do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale to naprawdê jest wiadomoœæ prywatna, Ben!— Nie chcê o tym s³yszeæ! — Parker ¿artobliwym gestem zatka³ uszy.— To ichprywatne sprawy, nie tylko twoje.Nie mieli s³u¿by w tym czasie.— Ale powiedzia³em im, ¿e pozwalasz.— Och, drobiazg.Fakt, ¿e bez mojego pozwolenia nie chcieli ruszyæ palcem, tote¿ pociecha.Wybaczam ci! Dzieñ dobry, Miss Beacon.Karolina, bardzo blada, ale opanowana, pojawi³a siê w drzwiach jadalni iskinê³a g³ow¹ Parkerowi.— Joe opowiedzia³ mi przed paroma minutami o wszystkim.— powiedzia³a cicho.— To nie do uwierzenia.Wszed³ Jowett i sk³oni³ siê im z dala.— To jest w³aœnie pan Jowett, Ben — Alex przedstawi³ sobie obu mê¿czyzn.— Wczoraj wieczorem widzia³em projekt pomnika lotników Manchesteru, tam wpracowni.— Parker sk³oni³ g³owê z szacunkiem.— Sam by³em lotnikiem, proszêpana.To bardzo piêkny projekt.— Dziêkujê panu — odpowiedzia³ Jowett krótko.Wesz³a Dorothy.By³a upudrowana i wargi mia³a poci¹gniête ostrym karminem, alepodkr¹¿one oczy wskazywa³y wyraŸnie, ¿e ma³o spa³a i przela³a wiele ³ez tejnocy.Profesor Snider pojawi³ siê w chwilê póŸniej.Sk³oni³ siê Karolinie i niezaszczyci³ spojrzeniem Parkera ani Alexa.— A gdzie Chanda? — zapyta³a Karolina rozgl¹daj¹c siê.— Jest bardzo zajêty w tej chwili.— powiedzia³ Joe.— Prosi³, ¿eby nienakrywaæ mu do œniadania.Zje, kiedy bêdzie mia³ chwilê czasu.Usiedli.Jane obesz³a stó³ nios¹c imbryk z kaw¹ i herbat¹.Nikt prawie niesiêgn¹³ po chleb.— To nie do wiary.— powtórzy³a Karolina.— Cowleya nie zna³am dobrze, aleMeryl.— Pojecha³em dziœ o œwicie do szpitala i powiedzia³em: „Meryl Perry, czyprzyznaje siê pani, ¿e o godzinie jedenastej dnia wczorajszego wesz³a pani dopawilonu nad brzegiem morza, gdzie znajdowa³y siê zw³oki genera³a JohnaSomerville’a, zastrzelonego przez Williama Cowleya, ¿e zmieni³a paniusytuowanie zw³ok i zmieni³a po³o¿enie le¿¹cego przed biurkiem rewolweru tak,aby zasugerowaæ osobom prowadz¹cym œledztwo samobójstwo? A oprócz tego, ¿eusunê³a pani z d³oni zmar³ego strzêp koszuli koloru czerwonego, o którymwiedzia³a pani, ¿e jest strzêpem koszuli Williama Cowleya, któr¹ to koszulênosi³ on tego dnia? Poza tym, czy przyznaje siê pani, ¿e z³o¿y³a pani fa³szywezeznania w czasie wstêpnego, przeprowadzonego przeze mnie, przes³uchania, w tymcelu, aby os³oniæ Williama Cowleya, choæ zdawa³a pani sobie sprawê z tego, ¿ezamordowa³ on genera³a Johna Somerville’a? Uprzedzam pani¹, ¿e wszystko, coteraz pani powie, mo¿e byæ skierowane i u¿yte przeciwko pani.”.A onaodpowiedzia³a: „Tak, przyznajê siê.”Powiód³ po zebranych oczyma.— Mo¿e to straszne, ale jednak, niestety, prawdziwe.— A co.co siê z ni¹ stanie? — zapyta³a cicho Dorothy.— Pozostanie a¿ do po³udnia pod opiek¹ pielêgniarki i pod stra¿¹ jednego zmoich ludzi.PóŸniej przybêdzie lekarz policyjny i orzeknie, czy mo¿e byæprzewieziona do wiêzienia.— No — mnie ju¿ nie bêdzie na terenie tego hrabstwa! — powiedzia³ Jowett.—Dosyæ mam tego wszystkiego! Cowley, mój Bo¿e! Nasz nerwowy, przyzwoity synbur¿uazyjnej Anglii! Skromniœ i moralista! Od pierwszej chwili wywo³ywa³ wemnie obrzydzenie.Ale Meryl by³a inna.Mo¿e po prostu kocha³a go i omota³ j¹?— Byæ mo¿e by³o tak.— Parker skin¹³ g³ow¹.— Dowiemy siê od niej albo odniego, kiedy go ujrzymy.Nie ucieknie daleko.Zamilk³.— Miss Beacon.— powiedzia³a Dorothy.— Proszê mi wybaczyæ, ale ja tak¿echcia³abym dziœ wyjechaæ.Czy móg³by mnie ktoœ odwieŸæ na dworzec kolejowy?— Jak to, moje dziecko? Wynajmiemy auto z Tengmouth i pojedziemy nim doLondynu! — powiedzia³ Snider.Dorothy nie odpowiedzia³a, ale spojrza³a prosz¹co na Karolinê, która sk³oni³ag³owê.— Oczywiœcie, Miss Snider, je¿eli pani sobie ¿yczy.— W takim razie.— powiedzia³ profesor.Wsta³.Potem usiad³ i rzek³: —Przepraszam bardzo — pochyli³ siê nad fili¿ank¹.— I ja bêdê musia³ odjechaæ wkrótce.— Parker uœmiechn¹³ siê ze smutkiem doKaroliny.— Bardzo mi przykro, Miss Beacon, ¿e tym razem spotkaliœmy siê w taktragicznych okolicznoœciach.To jedno mnie tylko trochê pociesza, ¿ezbrodniarze zostan¹ szybko ukarani.i.Urwa³, bo Alex nagle zad³awi³ siê kawa³kiem chleba.Przez chwilê kaszla³, potemodetchn¹³ g³êboko.— Przepraszam bardzo.Wstali od sto³u: Joe ci¹gle jeszcze odkas³uj¹c, Parker spokojny i pe³engodnoœci.Inni tak¿e zaczêli siê rozchodziæ do swoich pokojów.— Odwiozê pani¹.— powiedzia³ Joe do Dorothy.— Mo¿e tylko zaczekamy jeszczetrochê, dobrze?— Och, nie jestem jeszcze spakowana.Za pó³ godziny bêdê na dole.Karolina, Parker i Alex wyszli przed dom i ruszyli wolnym krokiem wokó³ klombu.— Przyjechaliœmy tu przedwczoraj w po³udnie.— powiedzia³a cicho Karolina.—Czy to mo¿liwe? Wydaje mi siê, ¿e minê³y wieki.Z dala zobaczyli, ¿e zszed³ Jowett, postawi³ swoj¹ wielk¹ skórzan¹ walizê przydrzwiach domu i zbli¿y³ siê ku nim.— Miss Beacon — powiedzia³ ujmuj¹c jej d³oñ.— Proszê mi wierzyæ, ¿e bardzolubi³em dziadka pani.Wiedzia³ wiêcej o sztuce ni¿ stu nadêtych profesorów ztym Sniderem na czele.¯a³ujê, ¿e nie danym mu by³o rozprawiæ siê z tymg³upcem.Ale widocznie przeznaczenie chcia³o inaczej.Jedno mo¿e niech pani¹pocieszy: by³ przecie¿ bardzo starym cz³owiekiem i nie móg³ ¿yæ o wiele d³u¿ej.Wiem, ¿e moje s³owa niewiele tu znacz¹, ale z czasem na pewno i pani bêdziemusia³a dojœæ do tego wniosku.Uj¹³ jej rêkê i uca³owa³.Potem sk³oni³ siê Alexowi i komisarzowi.— Zajmê siê teraz moim pomnikiem.— powiedzia³ do Alexa.— Dziêkujê panubardzo za wszystkie rady, których mi pan udzieli³.Ale sam nie wiem.Mo¿e to,co zrobi³em, jest dobre?— Lepsze jest wrogiem dobrego.— powiedzia³ Parker sentencjonalnie.— W³aœnie.Zobaczê zreszt¹.Bêdê mia³ teraz ca³y mój czas dla siebie.Dowidzenia pañstwu.— zawaha³ siê nagle.— Bo¿e, mój model! Zapomnia³em o nim.Nigdy bym nie przypuœci³, ¿e mogê o nim zapomnieæ.Przepraszam bardzo.Sk³oni³ siê i chcia³ odejœæ.— Pójdê z panem — powiedzia³ Joe.— Chcia³bym jeszcze raz spojrzeæ na tenprojekt.Jest to najlepszy pomnik, jaki widzia³em w ¿yciu.— Odeszli razem izniknêli w wylocie alejki.— Biedny Joe.— powiedzia³a Karolina.— To musia³ byæ tak¿e i dla niegostraszny cios.Dziadek John zgin¹³ niemal w jego obecnoœci.I chocia¿ wiem, ¿enie móg³ tego nawet przewidzieæ, musi sobie robiæ nieustanne wyrzuty.Nie wiem,jak mam go pocieszyæ.— Tak.— komisarz skin¹³ g³ow¹.— W œledztwie zachowywa³ siê, jak gdyby myœliucieka³y mu ci¹gle na boki.Nie móg³ siê skupiæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl