do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Toruj¹c sobie przejœcie wœródcia³ martwych zwierz¹t, dotarli do nastêpnego ¿eremia, a po krótkim odpoczynkudo nastêpnego i tak p³yn¹c wzd³u¿ ³añcucha chatek osi¹gnêli zamykaj¹c¹ jeziorkotamê.Konstrukcja nie wytrzyma³a naporu ognia, który strawi³ znaczn¹ czêœækorony, wypalaj¹c w niej okaza³¹ dziurê, tak, ¿e woda wyp³ywa³a corazswobodniej, szybko wype³niaj¹c stare koryto.Korzystaj¹c z unosz¹cej siê nad wypalonym stepem poœwiaty, Fors przyjrza³ siênajbli¿szemu etapowi wêdrówki.W chwilê póŸniej by³ ju¿ przy nim Arskane.- Wiêc nadal trzymamy siê wody? - zapyta³.- Maj¹c za sob¹ taki ogieñ, niemusimy obawiaæ siê pogoni.Coœ mi siê widzi, ¿e szczêœcie nam sprzyjadzisiejszej nocy, mój bracie.Fors mrukn¹³ coœ potakuj¹cego, ca³¹ uwagê skupiaj¹c na pokonaniu oœliz³ych pnitamy.Po drugiej stronie woda by³a p³ytka, siêga³a zaledwie po pierœ, mogliwiêc wreszcie stan¹æ na nogi.choæ usiane chybotliwymi ga³êziami dno zmusza³odo powolnego marszu, w ka¿dej chwili gro¿¹c niebezpiecznym upadkiem.Gdype³gaj¹ca ³una zosta³a daleko w tyle, Fors przystan¹³ i zadar³szy g³owêwpatrywa³ siê w niebo, poszukuj¹c znanych gwiazd, które zgodnie z tym, co muniegdyœ wpajano, by³y najlepszym przewodnikiem.Id¹c z zachodu kierowali siê napo³udnie, w stronê zupe³nie nieznan¹.- Jak myœlisz, czy us³yszymy jeszcze bêbny? - zapyta³.- Nie licz na to.Plemiê z pewnoœci¹ uzna³o tak mnie, jak i Noratona zazmar³ych i przesta³o powtarzaæ wezwanie.Cia³em Forsa wstrz¹sn¹³ dreszcz.- To rozleg³a kraina.Bez sygna³Ã³w mo¿emy ich nie znaleŸæ.- Skoro wybuch³a wojna, to mój lud ukry³ obóz jak tylko móg³ najlepiej.Jestemjednak przekonany, ¿e nie uda³oby siê nam tak ³atwo uciec, gdyby nie spoczywa³ona nas wielkie pos³anie.Idziemy na po³udnie i miejmy nadziejê, ¿e ta samasi³a, która pomog³a nam siê uwolniæ, wska¿e równie¿ to, czego szukamy.Wnajgorszym wypadku pozostaj¹ jeszcze twoje góry, wiêc jeœli nie trafi siê namnic lepszego, zawsze mo¿emy powêdrowaæ w tamt¹ stronê.Tym razem Fors nic nie odpowiedzia³, ponownie zapatrzony w wygwie¿d¿one niebo.Nieustannie potykaj¹c siê o rozrzucone na dnie g³azy, wci¹¿ brnêli korytemstrumienia, który doprowadzi³ ich w koñcu do wy¿³obionego w szarej skalew¹skiego parowu.Gdy wysokie ska³y zamknê³y siê za nimi, wyszli na brzeg irozci¹gnêli siê na piasku ¿eby wypocz¹æ.Mieli k³opoty z zaœniêciem, gdy¿ w¹wóz by³ pe³en natrêtnych moskitów, którewietrz¹c ucztê, z g³oœnym brzêczeniem zlatywa³y ze wszystkich stron, by niezwa¿aj¹c na rozpaczliwie wymac³iuj¹cych ludzi, obsi¹œæ ich ca³ym stadem inasyciæ g³Ã³d.W koñcu jednak zmêczenie cia³a i otêpia³ego umys³u zwyciê¿y³o izobojêtniali na wszystko uciekinierzy pogr¹¿yli siê w g³êbokim œnie.Forsa obudzi³ plusk wody.Przez chwilê le¿a³ nieruchomo nas³uchuj¹c, po czym 2trudem otworzy³ zapuchniête powieki.Rozcieraj¹c piek¹c¹ od uk¹szeñ twarz,wpatrywa³ siê sennie w przep³ywaj¹c¹ miêdzy omsza³ymi ga³êziami brunatn¹ wodê.Spojrza³ w niebo - musia³o byæ ju¿ póŸno.Strz¹saj¹c z siebie resztki snu,szybko poderwa³ siê na nogi.Tu¿ obok, rozci¹gniêty na brzuchu, z g³ow¹ u³o¿on¹ w zgiêciu ramienia, spa³Arskane.Jego prawy bark przecina³a czerwona oparzelina -widocznie musia³ siêzetkn¹æ z p³on¹cym kawa³kiem roz¿arzonego drewna.Jeszcze teraz na powierzchniwody unosi³y siê liczne pozosta³oœci nocnego po¿aru - nadpalone ptaki i pióra,rozsiewane przez wiatr p³atki popio³u, a w pobli¿u wirowa³o powoli cia³owiewiórki z wypalonym na grzbiecie futrem.Fors wy³owi³ j¹ bez namys³u, gdy¿ na wpó³ upieczona wiewiórka wydawa³a siê jegoprzyrastaj¹cemu do krzy¿a ¿o³¹dkowi czymœ nad wyraz apetycznym.Spiesznierozci¹gn¹³ zdobycz na p³askim kamieniu i pomagaj¹c sobie ostrzem w³Ã³czni,której nie wypuœci³ z r¹k nawet w chwili najwiêkszego niebezpieczeñstwa, zabra³siê do œci¹gania skóry.Gdy wszystko ju¿ by³o gotowe, obudzi³ Arskane'a.Olbrzym, mamrocz¹c coœ sennie,przetoczy³ siê na plecy, przez chwilê le¿a³ wpatrzony w niebo, a¿ wreszcieusiad³.W œwietle dnia jego rozbita, zapuchniêta twarz przypomina³a upstrzon¹rdzawymi plamami potworn¹ maskê, jednak na widok podanego przez Forsa miêsazdo³a³ ods³oniæ zêby w ponurym uœmiechu.- Jedzenie - a przed nami piêkny dzieñ na podró¿.- Ju¿ tylko pó³ dnia - poprawi³ go Fors, spojrzawszy na s³oñce.- Trudno, w takim razie pó³ dnia.Ale nawet w tym czasie mo¿emy przebyæ wielemil.Wydaje mi siê, ¿e nas dwóch nie zdo³a nic powstrzymaæ.Fors przebieg³ w myœli sk³êbione wydarzenia ostatnich dni.Rachubê czasustraci³ ju¿ dawno.Nie wiedzia³ ile dni minê³o od chwili, gdy opuœci³ Eyrie,nie wiedzia³ gdzie rzuci³ go los, ani co stanie siê w najbli¿szym czasie.Jednowszak¿e by³o pewne i w tym Arskane mia³ racjê.Jak dot¹d, nic i nikt nie zdo³a³ich powstrzymaæ - ani Bestie, ani plemiê jaszczurek, ani te¿ Koczownicy.NawetKraina Wybuchu i ogieñ nie zagrodzi³y im drogi.- Czy pamiêtasz, bracie, co ci powiedzia³em, gdy staliœmy na polu lataj¹cychmaszyn? Nigdy wiêcej cz³owiek nie mo¿e wyst¹piæ przeciw w³asnemu rodzajowi,gdy¿ jeœli to uczyni, zniknie zupe³nie z powierzchni ziemi.Jeœli bêdziemykontynuowaæ to, co Przodkowie zapocz¹tkowali kiedyœ spadaj¹cym z nieba ob³êdnymdeszczem œmierci, bêdziemy przeklêci i skazani na zag³adê.- Pamiêtam.- Przysz³o mi na myœl - powoli ci¹gn¹³ olbrzym - ¿e tobie i mnie ukazanoró¿nych ludzi i ró¿ne sprawy tak, abyœmy z kolei mogli pokazaæ to innym.Koczownicy ruszaj¹ do walki z moim plemieniem, a przecie¿ w nich tak¿e p³oniepragnienie wiedzy, tak g³upio roztrwonionej przez Przodków.Wychowuj¹ badaczy,takich jak Marphy, z którym, jestem tego pewien, móg³bym siê zaprzyjaŸniæ.Jesteœ równie¿ ty, cz³owiek górskiego plemienia, nie czuj¹cy nienawiœci ani domnie, ani do Koczowników.W ka¿dym szczepie mo¿na znaleŸæ ludzi dobrej woli.Fors zwil¿y³ usta.- I gdyby tacy ludzie dobrej woli mogli zasi¹œæ razem do rozmowy.Pokiereszowan¹ twarz Arskane'a rozjaœni³ uœmiech.- Czytasz w moich myœlach.Musimy wypleniæ z tej ziemi wojnê, jeœli nie chcemypo¿reæ siê nawzajem.W przeciwnym razie ca³a ta kraina przypadnie w udzialeohydnym Bestiom.Ludzie musz¹ to zrozumieæ.- Cantrul powiedzia³, ¿e ludzie musz¹ walczyæ, bo inaczej zgin¹.- Tak? Bardzo dobrze.S¹ przecie¿ ró¿ne rodzaje walki.Na pustyni mój ludwalczy³ codziennie, za przeciwnika mia³ jednak piasek i s³oñce, nieurodzajn¹ziemiê i ogromne jaszczury.Gdyby stro¿ytna wiedza nie zanika³a, zdo³alibyœmynawet uspokoiæ ziej¹ce ogniem góry! Tak, cz³owiek musi walczyæ, gdy¿ inaczejjest siê nic nie wartym miêczakiem.Niech jednak walczy buduj¹c, a nieniszcz¹c.Chcia³bym ujrzeæ mój lud handluj¹cy z Koczownikami, ucz¹cy siê przyogniskach górskich plemion.Nadszed³ czas, aby przyst¹piæ do dzia³ania, jeœlichcemy urzeczywistniæ to marzenie.Jeœli bowiem mieszkañcy namiotów rusz¹ napo³udnie, nios¹c ze sob¹ zarzewie wojny, rozgorzeje taki p³omieñ, ¿e ani nam,ani ¿adnemu innemu cz³owiekowi nie uda siê go ugasiæ.A wtedy, niczymspopielone przez po¿ar stepu drzewa i trawy, zginiemy w nim ze szczêtem,grzebi¹c na wieki nasze sny o przysz³ej ludzkoœci.Fors odpowiedzia³ grymasem ubrudzonej twarzy, który prawdopodobnie mia³ byæponurym uœmiechem.- Jest nas tylko dwóch, Arskane, przy czym ja zosta³em z pewnoœci¹ wyjêty spodprawa, o ile oczywiœcie w Eyrie dostrze¿ono w ogóle, ¿e znikn¹³em.Mojenadzieje na zdobycie pos³uchu Rady obróci³y siê w niwecz z chwil¹, gdy Bestiespali³y wszystkie dowody na istnienie miasta.Tak wiêc nie mam nic i nic nicznaczê.A ty?- Ze mn¹ jest inaczej [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl