do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uzna³em, ¿eznalaz³ sobie miejsce, gdzie chcia³ byæ bardziej ni¿ tutaj.Fajnie.¯ywi byli dziwakami, martwi jeszcze wiêkszymi.Szliœmy doœæ szerok¹ ³aw¹, ale i tak by³o nas za ma³o.Znajdo­waliœmy kolejnyœlad, kiedy ju¿ zgubiliœmy poprzedni.Rozstawi­liœmy siê jeszcze szerzej iszliœmy dalej.Postêpy by³y niewielkie.- Jak ci siê zdaje, Garrett, kto to robi? - zapyta³ Peters.- Nie mam pojêcia.- Bêdzie wiedzia³, kiedy zostanie tylko jeden - zadrwi³ Chain.- To by siê mog³o udaæ - przyzna³em.- A ja bym stawia³ na Snake'a - wtr¹ci³ Tyler.— Na wyspach mu kompletnieodbi³o.Jeœli za d³ugo nie byliœmy w akcji, szed³ sam na polowanie.Znalem kilku takich.Byli to ch³opcy, którzy uczepili siê zabi­jania.Nieprze¿yli.Œmieræ ma zwyczaj po¿eraæ swoich akolitów.- Tutaj! - zawo³a³ Peters.Znalaz³ w wysokiej trawie miej­sce, gdzie upiorzecsiê zatrzyma³.Odt¹d wydeptany w trawie œlad by³ doskonale widoczny i prowadzi³na bagna, o których wspomnia³ Peters.- S³yszeliœcie kiedyœ o Kef Sidhe?– Kef co?- Sidhe.Tak jak nazwa rasy.Kef sidhe to profesjonalni zabój­cy.Religijnimordercy.- Nie.Do licha, najbli¿si sidhe s¹ o kilka tysiêcy mil st¹d.Nig­dy takiegonawet nie widzia³em.Ja te¿ nie.- S¹ trochê podobni do elfów.- I co z nimi?- Snake zosta³ uduszony garot¹ Kef sidhe.Nie jest to bardzo znana broñ w tychstronach.Peters wygl¹da³ na zdziwionego, o ile mog³em stwierdziæ w blasku latarni.Cholera, jaki¿ on brzydki.- A mo¿e wiecie coœ o sztylecie paradnym pu³kownika Venagetich? Widzieliœciemo¿e coœ takiego wœród pami¹tek?- Czarna rêkojeœæ ze srebrnym medalionem? D³ugie ostrze?- Tak.- Mogê zapytaæ, o co chodzi?- Mo¿esz.Nie powiem ci, dopóki nie dowiem siê czegoœ wiê­cej o sztylecie.- Snake mia³ taki sztylet.Zabra³ go pu³kownikowi Venagetich, którego uciszy³podczas jednego ze swoich prywatnych wypadów - odpar³ Chain.-Psiakrew!- O co chodzi?- Ktoœ wsadzi³ mu go w pierœ, kiedy garot¹ nie zadzia³a³a doœæ szybko.- I ktoby pomyœla³? Nadziany na w³asny ro¿en? Cho­lera, zaraz siê dowiem, ¿e pope³ni³samobójstwo.Nasz morderca mia³ prawdopodobnie wiêcej szczêœcia ni¿ rozu­mu i mnóstwotrików, które przypadkiem okazywa³y siê skuteczne.- Jasny gwint - mrukn¹³ Chain.- Chyba mamy problem.- Co? - zapyta³ Peters.- Patrzcie no.Podeszliœmy bli¿ej.Trzyma³ latarniê najwy¿ej, jak móg³.Teraz w trawie widaæ by³o dwa œlady, biegn¹ce równolegle w odleg³oœci metra.Peters i ja spojrzeliœmy po sobie wymownie, a potem na Chaina.- Tyler! ChodŸ no tu!Tyler nie przyszed³.Jego latarnia wisia³a na wysokoœci pó³ metra nad ziemi¹,gdy pochyla³ siê, ¿eby coœ sprawdziæ.- Czekajcie chwilê.- Co tam masz? - zapyta³em.-Wygl¹da jak.Coœ jak ruchomy cieñ za nim.- Uwa¿aj!Upiorzec z³apa³ Tylera za gard³o i uniós³.Strzeli³ krêgos³up.Tyler wyda³ zsiebie pisk jak zarzynany królik, latarnia spad³a na ziemiê i rozbi³a siê.Ogieñ prysn¹³ na stopy upiorca.Stwór pod­niós³ Tylera nad g³owê i cisn¹³ wciemnoœæ.Potem zwróci³ siê w nasz¹ stronê.- Rozdzieliæ siê!- Tym razem lepiej zrób coœ, a nie gap siê jak g³upi! - wark­n¹³ Chain.Ogieñ p³on¹³, dopóki by³ olej.Ale wilgotna trawa nie zajê³a siê.Upiorzec te¿nie.I jedno, i drugie by³o za wilgotne.- Posiekamy go - szepn¹³em.- Jak tamtego.- Nie gadaj, tylko do roboty - warkn¹³ Chain.Nie chcia³em.Ale ten upiorzec nie by³ wybredny w wyborze celu.Nienawidzi³¿ycia.Gdyby chodzi³o o Tylera, pad³by sam, martwy, po dope³nieniu zemsty.Aleon chcia³ dopaœæ nas.Nie mia³ wielu szans przeciwko naszej trójce.Byliœmy szyb­si i uzbrojeni.Aleszed³.I szed³.I szed³.Trudno poci¹æ na ka­wa³ki coœ, co w³aœnie ciê goni.Po kilku minutach strach i odraza nieco nas opuœci³y.Zacz¹­³em myœleæ.- Czy ktoœ z was wie, kto to by³?- P¹czuœ - odpar³ Chain.Skoncentrowa³ siê jak zegarmistrz, precyzyjnieodmierzaj¹c ka¿dy gest i cios.- Co za P¹czuœ? Co to za nazwisko?- Przezwisko - wyjaœni³ Peters.- Naprawdê nazywa³ siê Simon Riverway.Nielubi³ tego nazwiska, a P¹czusia tak.Tak go przezwa³y panienki w Fuli Harbor.Mówi³y, ¿e jest s³odziutki jak paczuszek.Dziwactwo.Waln¹³em upiorca na odlew przez kark, zgarnia­j¹c po drodze d³oñ.Mój cios wbi³ mu siê w nadgarstek do po³o­wy, o jedn¹ koœæ za blisko.Stwórruszy³ na mnie, gdy usi³owa­³em z³apaæ równowagê, zagarniaj¹c mnie drug¹ rêk¹.Chwyci³ mnie za rêkaw.Ju¿ myœla³em, ¿e jest po mnie.Chain dopad³ godwurêcznym ciosem znad g³owy, w który w³o¿y³ ca³y impet.Trafi³ stwora w ramiêna tyle mocno, by nim zachwiaæ.- Dziêki, Chain, masz to u mnie! - Odskoczy³em w ty³ o kilka metrów, uzna³em,¿e pójdê w œlady Chaina, i odstawi³em latarnie na ziemiê.Upiorzec doczepi³ siêdo mnie.Skorzystali z tego Peters i Chain.Peters naskoczy³ na niego od ty³u ici¹³ paskudnie przez prawe œciêgno Achillesa, zahaczaj¹c w drodze powrotnej oudowe.A stwór szed³ dalej, choæ ju¿ nie tak szybko jak przedtem.Wydawa³o siê,¿e to trwa wiecznoœæ, ale go zamêczyliœmy.Pad³ i ju¿ nie móg³ wstaæ.Pociêliœmy go starannie, dla pewnoœci, zu¿ywaj¹c mnóstwo energii, jak¹na³adowa³ nas strach.Kiedy wreszcie skoñczyliœmy, wzi¹³em do rêki latarniê.- Mo¿e lepiej przyczaiæ siê do œwitu.Jeœli by³y a¿ dwa, mo¿e i ich tu byæwiêcej.Szukaæ mo¿na i za dnia.- A mówi³eœ, ¿e nie chodz¹ stadami - poskar¿y³ siê Peters- Mo¿e siê myli³em? Nie chcê tego sprawdzaæ na w³asnej skórze.Wynoœmy siêst¹d.- Pierwsza m¹dra rzecz, jak¹ us³ysza³em od ciebie - mrukn¹³ Chain.Zbada³Tylera.- Martwy.Myœlisz, ¿e to on ich pozabija³?- Nie s¹dzê.Nie stawia³bym na to.Ten tutaj nie zastanawia³ siê, kto go zabi³.Po prostu sam te¿ chcia³ kogoœ zabiæ.-Jak w tym starym kawale o g³odnym myszo³owie? Zabierajmy siê st¹d, zanim Tylerwstanie i ruszy za nami.Tego ju¿ bym nie zniós³.Nie sprzecza³em siê.Zasadniczo upiorce powinny przele¿eæ trochê w stanienie¿ywym, zanim wstan¹, ale nie mia³em zamiaru sprawdzaæ prawdziwoœci tychhistorii na w³asnym grzbiecie.XXZaledwie dotarliœmy do domu, popêdzi³em sprawdziæ, co z Dellwoodem, Kaidem iWaynem.Byli na tylnym dziedziñcu.Rozpalili potê¿ne ognisko i w³aœnie ³adowalido niego kawa³ki pierwszego upiorca.- Wrzuæcie wszystko i wchodŸcie do œrodka - poleci³em.- Sir? - zaczepi³ mnie Dellwood.Odzyska³ ju¿ w³asn¹ barwê.- Mo¿e byæ ich wiêcej.Wpadliœmy na takiego, który za ¿ycia nazywa³ siê P¹czuœ.Zabi³ Tylera.Lepiej nie sprawdzaæ, co jeszcze mo¿e na nas czyhaæ w ciemnoœci.Nie zwlekali d³u¿ej.Nie zadawali pytañ.Wsypali upiorca do ognia i ruszyli wstronê domu.Wlok³em siê za nimi, myœl¹c o tym, co siê dzieje z Morleyem.Ci, którzy prze¿yli, zebrali siê wokó³ fontanny.Kiedy podszed­³em, rozmawialiw³aœnie o Snake'u i Tylerze.Wayne i Kaid uwa­¿ali, ¿e drugi upiorzec dopad³w³aœciwego cz³owieka.- Nie jestem tego pewien - odpowiedzia³em.- On chcia³ za­bijaæ i Tyler gowcale nie zadowoli³.Dellwood, sprawdŸ drzwi.Peters, czy s¹ tu jeszcze jakieœinne wejœcia?- Kilka.- WeŸ Kaida i Chaina i sprawdŸ je.Zostajemy w grupach po trzech, dopóki s³oñcenie wzejdzie.- Po co? - spyta³ Chain.- Morderca pracuje sam, a przynajmniej tak mi siê wydaje.Jeœli na niegotrafimy, mamy przewagê dwa do jednego.- Aha.- Zapytaj ch³opców o to coœ sidhe - podpowiedzia³ Peters.- Racja.Dellwood, Wayne, Kaid.Wiecie coœ na temat Kef sidhe? A zw³aszczagaroty Kef sidhe?Zmarszczyli czo³o.Dellwood zadysza³ siê trochê, biegn¹c do a drzwi.- A co to jest? - zapyta³.Opisa³em przedmiot, który znalaz³em na szyi Snake'a.- Genera³ mia³ coœ takiego w gabinecie.Peters rozjaœni³ siê.- Tak! Pamiêtam to.Le¿a³o razem z ca³¹ kup¹ innego z³omu, pejczy i takichtam.W k¹cie, ko³o kominka.Przypomina³em sobie pejcze, ale przyznam siê, ¿e nie zwraca³em na nieszczególnej uwagi.- Dellwood, nastêpnym razem, kiedy bêdziesz w gabinecie, sprawdŸ, czy ci¹gletam jest.Dowiedz siê od genera³a, sk¹d j¹ ma.I spytaj, co siê z ni¹ sta³o,gdyby jej tam nie by³o.Dellwood skin¹³ g³ow¹ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl