do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Nie będziesz potrzebował mojej pomocy?– Dam sobie radę – zdecydował Michael.– Ty raczej zostań tutaj.Jak natknę się na ochronę, łatwiej będzie mi się wytłumaczyć samemu.– Jakie jest prawdopodobieństwo spotkania strażnika?– Małe – uznał Michael.– To pójdę z tobą.– Beau wysiadł również.– Twój wybór – zgodził się Michael.Razem podeszli do drzwi.Michael użył swych kluczy i po sekundzie byli w środku.Schonhoff gestem ręki nakazał Beau iść za sobą.Gdzieś w dali słychać było radio.Nastawiono je na stację z całonocnym talk-show.Droga wiodła przez przedsionek, wzdłuż małej rampy aż do sali, w której trzymano ciała.Ściany pokryte były drzwiczkami lodówek.Michael dokładnie wiedział, które drzwiczki otworzyć.W panującej ciszy kliknięcie odblokowanego zamka było głośne.Ciało bez problemu wysunęło się na stalowych szynach.Doczesne szczątki Charliego Arnolda znajdowały się w plastikowym worku.Twarz miał przerażająco białą.Dokładnie obeznany z otoczeniem Michael szybko przyprowadził wózek do przewożenia ciał.Z pomocą Beau położył na nim ciało Arnolda i zamknął pustą lodówkę.Upewniwszy się, że przedsionek nadal jest pusty, przewieźli ciało na parking.Złożenie go w samochodzie zabrało im tylko moment.Kiedy Beau wsiadł, Michael odwiózł wózek.Szybko wrócił do auta i bezpiecznie odjechali.– To było łatwe – stwierdził Beau.– Powiedziałem ci, że nie będzie problemów – przypomniał Michael.Beau zatrzymał samochód.Wyciągnęli ciało i zanieśli je około trzydziestu metrów dalej na pobocze.Położyli zwłoki na występie skalnym.Ponad nimi rozciągało się bezksiężycowe sklepienie nocnego nieba z milionami gwiazd.– Gotowy? – zapytał Beau.Michael wycofał się kilka kroków.– Gotowy – potwierdził.Beau wyjął jeden z czarnych dysków, który znalazł tego dnia rano, i położył go na ciele Arnolda.Niemal natychmiast dysk zaczął świecić, a intensywność światła gwałtownie wzrosła.– Lepiej się wycofajmy – poradził Beau.Odsunęli się na odległość kilkunastu metrów.Do tego czasu dysk tak świecił, że pojawiła się wokół niego aureola, a ciało Arnolda również zaczęło świecić.Czerwone światło dysku zamieniło się w białe, a aureola objęła całe ciało.Pojawił się wizg, a wraz z nim zaczął wiać wiatr, który najpierw poruszył liśćmi, później małymi kamykami, w końcu dużymi kawałkami skał, tocząc je w stronę ciała.Dźwięk stawał się ogłuszający, jak hałas startującego odrzutowca.Beau i Mike trzymali się, żeby nie zwaliło ich z nóg.Dźwięk urwał się tak nagle, że wywołał szok, który wstrząsnął obu mężczyznami.Czarny dysk, ciało, kamienie, liście, patyki i mnóstwo bałaganu – wszystko zniknęło.Skała, na której znalazło się ciało, była gorąca, a jej powierzchnia spiralnie skręcona.– To powinno wywołać niezłe zamieszanie – odezwał się Beau.– Rzeczywiście – przytaknął Mike.– I na jakiś czas ich zajmie.Rozdział 8Godzina 8.15– Nie zamierzasz mi powiedzieć, gdzie byłeś zeszłej nocy? – zapytała rozdrażniona Cassy.Trzymała rękę na klamce i chciała wysiąść z samochodu.Beau zatrzymał się na podjeździe przed Anna C.Scott High School.– Już ci mówiłem: po prostu jeździłem.Co to takiego wielkiego? – odparł Beau.– Nigdy nie jeździłeś samochodem w środku nocy.Dlaczego mnie nie obudziłeś i nie powiedziałeś, że wyjeżdżasz?– Spałaś zbyt głęboko.Nie chciałem ci przeszkadzać.– A nie pomyślałeś, że jak się obudzę, to będę się o ciebie niepokoić?– Przepraszam – powiedział Beau.Pogłaskał ją po ramieniu.– Chyba powinienem cię obudzić.Wtedy jednak wydawało się, że lepiej będzie zostawić cię śpiącą.– Obudzisz mnie, jeżeli zdarzy się to jeszcze kiedyś? – zapytała Cassy.– Obiecuję.Rany, robisz z igły widły.– Przestraszyłam się.Nawet zadzwoniłam do szpitala, by sprawdzić, czy cię tam nie ma.Również na policję, czy nie zdarzył się jakiś wypadek.– No dobrze już – zgodził się Beau.– Masz rację.Cassy wysiadła z samochodu, ale jeszcze zajrzała do środka przez okno.– Ale po co jeździć o drugiej w nocy? Dlaczego nie przejść się albo, jeżeli nie możesz spać, popatrzeć trochę na telewizję? Albo jeszcze lepiej poczytać?– Nie zaczynajmy wszystkiego od początku – powiedział Beau zdecydowanie, ale bez złości.– Okay?– Okay – zgodziła się niechętnie.Przynajmniej uzyskała przeprosiny i wzbudziła w Beau wyrzuty sumienia.– Do zobaczenia o trzeciej – pożegnał Cassy.Pomachali sobie i Beau odjechał sprzed szkoły.Dojechał do rogu, nie obejrzawszy się nawet za siebie.Gdyby się odwrócił, zobaczyłby, że Cassy nie ruszyła się z miejsca, w którym wysiadła z auta.Patrzyła, jak skręca na drogę prowadzącą od uniwersytetu.Pokręciła głową.Zachowanie Beau nie poprawiło się.On tymczasem wesoło pogwizdywał pod nosem i zupełnie nie przejmując się obawami Cassy, jechał przez śródmieście.Miał misję i był nią pochłonięty, ale nie na tyle, aby nie zauważyć, szczególnie gdy zatrzymał się na światłach, ilu przechodniów i kierowców kaszle i kicha.Wyglądało, jakby u niemal każdej osoby wystąpiły symptomy infekcji górnych dróg oddechowych.Ponadto wielu było bladych i pociło się.Dojeżdżając do rogatek po przeciwnej w stosunku do uniwersytetu stronie miasta, Beau skręcił z Main Street w Goodwin Place.Po prawej miał schronisko dla zwierząt.Przejechał przez otwartą bramę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl