do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W rzeczywistości ten wypadek należałoby zinterpretować tak, że solidna konstrukcja skrzydła z zakładów Nortona uchroniła dwustu siedemdziesięciu pasażerów przed skutkami eksplozji uszkodzonego silnika.Powinno się nam za to podziękować, a tymczasem jutro spadnie cena akcji Nortona na giełdzie.Może się też pojawić nie uzasadniony strach przed podróżowaniem naszymi samolotami.Czy będzie to odpowiednia reakcja na to, co się wydarzyło? Nie.Ale z pewnością będzie to odpowiednia reakcja na wydźwięk telewizyjnego reportażu.Nie dziw się więc, że niektórzy odbierają takie rzeczy z wściekłością.- No cóż - mruknął Richman.- Można się tylko cieszyć, że przy okazji nie wspomnieli o wypadku samolotu TransPacific.Casey potaknęła ruchem głowy.To właśnie ją najbardziej niepokoiło, z tego powodu po odebraniu wiadomości rzuciła się pędem przez parking.Bardzo chciała wiedzieć, czy dziennikarze połączą eksplozję silnika w Miami z wypadkiem, który zdarzył się poprzedniego dnia.Nie uczynili tego.Wiedziała jednak, że wcześniej czy później ktoś zacznie kojarzyć te fakty.- Tylko patrzeć, jak zaczną się urywać telefony - powiedziała.- Trzeba uważać, tygrys uciekł z klatki.HANGAR NUMER 5GODZINA 9.40Przed wrotami hangaru numer 5, gdzie wprowadzono samolot linii TransPacific, kręciło się kilkunastu strażników.Nie było w tym jednak nic dziwnego, służby ochrony zawsze stawiano w stan gotowości, ilekroć do zakładów przybywała specjalna komisja techniczna FAA.Kilkuosobowa grupa specjalistów jeździła po całym świecie, a jej głównym zadaniem było udzielanie fachowych porad i sprawowanie nadzoru nad remontem uszkodzonych samolotów.Co zrozumiałe, nigdzie nie witano intruzów z otwartymi ramionami, między członkami komisji a stałym personelem zazwyczaj powstawały konflikty, co przy wzmożonej aktywności związku zawodowego rodziło niebezpieczeństwo pojawienia się jawnej agresji.Stojący w hangarze odrzutowiec, skąpany w potokach światła z halogenowych reflektorów, niemal ginął w gęstej pajęczynie skleconych naprędce rusztowań.Uwijały się wokół niego ekipy robotników.Pod lewym silnikiem Kenny Burne głośnymi przekleństwami poganiał techników, którzy zdążyli już wymontować z gondoli dwie błyszczące tuleje odwracaczy ciągu.Ich wklęsłe wewnętrzne powierzchnie pospiesznie poddawano badaniom metodą fluorescencyjną i konduktometryczną.Na drugim podeście, pod środkową częścią brzucha maszyny, pracował Roń Smith ze swoją brygadą elektryków.Przez okienka kabiny pilotów widać było członków zespołu Van Trunga, sprawdzających stan przyrządów pokładowych.Doherty, w otoczeniu kilku współpracowników, znowu klęczał na skrzydle.Obok, podwieszony na linach suwnicy, kołysał się lekko niemal trzymetrowej długości błyszczący aluminiowy płat - slot wymontowany z krawędzi natarcia skrzydła.- Badania szkieletowe - wyjaśniła Casey.- Zaczynają od sprawdzenia największych elementów, które mogły być przyczyną wypadku.- Wygląda tak, jakby zamierzali go rozebrać na części - rzekł Richman.- To się nazywa niszczeniem dowodów! - huknął za nimi jakiś głos.Singleton obejrzała się szybko na uśmiechniętego szeroko Teda Rawleya, dowódcę zespołu pilotów oblatywaczy.Był ubrany w dżinsową koszulę, na nogach miał wysokie kowbojskie buty i nosił okulary przeciwsłoneczne.Ted należał do tych pilotów, którzy lubili uchodzić za postrzelonych, zwariowanych ryzykantów.- Szef naszych oblatywaczy, Teddy Rawley - przedstawiła go Casey.- Dla przyjaciół „Rock-and-Rawley”.- Chwilunia, jeszcze się nie stuknęliśmy kieliszkami.A zresztą, to i tak lepsze niż „Casey i siedem krasnoludków”.- Tak cię tu nazywają? - spytał z zainteresowaniem rozpromieniony Richman.- Owszem - rzekł Rawley, wskazując inżynierów pracujących przy samolocie.- Chyba zdążyłeś już poznać te jej kurduplowate, złośliwe gnomy? Hej ho! Hej ho! - zanucił, po czym braterskim gestem objął ramiona Casey.- Jak leci, dziecino? Dzwoniłem do ciebie wczoraj.- Wiem.Byłam zajęta.- Mogłem się domyślić, że Marder zagoni was do roboty.I co odkryli nasi geniusze? Nie mów, pozwól, że zgadnę.Nie znaleźli żadnej przyczyny awarii.Ich wspaniały samolocik jest doskonały.A zatem musiał to być błąd pilota.Mam rację?Casey przygryzła wargi.Zakłopotany Richman odwrócił wzrok.- Daj spokój! Nie ma się czego wstydzić.Słyszałem to już tyle razy, że zdążyłem się przyzwyczaić.Niech sobie inżynierowie zakładają klub pod hasłem „Olewać pilotów” [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl