do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wznosi³y siê ze wzrastaj¹c¹ szybkoœci¹, a¿ prawieznik³y nam z oczu, po czym polecia³y na po³udnie, przelatuj¹c nadnami.Wokó³ pojaœnia³o i po raz pierwszy od dawna ujrza³em mójcieñ, wyd³u¿ony i skierowany na pomoc.Bomba wybuch³a zawczeœnie.Zd¹¿y³em pomyœleæ, ¿e to bez znaczenia: i tak popsujeim ³¹cznoœæ.— Rakiety!Pocisk nadlecia³ z rykiem tu¿ nad wierzcho³kami „drzew",a bañka wyskoczy³a mu na spotkanie.Przy zderzeniu bañka prys-nê³a, a rakieta eksplodowa³a na miliony drobnych kawa³ków.Z przeciwnej strony nadlecia³a nastêpna i podzieli³a jej los.— Ognia!Siedem jasnych rozb³ysków piêæsetmikrotonowych granatówi podmuch eksplozji, który z pewnoœci¹ zabi³by cz³owieka bezskafandra.— Podnieœæ filtry!Szara mg³a i kurz.Grad ziemi osypuj¹cej siê z odg³osemprzypominaj¹cym krople deszczu.— Pos³uchajcie:Szkoci, co z Wallacem na krwawy szli bój,Szkoci, co Brucem chadzali jak rój,Dziœ macie okazaæ swe mêstwo.Œmieræ lub zwyciêstwo!Ledwie go s³ysza³em, usi³uj¹c rejestrowaæ to, co dzia³o siêw mojej g³owie.Wiedzia³em, ¿e to tylko uwarunkowanie posthi-pnotyczne, a nawet pamiêta³em zajêcia w Missouri, podczasktórych mi je wszczepiono, jednak przez to wcale nie sta³o siêmniej nagl¹ce.W g³owie k³êbi³y mi siê pseudowspomnienia:kud³aci Taurañczycy (w ogóle niepodobni do takich, jakich wi-dzieliœmy w rzeczywistoœci) wpadaj¹cy na statek kolonistów,po¿eraj¹cy dzieci na oczach zrozpaczonych matek (koloniœci niezabierali dzieci; nie wytrzyma³yby przeci¹¿enia), a potem zbio-rowo gwa³c¹cy kobiety swymi olbrzymimi, purpurowymi cz³on-kami (to œmieszne, ¿e mieliby po¿¹daæ samic innego gatunku),obdzieraj¹cy mê¿czyzn ¿ywcem ze skóry i wyrywaj¹cy im zêba-mi kawa³y cia³a (jakby mogli przyswajaæ obce bia³ko).setkiponurych szczegó³Ã³w, tak wyrazistych, jakby wszystko zdarzy³osiê przed chwil¹, œmiesznie przejaskrawione i ca³kowicie absur-dalne.Jednak chocia¿ œwiadomoœæ wzbrania³a siê przed tymiidiotyzmami, gdzieœ znacznie g³êbiej, w trzewiach tego œpi¹cegozwierzêcia, kryj¹cych nasze prawdziwe motywy i zasady, coœ³aknê³o krwi, bezpiecznie skryte za przekonaniem, ¿e najszczyt-niejsz¹ powinnoœci¹ cz³owieka jest zgin¹æ w walce z tymi okro-pnymi potworami.Wiedzia³em, ¿e to jedno sojowe gówno, i nienawidzi³em ludzi, którzy takswobodnie poczynali sobie z moim umys³em, alejednoczeœnie s³ysza³em zgrzytanie moich zêbów i czu³em, jakmoj¹ twarz wykrzywia grymas nienawiœci i ¿¹dzy krwi.Przedemn¹ pojawi³ siê niedŸwiadek, wygl¹daj¹cy na oszo³omionego.Unios³em laser, ale ktoœ mnie uprzedzi³ i ³eb stworzenia rozpad³siê w ob³oku szarych kawa³ków koœci i krwi.Szczêœciara jêcza³a i skamla³a.— Brudne.pierdolone dranie!Promienie laserów b³yska³y i krzy¿owa³y siê i wszystkie niedŸ-wiedzie le¿a³y martwe.— Uwa¿ajcie, cholera! — rycza³ Cortez.— Celujcie, dokurwy nêdzy, to nie zabawa! Zespó³ A, naprzód, do kraterów,i os³aniaæ zespó³ B!Ktoœ œmia³ siê i p³aka³.— Kurwa maæ, co siê z tob¹ dzieje, Petrov?Dziwnie s³yszeæ, jak Cortez przeklina.Odwróci³em siê i za sob¹, trochê w lewo, zobaczy³em Petrovale¿¹cego w p³ytkiej dziurze, rozpaczliwie kopi¹cego obiema rê-kami, szlochaj¹cego i bulgocz¹cego.— Kurwa — powiedzia³ Cortez.— Zespó³ B! Zaj¹æ pozycjedziesiêæ metrów od kraterów! Zespó³ C, do³¹czyæ do tych z A!Wygramoli³em siê i dwunastoma wyd³u¿onymi susami poko-na³em sto metrów.Blisko dziesiêciometrowej œrednicy krateryby³y dostatecznie du¿e, ¿eby schowaæ w nich ca³y statek.Skoczy-³em na drug¹ stronê leja i wyl¹dowa³em ko³o faceta nazwiskiemChin.Nawet nie obejrza³ siê, tylko wypatrywa³ jakiegoœ œladu¿ycia w bazie.— Zespó³ A, dziesiêæ metrów, wyprzedziæ zespó³ B i zaj¹æstanowiska.Ledwie to powiedzia³, gdy budynek naprzeciw nas bekn¹³i pos³a³ na nasze linie salwê trzech baniek.Wiêkszoœæ ludzizauwa¿y³a to i pad³a na ziemiê, ale Chin w³aœnie podrywa³ siê doskoku i zderzy³ siê zjedna.Musnê³a jego he³m i zniknê³a z cichym pykniêciem.Chinzatoczy³ siê w ty³ i run¹³ do leja, ci¹gn¹c za sob¹ ³uk krwi i tkankimózgowej.Bezw³adny, z szeroko rozrzuconymi koñczynami,zjecha³ do po³owy zbocza, zapychaj¹c ziemi¹ idealnie okr¹g³yotwór w miejscu, gdzie bañka przeciê³a plastik, w³osy, skórê,czaszkê i mózg.— Wszyscy staæ.Dowódcy plutonów, raportowaæ straty.Przyj¹³em, przyj¹³em.Mamy trzech zabitych.Nie mielibyœmy¿adnego, gdybyœcie chowali g³owy.Padajcie na ziemiê, kiedys³yszycie ten dŸwiêk.Zespó³ A, dokoñczyæ manewr.Zrobili to bez dalszych strat.— Dobrze.Zespó³ C, pobiec do.Staæ! Padnij!Wszyscy ju¿ tulili siê do ziemi [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl