do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pewnie tak - bez wielkiego entuzjazmu przyznał jej rację.Zachciało mu się pić na samą myśl o upale panującym wewnątrz wsypy.Wstał.- Pójdę po drinka.Przynieść ci coś?- Idziesz po mojito*[* Koktajl z soku limonkowego, cukru, rumu i liści mięty.Miętę miażdży się łyżeczką, dodaje tłuczony lód, ok 50 ml rumu, gazowanej wody mineralnej wedle życzenia.Szklankę ozdabia się gałązką mięty.]?- Nie da się ukryć - przyznał.- Przecież jesteś na wakacjach.Dobra.Jak ty chcesz, to ja też.Mogę się zdrzemnąć po południu.- W tym też nie ma niczego złego - powiedział Jack.Wstał i przeciągnął się.Tak naprawdę to chciałby wypożyczyć rower i pojechać na ostrą przejażdżkę, ale ta myśl towarzyszyła mu tylko do połowy drogi do baru.Leniwie postanowił, że wróci do niej jutro.Przywołał barmana i zamówił drinki.Już to, że pił alkohol, było jak na niego niezwykłe, a co dopiero o tak wczesnej porze, wczesnym popołudniem, ale zachęcono go do tego dzień wcześniej i uczucie całkowitego odprężenia, którego doświadczył, było niezwykle przyjemne.Czekając, rozejrzał się po otoczeniu.Przebywało w nim kilka pań o figurze miss świata i nietaktem byłoby nie poświęcić im choćby przelotnego spojrzenia w dowód uznania.Następnie przeniósł wzrok dalej, na szeroki przestwór Morza Karaibskiego.Muskała je łagodna bryza, marszcząc jak jedwabną opończę.- Pańskie drinki, sir - powiedział barman.Jack odwrócił się, podpisał czek i zabrał drinki.Już kierował się do Laurie, gdy dojrzał twarz siedzącego naprzeciwko, przy wygiętym jak nerka barze mężczyzny.Zareagował z opóźnieniem.Znieruchomiał, pochylił się i bezceremonialnie wytrzeszczył oczy.Mężczyzna odpowiedział mu krótkim spojrzeniem, ale na tym poprzestał i z powrotem skupił się na swojej towarzyszce, ładnej Latynosce.Roześmiał się swobodnie.Jack wzruszył ramionami i ruszył z powrotem do leżaka, ale zrobił tylko kilka kroków.Znów się odwrócił.Postanowił przyjrzeć się mężczyźnie z bliższej odległości.Obszedł bar i podszedł do tamtego od tyłu.Kiedy znalazł się bezpośrednio za jego plecami, usłyszał jego głos.Posługiwał się nie najgorszym hiszpańskim.Jack znał ten język o wiele słabiej.- Craig? - powiedział na tyle głośno, że mężczyzna musiał go słyszeć.Ale nie obrócił się.- Craig Bowman? - powiedział nieco głośniej.Nadal bez rezultatu.Spojrzał na trzymane w rękach szklanki.Ograniczały jego możliwości.Po kolejnym krótkim namyśle postawił je na kontuarze baru.Klepnął mężczyznę w ramię.Tamten się odwrócił.Teraz patrzyli sobie prosto w oczy, z bliskiej odległości.Mężczyzna nie dał znaku, że go poznaje, jedynie pytająco uniósł brwi i zmarszczył czoło.- Mogę panu w czymś pomóc? - spytał.- Craig? - powtórzył Jack, patrząc mu w oczy ze starego nawyku lekarza okulisty.Wyraz oczu zdradza stan zapalny organizmu, chorobę, ale także emocje.Te oczy nie wyrażały niczego.Źrenice pozostały dokładnie takiej samej wielkości jak przed chwilą.- Chyba pomylił mnie pan z kimś innym.Nazywam się Ralph Landrum.- Przepraszam - powiedział Jack.- Nie chciałem przeszkadzać.- Nie ma sprawy - odparł Landrum.- Z kim mam przyjemność?- Jack Stapleton.Skąd pan jest?- Pochodzę z Bostonu.A pan?- Z Nowego Jorku.Zatrzymał się pan tu, w Nacional?- Nie.Wynajmuję dom w mieście.Zajmuję się handlem cygarami.A pan?- Jestem lekarzem medycyny.Landrum odchylił się, tak że Jack mógł dostrzec jego towarzyszkę.- To jest Toya.Jack uścisnął rękę Toi przed nosem Ralpha.- Miło mi było państwa poznać - powiedział Jack, podu-kawszy trochę po hiszpańsku przez wzgląd na Toyę.Zabrał swoje drinki.- Przepraszam za zawracanie głowy.- Hej, nie ma sprawy - uspokoił go Landrum.- Tu jest Kuba.Ludzie są otwarci na nowe kontakty.Jack jeszcze skinął głową na pożegnanie i odszedł.Okrążył bar i wrócił do Laurie.Podniosła się na łokciu i odebrała szklankę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl