do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Upchałam to wszystko w dwie stare poszewki na poduszkę, włożone jedna w drugą, by zwiększyć wytrzymałość.Następnie zrolowałam cały ekwipunek razem z kocem i związałam kawałkiem sznurka w jeden łatwy do chwycenia i niesienia pakunek, z którego nic nie mogło się wysypać, ale który z jednego końca dawał się bardzo prosto otworzyć – tak, żebym w każdej chwili mogła wyjmować i wkładać mój dziennik, zmieniać wodę na świeżą, a także raz na jakiś czas wymieniać zapasy spożywcze i sprawdzać, czy nie zepsuły się nasiona.Nie chciałam się przekonać w potrzebie, że zamiast siewnych nasion i nadającej się do jedzenia żywności taszczę wór robactwa.Szkoda, że nie mogę spakować żadnej broni.Nie mam własnej, a tato na pewno nie zgodzi się, bym trzymała u siebie któryś z jego pistoletów.Postanowiłam zabrać jeden, gdyby przyszło co do czego, ale nie wiadomo, czy mi się uda.To czyste wariactwo znaleźć się za murem z kozikiem i ze strachem w oczach, jednak może dojść i do tego.Akurat dziś wybraliśmy się pod opieką taty i Wyatta Talcotta na strzelanie do celu i po ćwiczeniach spróbowałam namówić ojca, żeby pozwolił mi przechowywać broń, którą się posługuję podczas ćwiczeń.– Nie – uciął dyskusję, siadając za biurkiem w swoim zagraconym gabinecie.Był zmęczony i zakurzony.– Nie masz gdzie jej bezpiecznie schować w ciągu dnia, kiedy chłopcy ciągle wpadają do twojego pokoju.Zawahałam się chwilę, po czym opowiedziałam mu o plecaku ratunkowym, który przygotowałam.Kiwnął głową.– Na początku, gdy pierwszy raz o tym wspomniałaś, uznałem to za niezły pomysł – zaczął.– Ale zastanów się, Lauren.Przecież to jakby prezent dla włamywacza.Pieniądze, jedzenie, woda, pistolet.Przeważnie nie czeka na nich taka gratka, jeszcze w dodatku porządnie spakowana do zabrania.Myślę, że jednak nie powinniśmy żadnemu bandycie, gdyby ewentualnie tu trafił, ułatwiać tak dostępu do broni.– To wygląda jak najzwyczajniej w świecie zrolowany koc, który leży w szafie razem z resztą zwiniętej i poskładanej pościeli – przekonywałam.– Nikt nawet nie zwróci uwagi.– Nie – potrząsnął głową.– Nasza broń zostanie tam, gdzie jest – zakończył.Chyba bardziej niż włamywacze niepokoją go moi bracia wiercący się po wszystkich kątach.Chłopcom od urodzenia kładzie się do głowy, jak należy obchodzić się z bronią, ale Greg ma dopiero osiem, a Ben dziewięć lat.Tato boi się wodzić ich na pokuszenie.Wprawdzie jedenastoletni Marcus jest bardziej godny zaufania niż większość dorosłych, za to odpowiedzialność Keitha, który niedługo skończy trzynaście lat, stoi pod znakiem zapytania.Ojcu niczego by nie ukradł.Nie odważyłby się.Za to mnie podprowadził już parę rzeczy – choć, jak na razie, same drobiazgi.Ale wiem, że bardzo chciałby mieć pukawkę: marzy o niej jak spragniony o wodzie.Chce być dorosłym całą gębą – na dawną modłę.Może więc tato ma rację.Jego decyzja bardzo mi się nie podoba, ale może być słuszna.– Dokąd byś poszedł? – zapytałam, zmieniając temat.– Gdzie byś nas zaprowadził, gdyby coś wygnało nas z domu?Na sekundę nadął policzki i ciężko westchnął.– Do sąsiadów albo do college’u – odparł.– College ma tymczasowe powypadkowe kwatery dla pracowników po pożarze albo eksmisji.– A później?– Później trzeba by wziąć się do przebudowy, porobić umocnienia i zrobić wszystko co w ludzkiej mocy, żeby zapewnić bezpieczeństwo.– Myślałeś kiedyś, by w ogóle stąd odejść, przenieść się gdzieś na północ, gdzie nie ma takich problemów z wodą i jest tańsza żywność?– Nie – powiedział, wpatrując się w przestrzeń.– Nigdzie na świecie nie znajdę pewniejszej pracy niż tu, a na północy też jej nie ma.Przybysze pracują za jedzenie, jeśli w ogóle cokolwiek im się trafi.Nie liczy się doświadczenie.Nikt nie patrzy na wykształcenie.Za dużo jest przywiedzionych do ostateczności desperatów, żyjących na ulicy, gotowych do końca życia zaharowywać się za worek fasoli.– Jednak słyszałam, że tam jest trochę łatwiej.W Oregonie, Waszyngtonie, w Kanadzie.– Zamknięte granice – powiedział.– Do Oregonu trzeba się przeszmuglować, jeśli w ogóle się uda.Jeszcze trudniej przedostać się do Waszyngtonu.A na granicy z Kanadą nie ma dnia, żeby nie zastrzelili paru śmiałków.Nigdzie nie chcą hołoty z Kalifornii.– A jednak ludzie się przenoszą.I zawsze wędrują na północ.– Próbują.Są udręczeni i nie mają nic do stracenia.Ja mam.Tu jest mój dom.Prócz podatków, nikomu nie jestem za niego winien nawet złamanego grosza.Ani ty, ani twoi bracia nie wiecie, co to głód, i daj Boże, byście się nigdy nie dowiedzieli.Zapisałam w brulionie z „Nasionami Ziemi”:DrzewoNie może rosnąćW cieniu drzew-rodziców.Czy naprawdę notowanie takich przemyśleń ma sens? Przecież to oczywiste dla wszystkich.Zresztą, co one dziś znaczą? Jakie znaczenie ma to, które właśnie zanotowałam, jeśli żyjesz w ślepym zaułku ogrodzonym murem? Jaką prawdę niesie, jeśli w dodatku wiesz, że masz cholerne szczęście, mieszkając w ślepym zaułku za murem?PONIEDZIAŁEK, 16 CZERWCA 2025Radio nadało dziś długi reportaż o wynikach badań angielsko-japońskiej stacji kosmicznej na Księżycu.Dysponując wszelkiej maści teleskopami i najczulszą aparaturą spektroskopową, jaką wymyślił człowiek, zaobserwowano nowe krążące po orbitach planety.Stacja odkrywa nowe światy już od dwunastu lat; zebrała nawet dowody, że na kilku z nich może istnieć życie.Od dawna słucham i czytam każdy strzęp informacji na ten temat, na jaki uda mi się natrafić, i zauważyłam, że pogląd, iż na niektórych planetach zapewne zamieszkują jakieś żywe istoty, ma coraz mniej przeciwników.Co więcej, teoria zyskuje poparcie środowiska naukowego.Naturalnie nie ma żadnej pewności, czy formy życia, jakie rozwinęły się poza Układem Słonecznym, nie sprowadzają się jedynie do paru trylionów mikrobów.Wszyscy spekulują na temat istnienia pozaziemskiej inteligencji, co jest fajną rozrywką, ale jakoś nie znalazł się jeszcze nikt, komu udałoby się skomunikować z inteligentnym kosmitą.Moim zdaniem to nieistotne.Ważne, że istnieje samo życie.Nie potrafię wyrazić, jakie to ma dla mnie znaczenie – jak bardzo mnie pobudza, inspiruje.Gdzieś daleko stąd jest życie.Podczas gdy ledwie parę lat świetlnych od nas krążą żyjące planety, Stany Zjednoczone straciły zainteresowanie nawet dla sąsiednich, martwych światów – dla Księżyca, dla Marsa.Wielka szkoda – nawet jeśli rozumiem dlaczego.Przypuszczam, że planetę, na której już rozwija się jakieś życie, byłoby nam łatwiej przystosować i zasiedlić, znacznie szybciej przecinając długą i kosztowną pępowinę zależności od Ziemi.Łatwiej wcale nie znaczy, że łatwo.Jednak to już pewien handicap, bo nie wierzę, by dało się wykorzystać pokonującą wiele lat świetlnych łączność z macierzystą planetą.Sądzę, że ludzie, którzy zdecydowaliby się polecieć poza Układ Słoneczny, byliby zdani na siebie: z dala od wpływu polityków i baronów biznesu, od zrujnowanej gospodarki i zamęczonego ekosystemu – ale i z dala od możliwości uzyskania pomocy.Taka jest cena wyjścia z cienia ojczystego świata.SOBOTA, 19 LIPCA 2025Jutro kończę szesnaście lat.Dopiero szesnaście.Czuję się starsza.Chcę być starsza.Potrzebuję dorosłości.Nie cierpię być dzieckiem.Czas tak się wlecze!* * *Tracy Dunn zniknęła.Zabójstwo Amy bardzo ją przygnębiło.Jeśli już w ogóle otworzyła usta, stale mówiła o umieraniu, pragnieniu śmierci i o tym, że na nią zasłużyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl