[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Później byłam świadkiem, jak pies umiera.Widziałam, jak szarpie się, wzdryga, rozciąga na całą długość i nieruchomieje.Patrzyłam na jego agonię i przeżywałam ją.Życie wypaliło się w nim jak zapałka, kładąc raptownie kres cierpieniu.Zapłonęło jeszcze w końcowym rozbłysku i zgasło.Byłam odrętwiała.Gdyby nie rower, runęłabym na ziemię.Wszyscy, z przodu i z tyłu, cisnęli się do mnie.Słyszałam ich, nim jeszcze byłam w stanie cokolwiek dojrzeć.– Już po nim – dobiegł mnie głos Joanne.– Biedaczek.– Co takiego? – spytał tato.– Jeszcze jeden?W końcu udało mi się zobaczyć go wyraźnie.Aby tak prędko dojść tu z powrotem do nas, musiał balansować na samej krawędzi ścieżki.I to biegiem.– Nie, ten sam – wyjaśniłam, gdy już udało mi się pozbierać.– Jeszcze żył.Widzieliśmy, jak się ruszał.– Wpakowałem mu trzy kule – stwierdził zdziwiony.– Naprawdę się ruszał, pastorze Olamina – poświadczyła Joanne.– I cierpiał.Gdyby nie Lauren, i tak ktoś musiałby go dobić.Ojciec odetchnął.– Dobrze, więc już nie cierpi, a my zabierajmy się stąd.Nagle, jak gdyby dopiero teraz dotarł do niego sens tego, co powiedziała Joanne, spojrzał na mnie.– Wszystko w porządku? – zapytał.Kiwnęłam głową.Nie mam pojęcia, jak wtedy wyglądałam.Wszyscy zachowywali się tak, jakby nie było po mnie widać nic szczególnego, więc chyba udało mi się nie zdradzić, przez co przechodziłam.Jeśli dobrze pamiętam, tylko Harry Balter, Curtis Talcott i Joanne byli przy tym, jak zastrzeliłam psa.Spojrzałam na nich, a Curtis uśmiechnął się do mnie od ucha do ucha.Oparłszy się o ramę roweru, wolnym, leniwym ruchem wyciągnął wyimaginowany rewolwer i mierząc starannie w psiego trupa oddał wyimaginowany strzał.– Pif – skomentował.– Zupełnie, jakby robiła to codziennie.Paf!– W drogę – ponaglił ojciec.Znów ruszyliśmy ścieżką pod górę.Wyszedłszy wreszcie z kanionu, zaczęliśmy schodzić z powrotem do ulicy.Na szczęście nie natknęliśmy się już na żadne psy.Szłam, a później jechałam jak ogłuszona, wciąż nie mogłam się otrząsnąć po zabiciu tamtego psa.Czułam, jak kona, a mimo to nie umarłam.Odbierałam jego ból, podobny do ludzkiego.Czułam, jak życie rozbłyska i uchodzi z niego, a sama przeżyłam.Paf.5.WiaraWszczyna wszelkie działanie i kieruje nim –Bądź też z niego rezygnuje."Nasiona Ziemi: Księgi Żywych"NIEDZIELA, 2 MARCA 2025Pada deszcz.Wczoraj wieczorem radio podało, że znad Pacyfiku nadciąga szalejący sztorm, ale większość ludzi nie dała temu wiary.– Trochę powieje – orzekła Cory.– Może jeszcze spadnie parę kropel deszczu albo ciut się ochłodzi.I bardzo dobrze.Nic więcej nie będzie.Rzeczywiście: nic więcej nie było przez ostatnie sześć lat.Pamiętam, jak sześć lat temu lunęło, a deszczówka pluskała przy werandzie z tyłu domu.Woda nie podeszła dość wysoko, aby wedrzeć się do budynku, ale była na tyle głęboka, by moi bracia zainteresowali się nowymi możliwościami zabawy.Cory, żyjąca w wiecznym strachu przed infekcjami, nie pozwoliła im na to.Powiedziała, że taplaliby się w brei pełnej zarazków – jak pomyje, którymi podlewamy nasz ogródek.Może i miała rację, ale tamtego dnia reszta dzieciaków z całego sąsiedztwa wypluskała się w błocku z dżdżownicami i nic im nie było.Tamta ulewa przypominała burzę w tropikach: gwałtowną, ale ciepłą i krótką.Wrześniowy deszcz – dalekie echo huraganu, który przeszedł nad wybrzeżem Meksyku.Dzisiaj był prawie zimowy sztorm.Rozpętał się rano, akurat kiedy ludzie szli do kościoła.Nasz chór śpiewał porywające stare psalmy, Cory akompaniowała nam na pianinie, a z dworu wtórowały jej pioruny i błyskawice.Było wspaniale.Szkoda, że niektórzy sąsiedzi opuścili część kazania, decydując się wrócić do domów, by wystawić wszystkie beczki, wiadra, wanienki i garnki, jakie tylko dało się znaleźć, i nałapać darmowej deszczówki.Paru, u których przeciekały dachy, pobiegło powstawiać garnki i kubły do środka.Nie przypominam sobie, by jakikolwiek dach w sąsiedztwie doczekał się fachowej naprawy.Na szczęście wszyscy mamy dachy kryte hiszpańską dachówką.Jak przypuszczam – dlatego że jest bezpieczniejsza i wytrzymalsza od drewna czy gontów z asfaltu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]