić do naszego czasu.Dlatego wziąłem wóz z napędem na cztery koła.Isabelle przyjrzała się swoim rękom ściskającym kierownicę, a potem, bez żadnego logicznego powodu, rękom Chivasa.– Jesteś dobrym kierowcą?– Za życia zająłem trzecie miejsce na Rajdzie Akropolu i czwarte w Monako.– Okej, przejmujesz ster.– W zacinającym teraz ostro wietrze spadły pierwsze, ogromne płaty śniegu i zawirowały wokół Isabelle, która wysiadła z samochodu i zamieniła się miejscami z byłym kierowcą rajdowym.Hietzl obserwował z tylnego siedzenia tajemnicze ludzkie manewry z niewzruszoną obojętnością.Pięć minut później, przy wjeździe do Gersthofu, natknęli się na pierwszy wypadek.Śnieg zalegał tutaj na grubość czterech cali.Srebrna ciężarówka do przewozu mebli wpadła w poślizg na oblodzonym odcinku jezdni i zderzyła się czołowo z biało – czerwonym tramwajem.Wokół miejsca, gdzie tkwiły dwa wielkie pojazdy, zamarł wszelki ruch.Kilku ludzi opatulonych po uszy w zimowe skafandry stawiało czoło śniegowi i wiatrowi i oglądało poczynione szkody.Chivas przekręcił ogrzewanie na pełny regulator i uruchomił napęd na cztery koła.Mimo to autem co chwilę zarzucało, gdyż temperatura na zewnątrz spadła poniżej zera, a na drogach porobiły się koleiny ze śniegu i lodu.Pomimo nawiewu ciepłego powietrza Isabelle, w cienkim kaszmirowym swetrze i koszulce, było zimno.Objęła się mocno za łokcie, nie przejmując się specjalnie chłodem – jej uwagę zaprzątało to, co działo się na zewnątrz.Odezwała się głośno, przekrzykując szum powietrza:– Jak długo jeszcze będzie zima?Chivas patrzył prosto przed siebie, trzymając oburącz kierownicę.– Nie mam pojęcia.Wiem na ten temat tyle samo co pani.Mam nadzieję, że już niedługo.Jest coraz gorzej.Drogi są pokryte zamarzniętym błotem.Ominął wraki ciężarówki i tramwaju, skręcił pod przejazd kolejowy i wyjechał.wiosną.Z tamtej strony wiaduktu sypał śnieg.Po tej stronie niebo było wprawdzie zaciągnięte, ale nie działo się nic strasznego.Słońce raz po raz wyzierało zza chmur.Śnieg zniknął.Płaszcze z kapturem ustąpiły miejsca dżinsowym kurtkom i wełnianym swetrom.Co bardziej odważni paradowali w szortach i sandałkach.Jakiś mężczyzna niósł bukiet egzotycznie kolorowych kwiatów.Jednak przecznicę dalej zaczęło padać, a potem zerwała się ulewa.Po chwili Isabelle i Chivas przedzierali się przez burzę z piorunami.Spowiły ich takie ciemności, że stracili orientację.Isabelle sięgnęła do deski rozdzielczej i wyłączyła ogrzewanie.Nawiew ucichł, przez co tym głośniej zabębniły chłoszczące samochód krople deszczu.Niebo przecinały zygzaki błyskawic, a tuż po nich rozlegał się mrożący szpik w kościach grzmot piorunów.Nawałnica huczała nad ich głowami.Spływający deszcz wzbierał nieustannie na ulicach, aż zamienił się w rwącą powódź.– Myślę, że powinniśmy.Piorun rąbnął tuż obok ich samochodu.BUM! Świat rozbłysł jak przy eksplozji bomby.Isabelle wrzasnęła.Chivas powiedział, że zatrzyma się na kilka minut i zaczeka, aż burza przejdzie.Nie czekając na jej zgodę, skręcił w stronę krawężnika.Jadący za nimi samochód nie wyhamował i uderzył w ich audi.Rozległ się przerażający łomot i zgrzyt metalu ocierającego się o metal.Od samochodu odpadło coś wielkiego i spadło z impetem na jezdnię.– Jezu!Isabelle i Chivas odwrócili się i zobaczyli, że kierowca białego jeepa suzuki omija ich jak pijany i pędzi dalej z piskiem opon.– Eej, ten facet ucieka z miejsca wypadku!Nie tracąc zimnej krwi, Chivas uchylił nieco szybę i wypluł gumę.– To była kobieta.Nie widziałaś jej długich, jasnych włosów?– Co z tego? Ucieka z miejsca wypadku.– Mamy teraz na głowie inne zmartwienia.Isabelle zesztywniała.– Na przykład?– Czy zwróciłaś uwagę na markę jej samochodu?Isabelle wskazała kierunek, w którym popędziła drogowa piratka.– Jeep suzuki.Bo co?Chivas wlepił w nią wzrok, ale milczał.Sprawiał wrażenie, jakby czekał, aż Isabelle coś rozgryzie.Dokoła wciąż hulała burza.Nadal wisiała nad ich głowami.Może słyszała ich rozmowę, która tak ją zafrapowała, że nie chciała na razie się stąd ruszyć.Czy mina Chivasa miała Isabelle coś powiedzieć, wyjawić jej prawdziwy sens jego słów?Żeby wypełnić pustkę, wybąkała bez przekonania:– Miałam kiedyś taki samochód.To znaczy, suzuki.Chivas gapił się na nią.Nie musiała obracać głowy, żeby być pewna, że Hietzl również wywala na nią ślepia.– Mój jeep też był biały.Jeździłam wtedy fatalnie.Miałam wypadek i samochód poszedł do kasacji.– Spojrzała na Chivasa i uniosła pytająco brwi.– Nie bardzo mi pomagasz.Czy ja mam coś rozszyfrować?Ciągle wpatrując się w nią, pokazał kciukiem kierunek, w którym odjechało prowadzone przez kobietę suzuki.– Pomóc ci? W porządku, pomogę ci to rozszyfrować.Rusz głową, Isabelle.Właśnie uderzył w nas biały jeep suzuki.Kierowcą była blondynka.Do centrum mamy wciąż daleko, co znaczy, że znajdujemy się w odległej przeszłości.Powiedziałaś, że parę lat temu miałaś samochód tej marki.Isabelle odsunęła się na fotelu, aż oparła się plecami o drzwi.– W tym samochodzie to byłam ja? Czyja uderzyłam w nas chwilę temu?Przytaknął.– Jak to? To niemożliwe.– Sprowadziłaś ją z powrotem.Ściągnęłaś tutaj, żeby nas zatrzymała.Nie chcesz, abyśmy dotarli na wasze spotkanie w centrum Wiednia.Wkrótce przywołasz inne swoje wcielenia, żeby udaremnić nam powrót do naszego czasu.To była jedynie pierwsza próba.– To przeze mnie? Ale dlaczego? Dlaczego miałabym zatrzymywać siebie? Chcę być z Vincentem.Teraz bardziej niż kiedykolwiek.Na niczym innym mi nie zależy.Chivas oderwał rękę od kierownicy i przeciął między nimi powietrze, jakby zadawał cios karate.– Akurat! Boisz się tego, co się stanie, jak do niego wrócisz.Przed chwilą to udowodniłaś, próbując staranować nas na drodze.Boisz się o życie dziecka i o własne.Jesteś śmierdzącym tchórzem, Isabelle.Dzięki rodzinie i pieniądzom udawało ci się cało wychodzić z opresji.Ale nie stałaś się przez to mocniejsza – przeciwnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl