do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Serce bi³ojej gwa³townie, na ustach igra³ uœmiech.Nareszcie! Jest! Portret by³ niewyraŸny, lecz jak zwykle przeko­nuj¹cy.Ruszy³ado wnêtrza mrocznego pokoju, by w pe³ni móc podziwiaæ obraz i po chwili jejstopy natrafi³y na materac, który ci¹gle le¿a³ rzucony w k¹cie.Spojrza³a napod³ogê.Brudne lego­wisko zosta³o wywrócone, ukazuj¹c tê nie podart¹ stronê.Kilka koców i owiniêta w szmaty poduszka spoczywa³y na wierzchu.Coœ zajaœnia³ow fa³dach najbli¿szego ³achmana.Pochyli³a siê i spos­trzeg³a garœæ s³odyczy -czekoladek i cukierków - zawiniêtych w jasny papier.Miêdzy nimi tkwi³o, anitak kusz¹ce, ani s³odkie, kilkanaœcie ¿yletek.Na niektórych widaæ by³o krew.Wyprostowa³a siê i zaczê³a cofaæ, gdy nagle z s¹siedniego pokoju dolecia³o j¹bzyczenie.Obróci³a siê i w pomieszczeniu zrobi³o siê jeszcze ciem­niej, gdymiêdzy ni¹ a œwiat³em stanê³a jakaœ postaæ.Mê¿czyzna sta³ w drzwiach, podœwiat³o, wiêc nie widzia³a go wyraŸnie, ale za to doskonale wyczuwa³a.Pachnia³jak wata cukrowa, a bzyczenie przysz³o wraz z nim albo by³o wrêcz w nim samym.- Przysz³am, ¿eby tylko popatrzeæ - wyj¹ka³a -.na ten rysu­nek.Bzyczenie narasta³o - cisza sennego popo³udnia bezpowrotnie zniknê³a.Mê¿czyznaw drzwiach siê nie poruszy³.- Có¿ - powiedzia³a - obejrza³am ju¿ sobie wszystko.- £udzi³a siê, ¿e na tes³owa cz³owiek odsunie siê i przepuœci j¹ do wyjœcia, lecz on ani drgn¹³.Niemia³a doœæ odwagi, by to wymusiæ pchaniem siê do drzwi.- Powinnam ju¿ iœæ - powiedzia³a, zdaj¹c sobie sprawê, ¿e mimo wysi³ków zka¿dej sylaby wyziera strach.- Czekaj¹ na mnie.Nie by³o to kompletne k³amstwo.Dziœ wieczorem byli zapro­szeni do„Apollinaire" na kolacjê.Lecz do ósmej pozosta³y cztery godziny.Jeszcze du¿oczasu up³ynie, nim zaczn¹ jej szukaæ.- Pan wybaczy - rzek³a niepewnie.Bzyczenie nieco ucich³o i w tej nag³ej ciszy odezwa³ siê mê¿­czyzna.Jegomatowy g³os by³ nieomal równie s³odki.jak zapach, który rozsiewa³ wokó³.- Nie ma poœpiechu - wyszepta³.- Jestem umówiona.Choæ nie widzia³a jego oczu, czu³a je na sobie.Ogarnê³a j¹ sennoœæ, podobniejak latem, które teraz œpiewa³o jej w g³owie.- Przyby³em po ciebie - powiedzia³.Powtórzy³a w myœlach te trzy s³owa.Przyby³em po ciebie.Jeœli by³y groŸb¹, to z ca³¹ pewnoœci¹ tak nie brzmia³y.- Nie znam.ciê - odpar³a.- To prawda - wyszepta³.- Ale we mnie w¹tpi³aœ.-W¹tpi³am?- Nie wystarczy³y ci zas³yszane opowieœci ani napisy na œcia­nach.Wiêc by³emzmuszony sam przybyæ.Sennoœæ m¹ci³a jej umys³, lecz uchwyci³a ogólny sens tych s³Ã³w.To, ¿e by³legend¹, a ona nie wierz¹c w niego, zmusi³a go do ukaza­nia karz¹cej d³oni.Spojrza³a na te d³onie.Jednej brakowa³o.Za­miast niej umocowano hak.- Bêd¹ ciê winiæ - powiedzia³.- Bêd¹ mówiæ, ¿e przez twoje zw¹tpieniepop³ynê³a niewinna krew.Lecz pytam siê, po có¿ jest krew, jeœli nie doprzelewania? A po pewnym czasie œledztwo do­biegnie koñca.Policja wyjedzie,kamery skieruj¹ siê na nowe kosz­mary, a oni zostan¹ tu sami, by móc na nowoopowiadaæ o Cukierniku.- O Cukierniku? - powtórzy³a zdziwiona.Jêzyk z trudem wy­mówi³ tak niewinnes³owo.