do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To nowa moda wœród bogatychsmarkul, znudzonych, bo ich faceci poszli na wojnê?- A po co ci to wiedzieæ?- Mo¿e mój morderca w³aœnie tu sobie wybiera ofiarê? Mo¿e spotkam go, kiedybêdzie szuka³ kolejnego celu?- Siedzisz w biznesie anio³a stró¿a? Burkn¹³em coœ.- Dawno ciê tu nie by³o, Garrett.Tak, przychodzili tu boga­cze.Nie tylkodziewczyny.One chc¹ pracowaæ wy³¹cznie w ta­kich spelunach jak moja.Tenajgorsze, zazwyczaj starsze, id¹ hand­lowaæ ty³kami w Namiêtnej WiedŸmie lubCzarnym Gromie, albo gdzie indziej.Mafia je dopuszcza, bo ³atwo z nimi ubiæinteres.Jak mia³eœ ju¿ setki wyw³ok, nabierasz ochoty, ¿eby czasem prze­lecieæszynkê jakiejœ wysoko urodzonej damy.- Rozumiem tê psychologiê.- Jak wszyscy.Jak wszyscy.I to jest ca³y problem.- Hmmm?- Dla interesów to dobrze, jeœli ta ca³a œliczna m³odzie¿ siê tu schodzi.Idziesporo forsy, nawet przy z³ej pogodzie.Ale co bêdzie, jak siê zorientuj¹ ichojcowie i mê¿owie? Co bêdzie wtedy? Hê?- Racja.- Rodzice nie byliby zadowoleni.A bior¹c pod uwa­gê pokrêtn¹ ludzk¹naturê, nie na dziewczyny spadnie ca³a wi­na.Im bogatsi s¹ ludzie, tym mniejchêtnie obarczaj¹ dzieciaki odpowiedzialnoœci¹ za ich w³asne czyny.- Jak cisiê zdaje, ile ich tu jest?Nie mog³o byæ du¿o, bo ju¿ zaczê³yby rozrabiaæ.- Nie chodzê wiele, Garrett, nie liczê, kto dla kogo pracuje w Polêdwicy i poco.Wiesz, o co mi idzie?- Wiem.- Ale widaæ je wyraŸnie.Ludzie mówi¹.Jeœli mnie spytasz, bê­dzie ich z gór¹setka.Teraz najwiêksza masa ju¿ przesz³a.Zosta­³y tylko te, które póŸnoprzysz³y, i takie, które lubi¹ te rzeczy na ostro.Dzisiaj mo¿e ich byænajwy¿ej trzydzieœci.Takie jak moja Candy s¹ ju¿ wyj¹tkiem.Wszystko przejdzieza dwa miesi¹ce.- Znajd¹ inn¹ zabawê.Hullar wzruszy³ ramionami.- Mo¿e.Nie obchodz¹ mnie bogate dzieciaki.- To wyrównujesz rachunki, bo ty ich te¿ nie obchodzisz.- Ob­serwowa³em Candy.Nie wygl¹da³o na to, ¿ebym mia³ okazjê dziœ sobie z ni¹ pogadaæ.Mia³a kilku¿eglarzy, a nastêpni czekali w ko­lejce.Hullar i Crunch bêd¹ musieli rozwaliæparê gêb, jeœli za­czn¹ sobie wyobra¿aæ nie wiadomo co.- Idziesz gdzieœ? - Sokolooki Hullar spostrzeg³, ¿e wstajê.- Chyba rozejrzê siê za innymi dziewczynami.Ciekawe, czy je zauwa¿ê.Maszpomys³, gdzie ich szukaæ?- Chcesz tylko brunetki? W typie Candy?- W zasadzie tak.Zamyœli³ siê.Nie nad moim problemem, o nie.Jednym okiem obserwowa³ ¿eglarzyCandy.W³aœnie zacz¹³ siê wkurzaæ.- Kryszta³owy Kandelabr, Goœæ w Masce, Namiêtna WiedŸ­ma, U Mamy Sama.Widzia³em twój typ w ka¿dym z tych miejsc, tym czy innym razem.Nie wiem, czys¹ tam jeszcze.Te dziew­czyny przychodz¹ i odchodz¹ jak chc¹.I nie maj¹sta³ych godzin.- Dziêki, Hullar, jesteœ ksiêciem.- Co? Co takiego? - warkn¹³ nagle Crunch.Wyszed³ zza baru z paskudnie wielk¹pa³¹ w ³apie.- Mo¿e zaczniesz uwa¿aæ na s³owa, gówniarzu.Hullar potrz¹sn¹³ g³ow¹.- Ksi¹¿e! - wrzasn¹³ do ucha Cruncha.- Nazwa³ mnie ksiê­ciem.Musisz muwybaczyæ, Garrett.Czyta z ruchu warg.Cza­sem siê myli.Crunch od³o¿y³ pa³ê, ale nie przesta³ siê krzywiæ.Nie wiedzia³, czy ma ufaæszefowi, czy w³asnej wyobraŸni.Wszêdzie, gdzie pójdê, natykam siê na œwirów.XXXIVKryszta³owy Kandelabr, jak wynika³o z samej nazwy, preten­dowa³ do pewnegopoziomu.Dziewczyny z Góry jedynie spe³nia­³yby zamówienie zarz¹du.Tam siêuda³em na pocz¹tek.Wszed³em i wyszed³em po czasie, jaki by³ potrzebny, ¿ebywych³eptaæ pi­wo.Nie dowiedzia³em siê niczego, poza tym ¿e ktoœ tam zna³ mo­j¹gêbê i nie podoba³ mu siê sposób, w jaki zarabiam na ¿ycie.Lepiej posz³o mi w Goœciu w Masce.Tam mia³em znajomych.I tu tak¿e nazwa by³a bardzo odpowiednia.Ludzie wk³adali ma­ski, zanim weszlido œrodka.Podobnie by³o z pracownikami lo­kalu.Goœæ w Masce ¿ywi³ jedyniewybranych goœci.Facet, którego zna³em, by³ wykidaj³¹, mieszañcem wysokim na dziewiêæ stóp, zmusku³ami na musku³ach i mas¹ miêdzy uszami twardsz¹ ni¿ gdziekolwiek indziej.Wypi³em trzy piwa, zanim zro­zumia³, co chcê od niego.Nawet wtedy nic by niepowiedzia³, gdy­by nie by³ mi czegoœ winien.A to, co mia³ do powiedzenia, nieby­³o warte s³uchania.Jedyna dziewczyna typu Góry, jaka pracowa³a tu ostatnio,by³a blondynk¹, i to tak napalon¹, ¿e w³aœciciele siê wystraszyli.Od wielutygodni nie widzieli brunetki.Ostatnia ode­sz³a po drugim wieczorze.Pamiêta³jeszcze jej imiê, Dixie.Dixie.Dobrze, to siê przyda, dziêki Bugs.Masz, napij siê za moje zdrowie.Hej dziêki Garrett, fajny z ciebie goœæ.- Bugs by³ jednym z tych ludzi,których zawsze zadziwia, jeœli zrobisz dla nich coœ mi³ego, choæby drobiazg.Pojakimœ czasie uwa¿asz, ¿e ca³y œwiat by³by dla niego mi³y tylko po to, ¿ebypatrzeæ na jego zdziwienie.Po¿eglowa³em w stronê Namiêtnej WiedŸmy.WiedŸma by³a dziwna, nawet jak naPolêdwicê.Nigdy nie potrafi³em zrozumieæ tego miejsca.Pracowa³o tu du¿odziewczyn, w wiêkszoœci tancerek i w wiêkszoœci sk¹po odzianych.By³y bardzoprzyjacielskie.Oblaz³yby ciê jak wszy, gdyby wierzy³y, ¿e wsadzisz im wmajt­ki bodaj markê.By³y dostêpne, ale nie dla ka¿dego.Odbywa³o siê tu coœ wrodzaju licytacji.Dziewczyny pracowa³y nad t³umem, spi­jaj¹c i rozpijaj¹cfacetów, podbijaj¹c stawki a¿ do zamkniêcia.Zrêczna dziewczyna by³a w staniewyci¹gn¹æ tam wiêcej jednym numerkiem ni¿ normalna, ciê¿ko haruj¹ca przez ca³¹noc.Wszystko, co sprawia, ¿e goœæ rozstaje siê z fors¹, znajdziecie w³aœnie tu, wPolêdwicy.- Widzia³eœ kiedy tyle cycków do kupy, co, Garrett? Podskoczy³em.Niespodziewa³em siê spotkaæ przyjació³ w ta­kim miejscu.To nie by³ przyjaciel- Mieszczuch? Kupa czasu.Nie.Nigdy.A w ogóle teraz te¿ nie powinienem ichogl¹daæ.Mieszczuch Billy Byrd by³ facetem, którego ma siê na myœli, mówi¹c, ¿e ktoœwygl¹da jak fretka.Chodz¹cy stereotyp.Wygl¹­da³ na œlisko-wrednego i taki te¿by³.Szpiegowa³ ludzi, sprzeda­wa³ informacjê temu, kto wiêcej zap³aci³.Samkorzysta³em z je­go us³ug, stad mnie zna³.Mieszczuch nosi³ kupê taniej bi¿uterii i jaskrawe ciuchy.W zê­bach trzyma³d³ug¹ fajê z koœci s³oniowej.Postuka³ siê ustnikiem po zêbach, wskaza³ nim najedn¹ z kobiet.- To masz na myœli?- W³aœnie.Wiêksze nie zawsze znaczy lepsze.- Musia³a byæ niez³a, zanim wda³a siê grawitacja.- Mieszczuch Billy Byrdnale¿a³ do tych ludzi, którzy s¹dz¹, ¿e grawitacja siê wdaje.- Pracujesz,Garrett?Nie potrzebowa³em goœcia typu Mieszczucha, ale pozosta³em uprzejmy.Niewydawa³em du¿o.Przyda³oby siê doczepiæ do ko­goœ, u kogo sk¹pstwo by³oakceptowane.Inaczej bêdê musia³ za­dawaæ swoje pytania na ulicy.- A by³bym tutaj, gdybym nie pracowa³?- Po³owa facetów nie tak odpowiedzia³aby na to pytanie.Wtedy zrozumia³em, co Mieszczuch robi w Namiêtnej WiedŸ­mie.Pracuje.Szukatwarzy, które póŸniej bêdzie móg³ sprzedaæ.- A ja pracujê - podkreœli³em.- Mo¿e potrzebujesz pomocy?- Mo¿e.Szukam dziewczyny.Konkretny typ.Brunetka, sie­demnaœcie do dwudziestudwóch lat, piêæ stóp i dwa do dziesiêciu cali wzrostu, d³ugie w³osy, doœæatrakcyjna, du¿a klasa.- Nie jesteœ wybredny, co nie? Ma jakieœ imiê?- Nie, chodzi o typ.Interesuje mnie ka¿da taka kobieta pracu­j¹ca w Polêdwicy.- Tak? A dlaczego?- Poniewa¿ jakiœ sukinsyn je wy³apuje i wybebesz¹.Chcia³­bym go dorwaæ, ¿ebymu wyjaœniæ, dlaczego takiego zachowa­nia nie uwa¿amy za ogólnie przyjêtenormy.Mieszczuch gapi³ siê na mnie przez chwilê z otwartym ³asi­czym pyszczkiem.- ChodŸ no tu, Garrett.Mam stolik z paroma kumplami.Poszed³em, ale obawia³em siê, ¿e pope³ni³em b³¹d [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl