[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była trzecia w nocy.Z powodu ciężkich chmur i deszczu świt nastąpi nieco później niż zwykle, mimo to zostało do niego nie więcej niż dwie godziny.Skoro to on ją znalazł, poszukiwania dwóch pozostałych panów okazały się bezowocne, w związku z tym rozgorączkowany Alexander może wyruszyć o świcie z ludźmi, którzy nie będą potrzebni do walki z powodzią Poziom wody w sadzawce wyraźnie się podniósł i nadal będzie się podnosił.Trzeba przenieść Elizabeth w inne miejsce.Jak to zrobić? Lee za nic w świecie nie mógł dopuścić do tego, żeby Alexander znalazł ich splecionych w uścisku jak para kochanków, którymi właśnie się stali.Zdjął juki z konia i zaniósł je z powrotem na skałę, po czym otworzył piersiówkę z brandy.- Elizabeth! Elizabeth, kochanie! Elizabeth, obudź się!Poruszyła się, niewyraźnie zaprotestowała i z powrotem zapadła w sen.Potrzebował kilku minut do namówienia jej, by się trochę podniosła.Gdy jednak wypiła łyk brandy, całkowicie oprzytomniała i zadrżała.- Kocham cię - powiedziała, trzymając jego twarz w dłoniach.- Odkąd sięgam pamięcią.· Pocałował ją, ale szybko się odsunął, nie czekając, aż wszystko zacznie się od nowa.Była przemarznięta do szpiku kości, ratowało ją jedynie podniecenie i ciepło jego ciała.- Ubierz się - powiedział.Nie był to rozkaz, lecz błaganie.- Musimy wrócić, nim Alexander rozpocznie poszukiwania na pełną skalę.Było zbyt ciemno, żeby mógł zobaczyć jej twarz.Widział tylko rozmazaną plamę, ale wyczuł, że na wspomnienie męża zaniepokoiła się i napięła mięśnie.Otulił ją kocem, zarzucił na niego płaszcz przeciwdeszczowy, a potem napełnił zbiorniczek lampy i zapalił ją, żeby oświetlała im drogę powrotną.- Nie masz butów?- Nie, zgubiłam je.Trudno było podsadzić ją na konia.Kiedy już jednak siedziała w siodle, a Lee mocno ją trzymał, mogli rozmawiać podczas jazdy na grzbiecie klaczy, która wyraźnie czuła, że zmierza w stronę domu i ciepłej stajni.- Kocham cię - zaczął, nie chcąc mówić o niczym innym.- Ja ciebie też.- Ale to nie wszystko, najdroższa Elizabeth.- Wiem.Jest jeszcze Alexander - przyznała.- Co chcesz zrobić? - spytał.- Mieć cię przy sobie - oświadczyła spokojnie.- Nie zniosłabym rozstania z tobą, Lee.Jesteś dla mnie zbyt cenny.- Czy to znaczy, że wyjedziesz ze mną?W tym momencie Elizabeth wróciła do rzeczywistości.Lee poczuł, jak skuliła się w jego ramionach i westchnęła.- Nie mogę, Lee! Nie sądzę, by Alexander pozwolił mi odejść.A nawet gdyby się zgodził, jest jeszcze Dolly, którą muszę się opiekować.Nie mogę opuścić dziecka Anny.- Wiem.W takim razie co chcesz zrobić?- Mieć cię przy sobie.Niech to będzie nasza tajemnica, przynajmniej na razie, dopóki nie będę w stanie logicznie się nad tym zastanowić.Jestem taka zmęczona, Lee!- W takim razie zachowajmy to w tajemnicy.- Kiedy znów się zobaczymy? - spytała przestraszona.- Najpierw musi przestać padać, kochanie.Jeśli będzie powódź, to dopiero za jakiś tydzień.Umówmy się za tydzień.- Och, chyba umrę!- Nie, będziesz żyła.dla mnie.Spotkajmy się za siedem dni nad sadzawką.Popołudniu, dobrze?- Dobrze.- Jak sądzisz, uda ci się dochować tajemnicy?- Od ślubu z Alexandrem bez przerwy coś przed nim ukrywam, więc dlaczego miałoby mi się nie udać?- Śpij.- A jeśli coś się stanie i nie będziesz mógł przyjść?- Wtedy dowiesz się od Alexandra, ponieważ będę z nim.Spij, najdroższa.Tuż przed świtem Lee podjechał pod dom i zawołał, że znalazł Elizabeth.Alexander delikatnie odebrał od niego śpiącą i bladą żonę, po czym wniósł ją do domu, do Nell.Kiedy po chwili wyszedł, by z całego serca podziękować wybawcy, okazało się, że Lee oddał konia Summersowi i poszedł do domu, do Ruby.- To dziwne - mruknął Alexander, marszcząc czoło.- Myślę, że nie, sir Alexandrze - powiedział Summers, który starał się logicznie myśleć.- Biedak był kompletnie przemoczony, a jest o wiele masywniej zbudowany od pana, więc pańskie ubranie by na niego nie pasowało, prawda?- Zgadza się, Summers.Zapomniałem.W związku z tym Lee przyjął gorące podziękowania dopiero trzydzieści sześć godzin później, gdy Alexander pojawił się w hotelu po wizycie u swojego prawnika Brumforda.- Czy Elizabeth dobrze się czuje? - spytał Lee, dochodząc do wniosku, że w takich okolicznościach bez strachu może wyrazić pewne obawy.- Tak, co bardzo mnie dziwi.Nell jest trochę zdezorientowana.Przygotowała się na wszystko - od zapalenia płuc po zapalenie opon mózgowych - ale po dwudziestoczterogodzinnym śnie Elizabeth obudziła się dziś rano świeża, wypoczęta i zjadła obfite śniadanie.Alexander wcale nie wyglądał na świeżego i wypoczętego; miał zaczerwienione oczy i wymizerowaną twarz.Chociaż wyraźnie starał się nadrabiać miną, nie bardzo mu to wychodziło.- Dobrze się czujesz, Alexandrze? - spytał Lee.- Och tak, świetnie! Po prostu trochę się przestraszyłem.Wszystko to spadło na mnie jak grom z jasnego nieba.Naprawdę jestem ci niezmiernie wdzięczny, chłopcze.- Zerknął na złoty zegarek na nadgarstku.- Muszę odprowadzić Nell do pociągu.Co za wspaniała dziewczyna! Mając ciebie u swojego boku, mogę jej życzyć wszelkiej pomyślności na medycynie.Lee nie to chciał usłyszeć, ale poczuł ulgę, że Nell opuszcza Kinross.Owszem, to wspaniała dziewczyna, ale ostra jak brzytwa i wcale nie jest ani jego przyjaciółką, ani - jak przypuszczał - matki.Nienawidzę tego! - pomyślał Lee.Wszelkich wybiegów i ukrywania się.Tylko jedna rzecz jest gorsza od posiadania Elizabeth na takich zasadach - nieposiadanie jej w ogóle.Nie mogę nawet powiedzieć matce, co się stało.Nie musiał.W chwili kiedy wszedł do hotelu, zostawiając za sobą mokre ślady na dywanie, Ruby wiedziała.Straciłam syna - pomyślała.Teraz Lee należy do Elizabeth.Co więcej, nigdy nie odważę się porozmawiać z nim na ten temat.Jest nieszczęśliwy, że musi to ukrywać, ale ją kocha.To, że się czegoś pragnie, to jedno, ale otrzymanie tego to już całkiem inna sprawa.Och, oby go to tylko nie zabiło! Mogę jedynie zapalić świece w kościele.- Mój Boże, pani Costevan - powitał ją stary ojciec Flannery, który zawsze obdarzał ją tytułem należnym mężatce - jeszcze trochę, a przyjdzie pani na mszę!- Piep.Nic z tego! - prychnęła Ruby.- Nie rób sobie zbyt wielkich nadziei, Timie Flannery, stary moczymordo! Po prostu lubię palić świece!Może to prawda - pomyślał kapłan, trzymając mocno garść banknotów, które mu wcisnęła.Wystarczy, żeby przez wiele miesięcy mógł popijać najlepszą whisky
[ Pobierz całość w formacie PDF ]