- Przyby³em po ciebie - mrukn¹³ delikatnie, nieomal uwodzi­cielsko.Z tymis³owami wyszed³ z korytarzyka na œwiat³o.Bez w¹tpienia, zna³a go.Zd¹¿y³a go dok³adnie poznaæ, kiedy przychodzi³a dotego upiornego miejsca.To by³ ten cz³owiek ze œciany.Malarz nie stworzy³ tuniczego: portret by³ dok³adnym odz­wierciedleniem mê¿czyzny stoj¹cego przedni¹.A¿ do przesady: twarz mia³ woskowo¿Ã³³t¹, w¹skie wargi, bladoniebieskieoczy pa³a­³y, jakby Ÿrenice wysadzane by³y rubinami.Marynarka zosta³a zszyta zkawa³ków, tak samo jak spodnie.Wygl¹da³ nieomal grotes­kowo w tym strojupoplamionym krwi¹ i z purpurow¹ smug¹ na po¿Ã³³k³ych policzkach.Lecz ludziew³aœnie tego oczekuj¹.Potrzeb­ne by³y te wszystkie symbole i dodatki, byprzyci¹gn¹æ ich uwagê.Cuda, morderstwa, obudzone demony i kamienie zgrobowców.Ta­ni po³ysk nie niweczy³ ukrytego sensu.By³y to tylko piórka,które mia³y zwróciæ uwagê.Sta³a niemal jak zaczarowana.G³osem, kolorami i bzyczeniem dobywaj¹cym siê zjego cia³a.Walczy³a jednak z tym zaklêciem.Pod nêc¹cym wizerunkiem kry³a siêbestia; u jej stóp le¿a³ komplet ¿yletek, ci¹gle pokrytych krwi¹, Czy zawahasiê poder¿n¹æ jej gard­³o, jeœli ju¿ po³o¿y na niej swe ³apy?Gdy Cukiernik ruszy³ w jej kierunku, pochyli³a siê, podnios³a jeden z koców icisnê³a w niego.Deszcz ¿yletek i cukierków ude­rzy³ go po ramionach.Koc opad³mu na twarz.Nie zd¹¿y³a jednak skorzystaæ z okazji i przemkn¹æ do drzwi;przeszkodzi³a jej w tym poduszka, która le¿a³a na kocu.Nie, nie by³a to wcale poduszka.Cokolwiek zawiera³a ma³a, bia³a trumienkajad¹ca na karawanie, nie by³o to cia³o ma³ego Kerry'ego.Ono le¿a³o tutaj, ujej stóp, z zakrwawion¹ twarz¹ zwrócon¹ w jej stronê.By³o nagie.Cia³oznaczy³y œlady zainteresowania ze strony maniaka.W ci¹gu tej chwili, kiedy prze¿ywa³a ostatni koszmar.Cukier­nik zd¹¿y³ zrzuciækoc.Podczas szarpaniny jego marynarka rozpiê³a siê i Helen spostrzeg³a - mimoprotestów rozs¹dku - ¿e jego tors znikn¹³, a w dziurze k³êbi³ siê rój pszczó³.T³oczy³y siê w klatce piersiowej i pokrywa³y kipi¹c¹ mas¹ wisz¹ce tam resztkicia³a.Uœ­miechn¹³ siê na widok jej odrazy.- S³odkoœci dla s³odkiej - wyszepta³ i wyci¹gn¹³ w kierunku jej twarzy sw¹hakowat¹ rêkê.Nie mog³a dostrzec ju¿ ani promyka œwiat³a z zewnêtrznegoœwiata, ani nie s³ysza³a dzieci bawi¹cych siê na podwórzu.Nie by³o ucieczki wrzeczywistoœæ.Cukiernik przes­³oni³ jej widok; wymêczone cia³o nie mia³o doœæsi³y by stawiæ opór.- Nie zabijaj mnie - wydusi³a z siebie.- Wierzysz we mnie? - spyta³.Potaknê³a z zapa³em.- Jak¿e bym mog³a nie wierzyæ?- Wiêc dlaczego pragniesz ¿yæ?Nie zrozumia³a, a przypuszczaj¹c, ¿e mo¿e okazaæ siê to fatalne w skutkach,zachowa³a milczenie.- Gdybyœ wiedzia³a - ci¹gn¹³ szaleniec - tylko odrobinê tego co ja wiem.nieb³aga³abyœ o ¿ycie.- Jego g³os opad³ a¿ do szeptu.-Jestem legend¹ - zaœpiewa³jej wprost do ucha.- Wierz mi, to b³ogos³awiony stan.¯yæ w ludzkich snach,byæ wspominanym szeptem w zau³kach, lecz nie musieæ koniecznie istnieæ.Rozu­miesz?Jej udrêczone cia³o rozumia³o.Jej nerwy, wyczerpane bzyczeniem, rozumia³y.Oferowa³ czyst¹ s³odycz ¿ycia poza ¿yciem: bycia martwym, lecz przez wszystkichpamiêtanym; nieœmiertelnoœæ w legendzie i graffiti.- B¹dŸ moj¹ ofiar¹ - nalega³.- Nie.- wyszepta³a.- Nie bêdê ciê zmusza³ - odpar³, prawdziwie po d¿entelmeñsku.- Nie bêdê ciê przymusza³ do œmierci.Lecz pomyœl.Jeœli ciê tutaj zabijê,jeœli ciê rozedrê - przejecha³ w powietrzu hakiem od pachwiny a¿ po szyjê - topomyœl jak ludzie nape³ni¹ to miejsce rozmowami [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl