do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uświadomił sobie, dlaczego znajduje się na placu.Leżąc, uniósł głowę.Kilka kroków od niego znajdował się osmalony słup.To, co było do niego przywiązane, nie przypominało już człowieka; pozostał tylko sczerniały szczątek… Chłopak poczuł zapach spalonego drewna zmieszany z ohydną wonią przypieczonego mięsa.— Niedobrze mi — powiedział.— Chcę stąd odejść.Doktor pomógł mu wstać.Niedaleko, na całkiem opustoszałym placu, stał stary Kuchelbecker.Bez słowa zbliżył się do nich, popatrując to na Igora, to na resztki stosu.Chłopak z trudem wlókł się za doktorem.Kiedy mijali dekabrystę, ten mruknął do lekarza:— Przecież ją kochałem.— Bzdura! — odparł doktor.— Nigdy jej pan nie kochał.Pan nie potrafi kochać.— Strasznie się mylisz, doktorze — powiedział tamten z goryczą.— Nie miałem do niej szczęścia: ona zawsze podkreślała, że jest markizą…— Taka z niej była markiza, jak ze mnie chiński cesarz.Kuchelbecker szedł w milczeniu obok Igora, nie próbując mu pomóc.Chłopak całym ciężarem wspierał się na ramieniu malutkiego doktora, który aż się pod nim uginał.Młodzik mimowolnie obejrzał się w stronę stosu.— Czego chcesz, chłopcze? — zapytał stary.Był wysoki, suchy i zapewne łamliwy jak chochoł.Gdybyś nacisnął jak trzeba rękę, trzasnęłaby i ułamała się niczym uschła gałąź.— Pan wie, czego — odparł chłopiec.— Chcę stąd uciec.— To bardzo trudne.Prawie niemożliwe.Zaskoczony młodzieniec zatrzymał się gwałtownie, niemal przewracając doktora.Do tej pory wszyscy wmawiali mu, że nie istnieje żadna droga ucieczki, a teraz usłyszał, że jedynie trudno stąd odejść.— Więc jednak jest to możliwe? Mimo wszystko?Igor prawie puścił ramię doktora i zrobił krok w stronę starca.— Nie czas i nie miejsce, aby o tym rozmawiać — odparł tamten.Nie zdążyli dotrzeć do punktu medycznego, gdyż przy wejściu na dworzec czekał na nich cyklista.— Młody człowiek jest oczekiwany u imperatora — oznajmił.— Nie, nie! — sprzeciwił się doktor.— On jest chory, powinien odpocząć.— Rozkazano doprowadzić!— Pozwól, niech idzie — podsunął Kuchelbecker.— Pójdę z nim.— Jak tylko będziesz wolny — powiedział lekarz — przyjdź zaraz do mnie.— A dokąd, jak nie do pana — odrzekł z uśmiechem chłopak.— Przecież tam jest Lusia.Imperator przywitał młodzieńca złośliwym chichotem.Zasiadał w komisariacie na tronie wśród zwałów kobierców.Nad jego głową paliła się lampa naftowa.— Popadł w omdlenie! — zaśmiewał się.— Nie widziałeś wcześniej baby palonej na stosie?Igor milczał.Pytanie było czysto retoryczne, bo przecież car wiedział, że chłopak nie mógł tego nigdy oglądać na żywo.— Chcę porozmawiać z tobą o tym, co mnie interesuje — rzekł władca.— Mam trochę wolnego czasu.Chłopak czuł się coraz gorzej, jakby miał początki grypy: głowa mu płonęła, w gardle drapało.— Pozwól mu usiąść — poprosił starzec — chłopiec jest zmęczony.— Niech znosi to jak mężczyzna — sprzeciwił się imperator.W końcu jednak się zlitował i zezwolił mu przysiąść na dywanie.Igor opadł na szczyt miękkiej pryzmy.Zauważył, że gdy imperator porusza głową, na jego łysinie tańczy mnóstwo odblasków lamp.— Odejdź — rozkazał władca Dantesowi, który prędko zniknął za drzwiami.Nastąpiła teraz krótka chwila milczenia.Przez około minutę władca przypatrywał się chłopcu; wreszcie zapytał:— Jakie sporty uprawiasz?— Lekkoatletykę, ale nieregularnie.W dzieciństwie chodziłem na kursy tenisa, ale mi nie szło.— Trzeba się starać — rzekł imperator.— A w ogóle, jaka jest teraz w Moskwie sytuacja?— Sytuacja?— Polityczna.— Ciekawie jest.Otwiera się dużo nowych sklepów…— A przestępczość wzrasta?— Wzrasta.Ściąganie haraczów.Mafijne porachunki.Imperator pokiwał głową ze współczuciem.— U nas tego nie ma — oświadczył.— Mamy tu porządek.Wziął ze stołu kiść bananów, oderwał jeden dla siebie, drugi rzucił chłopcu.— U nas prawo stanowią ludzie! — wyrwało się Igorowi.Car odpowiedział z uśmiechem:— Czasami należy być surowym.Ale co robić, skoro tutejsi uważają się za nieśmiertelnych, chociaż w zasadzie nieśmiertelność jako taka nie istnieje.Przedłużenie życia, zgodnie z prawem natury, odbywa się kosztem różnych innych funkcji.Nie wiedzieć czemu, imperator wskazał w tym momencie na Kuchelbeckera.Zaczekał, aż chłopak obierze banan ze skórki, i znowu zapytał:— I co jeszcze? Opowiadaj jak najwięcej.Na przykład o swojej rodzinie.— Rodzina jak rodzina.— Masz ojca? —Tak.— Dlaczego nie chciałeś z nimi zostać?— Popadłem w konflikt.— Dobrze, nie mów, jak nie chcesz.Właściwie niezbyt mnie interesują wasze rodzinne kłótnie.A jaka jest rodzina Ludmiły? Nieodpowiednia?— Nie wiem.Nie byłem u niej.— Ale na pewno ci coś opowiadała.Igor był już pewien, że mężczyzna tylko udaje cara Pawła i na dodatek nieudolnie.Mówi przecież współczesnym językiem.Grają tutaj w dziwaczne gry, ponieważ boją się utraty władzy.Tylko na co komu władać tym oślizgłym bagnem?— Słyszałeś pytanie, Igorze?— Mieszka z matką — odparł chłopak.— Ojciec odszedł.Matka i jej nowy mąż, czy kim tam jest dla niej, piją oboje.Biją ją.Dlatego od nich uciekła.— Wszystko jasne.Nieodpowiednia rodzina — powtórzył imperator, wzdychając.— Dobrze, że tutaj trafiła.Będziemy się o nią troszczyć.— Teraz chce wracać.— Do czego? — spytał władca.Wydobył długą, kościaną rączkę z zagiętymi palcami i zaczął nią drapać się po plecach pod kamizelką.— Nigdy jej nie zdejmuję — poinformował Igora — bo nikomu nie wierzę.— Niech pan lepiej rzuci to wszystko — zaproponował chłopak.Niechętny śmieszek zabulgotał przez chwilę w gardle władcy.Potem imperator odparł poważnie:— Kiepsko z nami, bo nikt tutaj się nie starzeje.Może powiesz, że to wspaniałe.Ale dziecko nie może dorosnąć, a kwiatowy pączek rozwinąć płatków.Rozumiesz?— Tak.— Muszę ci się przyznać — podjął imperator — że pokochałem twoją przyjaciółeczkę Ludmiłę.Pokochałem jej świetlistą delikatność.Lecz owo pożądanie przeciwstawia się mej uczciwości.To jest… Jak by to określić? Niech mi pan podpowie, kanclerzu — zwrócił się do Kuchelbeckera.— To jest nieprzyzwoite — znalazł natychmiast właściwe słowo tamten.— No właśnie.Ziarno powinno pęknąć, aby kwiatuszek skojarzył się ze mną, czyli z pszczółką, która przyleci wypić nektar.Jestem jednak cierpliwy, ponieważ czas nie istnieje.Dla ciebie minie tutaj pięć lat, a dla mnie jeden nieskończony rok.—Jak to?— Nie wolno o nic pytać — uciął imperator.— Mogą być życzenia.— Pora nam wracać do domu — stwierdził Igor, jakby nie było wcześniejszej rozmowy.— Ależ jesteś uparty — zauważył z uśmieszkiem władca.— Sam pan mówił, że ziarna tutaj nie rozkwitają.— Każda reguła ma wyjątek — przypomniał Kuchelbecker.— Otóż właśnie — zgodził się z nim imperator.— Bywałeś w Woroneżu?— Nie, a bo co?— Tam pewnie teraz wszędzie leżą zaspy, wyje zamieć, ale jeśli zajrzysz do któregoś z jasnych, ciepłych okien, zobaczysz ustrojoną choinkę i stół z jadłem oraz napitkiem…— Na oknach mróz wymalował kwiaty — zwrócił uwagę starzec.— Nie da się zajrzeć do środka.— Znowu pomieszałeś mi szyki! — zagniewał się imperator.— Precz stąd! Dość tego!— Pójdę sobie — warknął Kuchelbecker — ale lepiej nie narażaj się weteranom.Wynieśliśmy cię na tron, więc możemy obalić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl