do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Któr¹ królom odebra³?U Emhyra mocne pazury, co ucapi¹, tego nie puszcz¹.Z nim królom siê nie do³aæ,a ty chcesz? Nie odpowiedzia³.- Do Nilfgaardu siê wybierasz - powtórzy³a Milva, z politowaniem kiwaj¹c g³ow¹.- Z cesarzem wojowaæ, narzeczon¹ mu odbiæ.A poduma³eœ, co mo¿e byæ? Gdy tamdojedziesz, gdy ow¹ Ciri na pa³acowych pokojach odnajdziesz, ca³¹ we z³ocie ijedwabiach, co jej rzekniesz? PójdŸ, mi³a, za mnie, co ci tam cesarski tron, wedwoje w sza³asie za¿yjem, na przednówku korê jeœæ bêdziem.Pojrzyj po sobie,kulawy oberwañcu.Nawet kapotê i buty dosta³eœ od driad, po jakimœ elfie, co zran umar³ w Brokilonie.Tedy wiesz, co bêdzie, gdy ciê twoja panna obaczy? Woczy ci plunie, wyœmieje, trabantom za próg wykin¹æ ka¿e i psami poszczwaæ!Milva mówi³a coraz g³oœniej, pod koniec przemowy prawie krzycza³a.Nie tylko zez³oœci, ale by przekrzyczeæ wzmagaj¹cy siê ha³as.Z do³u zarycza³y dziesi¹tki,mo¿e setki gardzieli.Na bruggeñskich knechtów zwali³o siê kolejne natarcie.Ale tym razem z dwóch stron jednoczeœnie.Odziani w sine tuniki z szachownicamiVerdeñczycy cwa³owali po grobli, a zza stawu, uderzaj¹c na flankê obroñców,wypad³ silny oddzia³ jazdy w czarnych p³aszczach.- Nilfgaard - rzek³a krótko Milva.Tym razem piechota z Brugge nie mia³a ¿adnych szans.Kawaleria przedar³a siêprzez zapory i w mgnieniu oka roznios³a obroñców na mieczach.Sztandar zkrzy¿em upad³.Czêœæ pieszych rzuci³a broñ i podda³a siê, czêœæ usi³owa³auciekaæ w kierunku lasu.Ale od strony lasu zaatakowa³ trzeci oddzia³, watahaniejednolicie umundurowanych, lekkozbrojnych jeŸdŸców.- Scoiatael - powiedzia³a Milva, wstaj¹c.- Teraz ju¿ pojmujesz, co siê dzieje,wiedŸminie? Dotar³o do ciê? Nilfgaard, Verden i Wiewiórki w kupie.Wojna.Jak wAedim przed miesi¹cem.- To rajd - pokrêci³ g³ow¹ Geralt.- Wyprawa ³upieska.Tylko konnica, ¿adnejpiechoty.- Piechota dobywa fortów i prezydiów.Tamte dymy, myœlisz, z czego? Z wêdzarni?Z do³u, od wioski, dobiega³y ich dzikie, przeraŸliwe krzyki zbiegów,doganianych i wyrzynanych przez Wiewiórki.Z dachów chat buchnê³y dymy ip³omienie.Silny wiatr przesuszy³ strzechy po porannej ulewie, po¿ar szerzy³siê b³yskawicznie.- Ot - mruknê³a Milva - z dymem pójdzie sio³o.A ledwie co odbudowali po tamtejwojnie.Dwa lata w pocie czo³a stawiali zrêby, a zgorzeje w parê chwil.Naukêby z tego wyci¹gaæ! - Jak¹? - spyta³ ostro Geralt.Nie odpowiedzia³a.Dym z p³on¹cej wioski wzbi³ siê wysoko, siêgn¹³ urwiska,zaszczypa³ w oczy, wycisn¹³ ³zy.Z po¿ogi rozbrzmia³y wrzaski.Jaskier zrobi³ siê nagle blady jak p³Ã³tno.Jeñców spêdzono w kupê, otoczono pierœcieniem.Na rozkaz rycerza w he³mie zczarnym pióropuszem jeŸdŸcy zaczêli siec i k³uæ bezbronnych.Padaj¹cychtratowano koñmi.Pierœcieñ zwiera³ siê.Krzyki, które dobieg³y do urwiska,przesta³y przypominaæ g³osy ludzi.- I my mamy iœæ na po³udnie? - spyta³ poeta, patrz¹c wymownie na wiedŸmina.-Przez te po¿ary? Tam, sk¹d nadci¹gaj¹ tacy rzeŸnicy? - Wydaje mi siê - odrzek³z oci¹ganiem Geralt - ¿e nie mamy wyboru.- Mamy - powiedzia³a Milva.- Mogê przeprowadziæ was lasami na Sowie Wzgórza iz powrotem do Ceann Treise.Do Brokilonu.- Przez p³on¹ce lasy? Przez zagon, przed którym ledwo uciekliœmy? - Pewniejszeto ni¿ droga na po³udnie.Do Ceann Treise jest wszystkiego czternaœcie mil, aja znam œcie¿ki.WiedŸmin patrzy³ w dó³, na gin¹c¹ w po¿arze wieœ.Nilfgaardczycy uporali siê ju¿ z jeñcami, jazda formowa³a siê w kolumnêmarszow¹.Pstrokata wataha Scoiatael ruszy³a goœciñcem wiod¹cym na wschód.- Ja nie wracam - odrzek³ twardo.- Ale przeprowadŸ do Brokilonu Jaskra.- Nie! - zaprotestowa³ poeta, choæ nadal nie odzyska³ normalnych kolorów.-Jadê z tob¹.Milva machnê³a rêk¹, podnios³a ko³czan i ³uk, zrobi³a krok w stronê koni, nagleodwróci³a siê.- Do diab³a - warknê³a.- Za d³ugo i za czêsto elfów od zguby ratowa³am.Nijakmi teraz patrzeæ, jak ktoœ ginie! Przeprowadzê was do Jarugi, szalone pa³ki.Ale nie po³udniowym, jeno wschodnim szlakiem.- Tam te¿ ju¿ p³on¹ lasy.- Przeprowadzê was przez ogieñ.Przywyk³am.- Nie musisz tego robiæ, Milva.- Pewnie, ¿e nie muszê.No, na kulbaki! Ruszcie siê wreszcie! Nie ujechalidaleko.Konie z trudem porusza³y siê w g¹szczu i na zaroœniêtych œcie¿kach, anie odwa¿ali siê korzystaæ z dróg - zewsz¹d dobiega³ ich têtent i szczêk,zdradzaj¹cy ci¹gn¹ce wojska.Zmrok zaskoczy³ ich wœród zakrzaczonych parowów,zatrzymali siê na nocleg.Nie pada³o, niebo by³o jasne od ³un.ZnaleŸli stosunkowo suche miejsce, usiedli, owin¹wszy siê w opoñcze i derki.Milva penetrowa³a okolicê.Gdy tylko odesz³a, Jaskier da³ upust d³ugowstrzymywanej ciekawoœci, jak¹ wzbudza³a w nim brokiloñska ³uczniczka.- Dziewczyna jak ³ania - mrucza³.- Ty masz szczêœcie do takich znajomoœci,Geralt.Strzelista i zgrabna, chodzi, jakby tañczy³a.W biodrach trochê zaw¹ska, jak na mój gust, a w ramionach odrobinkê za mocna, ale przecie¿ kobieca,kobieca.Te dwa jab³uszka z przodu, ho, ho.Ma³o koszula nie praœnie.- Przymknij siê, Jaskier.- W drodze - marzy³ dalej poeta - zdarzy³o mi siê dotkn¹æ przypadkiem.Udo,mówiê ci, jak z marmuru.Oho, nie nudzi³o ci siê przez ten miesi¹c wBrokilonie.Milva, która w³aœnie wróci³a z patrolu, us³ysza³a teatralny szept i zauwa¿y³aspojrzenia.- O mnie gadasz, poeto? Czego siê we mnie wpatrujesz, ledwie siê odwrócê? Ptakmi na plecy nasra³? - Wci¹¿ nie mo¿emy siê nadziwiæ twemu ³uczniczemu kunsztowi- wyszczerzy³ zêby Jaskier.- Na zawodach strzeleckich ma³o znalaz³abyœkonkurentów.- Baju, baju.- Czyta³em - Jaskier ³ypn¹³ znacz¹co na Geralta - ¿e najlepsze ³uczniczkispotkaæ mo¿na wœród Zerrikanek, w stepowych klanach.Niektóre podobno obcinaj¹sobie lewe piersi, by nie wadzi³y im w napinaniu ³uków.Biust, powiadaj¹,wchodzi w paradê ciêciwie.- Musia³ to jakiœ poeta wydumaæ - parsknê³a Milva.Siada taki i wypisujeosielstwa, pióro w nocniku maczaj¹c, a g³upie ludzie wierz¹.Co to, cyckami siêstrzela, czy jak? Do gêby siê ciêciwê doci¹ga, bokiem stoj¹c, o, tak.Nic ciêciwie nie zawadza.O tym obcinaniu to durnota, wymys³ g³owy pró¿niaczej,której wiecznie aby babskie cycki na myœli.- Dziêkujê ci za pe³ne uznania s³owa o poetach i poezji.I za naukê o³ucznictwie.Dobry orê¿, ³uk.Wiecie co? Myœlê, ¿e w³aœnie w tym kierunkurozwinie siê sztuka wojenna.W wojnach przysz³oœci bêdzie siê walczyæ naodleg³oœæ.Wynaleziona zostanie broñ tak dalekosiê¿na, ¿e przeciwnicy bêd¹mogli zabijaæ siê nawzajem, nie widz¹c w ogóle.- Durnota - oceni³a krótko Milva.- £uk dobra rzecz, ale wojaczka to ch³opprzeciw ch³opu, na d³ugoœæ miecza, krzepki s³abszemu ³eb rozwala.Zawsze takoby³o i tako bêdzie.A skoñczy siê, tedy i wojaczki siê skoñcz¹.Póki co,widzia³eœ, jak siê wojuje.W tamtej wsi podle grobli.Ech, co tu gadaæ popró¿nicy.Idê, rozejrzê siê.Konie chrapi¹, jakby jaki wilczek tu gdziekr¹¿y³.- Jak ³ania - Jaskier odprowadzi³ j¹ wzrokiem.Hmmm.Wracaj¹c jednak dowspomnianej wsi przy grobli i tego, co ci powiedzia³a, gdyœmy siedzieli naurwisku.Nie uwa¿asz, ¿e jednak mia³a trochê racji? - Wzglêdem? - Wzglêdem.Ciri - zaj¹kn¹³ siê lekko poeta [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl