do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez nastêpne dwa tygodnie obserwowaliœmy, jak plamkigasn¹.A jeœli wiedzia³eœ, kiedy i gdzie patrzeæ, mog³eœ wyjœæ nazewn¹trz i zobaczyæ to na w³asne oczy — ten jaskrawy rozb³yskbia³ego œwiat³a, gasn¹cy w u³amku sekundy.W czasie tej sekundy energia wyzwolona przez bombê typu„nova" milion razy przewy¿sza³a moc gigawatowego lasera.Two-rzy³a miniaturow¹ gwiazdê o œrednicy pó³ klika, równie gor¹c¹ jak wnêtrzes³oñca.Poch³ania³a wszystko, czego dotknê³a.Pro-mieniowanie bliskiej eksplozji nieodwracalnie niszczy³o elektro-nikê statku — dwa myœliwce, jeden nasz i dwa ich, najwidoczniejspotka³ taki los; pozbawione napêdu, ze sta³¹ prêdkoœci¹ cichozdryfowa³y z systemu.Na pocz¹tku wojny u¿ywaliœmy silniejszych bomb „nova",lecz ich materia³ wybuchowy w du¿ych iloœciach by³ zbyt niesta-bilny.Bomby mia³y tendencjê do wybuchania jeszcze na pok³a-dach statków.Najwidoczniej Taurañczycy mieli ten sam problem— albo w ogóle skopiowali tê broñ od nas — poniewa¿ równie¿ograniczyli siê do ³adunków o masie nie przekraczaj¹cej stukilogramów.I u¿ywali ich bardzo podobnie jak my: g³owicabojowa, uderzaj¹c w cel, rozpada³a siê na dziesi¹tki kawa³ków,z których tylko jeden zawiera³ bombê.Kiedy wykoñcz¹ „Masaryka II" z jego flotyll¹ myœliwcówi „trutni", zapewne zostanie im jeszcze sporo bomb.Tak wiêc byæmo¿e tylko marnowaliœmy czas i energiê na szkolenie ogniowe.W pewnej chwili przysz³o mi do g³owy, ¿e móg³bym wzi¹æjedenastu ludzi i obsadziæ myœliwiec, który ukrywaliœmy podos³on¹ Pola.By³ zaprogramowany na powrót do Stargate.Z³apa³em siê na tym, ¿e w myœlach usi³ujê zestawiæ listêjedenastu osób, które znacz¹ dla mnie wiêcej ni¿ inni.Okaza³osiê, ¿e szeœciu musia³bym wybraæ na chybi³ trafi³.Jednak odepchn¹³em od siebie tê myœl.Naprawdê mieliœmyszansê, mo¿e nawet cholernie du¿¹ — nawet przeciw silnie uz-brojonemu kr¹¿ownikowi.Nie bêdzie im ³atwo zrzuciæ „nova"dostatecznie blisko, aby objê³o nas jej pole ra¿enia.A poza tym i tak rozwaliliby mnie za dezercjê.Po co mia³bymzadawaæ sobie tyle trudu?Nastroje poprawi³y siê, kiedy jeden z „trutni" Antopol znisz-czy³ pierwszy taurañski kr¹¿ownik.Nie licz¹c statków pozosta-wionych do obrony planety, nadal mia³a osiemnaœcie „trutni"i dwa myœliwce.Wci¹¿ atakowane przez piêtnaœcie nieprzyjaciel-skich jednostek, zawróci³y stawiæ czo³o drugiemu kr¹¿ownikowi,odleg³emu o kilka godzin œwietlnych.Jeden z taurañskich „trutni" trafi³ „Masaryka II".Jednostkipok³adowe Antopol usi³owa³y kontynuowaæ atak, jednak szybkoposz³y w rozsypkê.Jeden myœliwiec i trzy „trutnie", nie œciganeprzez wroga, opuœci³y pole walki, z maksymalnym przyspiesze-niem omijaj¹c planetê w p³aszczyŸnie ekliptyki.Patrzyliœmy nato z niezdrowym zaciekawieniem, podczas gdy nieprzyjacielskikr¹¿ownik powoli cofa³ siê, by nas zaatakowaæ.Ostatni myœli-wiec kierowa³ siê z powrotem na Sade-138, ucieka³.Nikt nie mia³mu tego za z³e.Prawdê mówi¹c, wys³aliœmy im depeszê, ¿ycz¹cszczêœcia.Oczywiœcie nie odpowiedzieli, zamkniêci w swoichzbiornikach przeciwprzeci¹¿eniowych.Jednak komputery zare-jestruj¹ wiadomoœæ.Powrót do planety i dogodne ulokowanie siê na orbicie stacjo-narnej nad drug¹ pó³kul¹ zajê³y nieprzyjacielowi piêæ dni.Przy-gotowaliœmy siê do nieuniknionej pierwszej fazy walki, któramia³a toczyæ siê w powietrzu: ich „trutnie" przeciw naszymlaserom.Umieœci³em w Polu oddzia³ z³o¿ony z piêædziesiêciumê¿czyzn i kobiet, na wypadek gdyby któryœ z „trutni" zdo³a³przedrzeæ siê przez nasz¹ obronê.Pusty gest, doprawdy: wrógmóg³ po prostu otoczyæ Pole i czekaæ, a¿ je wy³¹cz¹, po czymw mgnieniu oka usma¿yæ ich ogniem laserów.Charlie wpad³ na niesamowity pomys³, na który prawie przy-sta³em.— Moglibyœmy zastawiæ pu³apkê.— Co masz na myœli? Ca³e to miejsce w promieniu dwudzie-stu piêciu klików to jedna wielka pu³apka.— Nie, nie mówiê o minach i tak dalej.Mówiê o samej bazie,a w³aœciwie ojej podziemiach.— Mów dalej.— W tym myœliwcu s¹ dwie bomby „nova".— Wskaza³w gor?> gdzie za kilkusetmetrow¹ warstw¹ ska³y znajdowa³o siêPole.— Mo¿emy wtoczyæ je tutaj, uzbroiæ, a potem ukryæ wszy-stkich w Polu i czekaæ.Pod pewnymi wzglêdami by³a to kusz¹ca myœl.Uwolni³bymsiê od odpowiedzialnoœci za podjête decyzje, pozostawi³ wszy-stko przypadkowi.— Nie s¹dzê, ¿eby coœ z tego wysz³o, Charlie.Wygl¹da³ na ura¿onego.— Na pewno by wysz³o.— Nie, s³uchaj.¯eby siê uda³o, musia³byœ mieæ wszystkichTaurañczyków w zasiêgu pola ra¿enia bomby przed jej wybu-chem — a przecie¿ oni nie wpadn¹ tutaj wszyscy, jak tylkoprze³ami¹ nasz¹ obronê.A ju¿ na pewno nie wtedy, jeœli bazabêdzie wygl¹da³a na opuszczon¹.Podejrzewaliby coœ, wys³alioddzia³ zwiadowczy.A po eksplozji bomb.— ZnaleŸlibyœmy siê znowu w punkcie wyjœcia.Tylko bezbazy.Przepraszam.Wzruszy³em ramionami.— Zawsze to jakiœ pomys³.Myœl dalej, Charlie.Ponownie zwróci³em uwagê na wyœwietlacz, gdzie trwa³anierówna kosmiczna bitwa.Ca³kiem logicznie, przed zaatakowa-niem bazy, wróg chcia³ zniszczyæ nasz jedyny myœliwiec [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl