[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak wspaniale odegrał rolę ofiary wypadku, że rosyjski geolog i jego kierowca pozostawili samochód bez opieki, więc zabrać teczkę było bardzo łatwo.Jak kiepsko zna się na ludziach stary Sun!Tak, bez wątpienia świat stracił we mnie wielkiego stratega.Potrafię i lubię wyobrażać sobie świat jako pole bitwy, ludzi — jako żołnierzy i oficerów, zwykłe, codzienne czynności — jako działania bojowe, rozpoznanie bojem.Nawet teraz, przebrawszy się w stary, przywieziony jeszcze z Londynu szlafrok i paląc fajkę, planuję bitwę.Jestem wdzięczny dzielnemu Maturowi — nazywam go dzielnym, bo odwaga jest cechą tylko płochliwego serca.Jaką wartość ma odwaga, jeśli przejawia ją ktoś, kto nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństw wynikających z jego poczynań.Sławmy strachliwego Matura!Zyskaliśmy nieco czasu.Major nie będzie mógł wysłać raportu do Ligonu.Ligon nie wyda polecenia ewakuacji.Swoje plany opieram na tym, że urzędnik pozostaje urzędnikiem, nawet jeśli ubierze się go w mundur.Urzędnik potrzebuje pisemnej podstawy dla wszystkich swych działań.Wyobrażam sobie, jak teraz szaleje młody Tilwi, jak zrozpaczeni są jego rosyjscy doradcy.Niewielkie taktyczne posunięcie z mojej strony pozbawiło ich możliwości włożenia w rękę ligońskiego urzędnika papierka z dokładną datą.Przecież dla pułkowników w stolicy rosyjscy sejsmologowie wciąż są złymi czarnoksiężnikami! Jakoś to będzie, sami siebie przekonują pułkownicy!Pomyślmy teraz, czym dysponuje przeciwnik? Czym może odpowiedzieć na moje uderzenie? Ogłosić ewakuacji teraz, na własną odpowiedzialność, pułkownik nie może.Majorem szarpią w tej chwili wątpliwości, patrząc na niego z boku jestem spokojny.Inicjatywa jest po mojej stronie.Wiem, że pułkownik Kengi, dowodzący kolumną ciężarówek, ma wobec mnie wiele zobowiązań i dlatego już zdarzyło się jedno poważne zaniedbanie — zapomniał wziąć beczki z paliwem.Wiem, że kapitan Boro, chociaż strasznie boi się zdemaskowania, wysłał dziś w nocy dwa plutony wojska do kopalni rubinów (wysłaliśmy mu odpowiedni telegram), na którą rzekomo napadł wódz Wao.W ten sposób pozbawił maleńki garnizon Tangi sił i uniemożliwił majorowi przygotowanie lotniska na przyjęcie samolotów transportowych.Niech major zostanie bez ludzi i bez pomocy z Ligonu, zwiększy to jego niepewność.Poczekam, aż ziemia drgnie i zniszczy moją własność ubezpieczoną od skutków klęsk żywiołowych! Pozbawcie mnie wszystkiego, o niebiosa! Jestem hazardzistą, stawiam na zero!RaportDo kapitana WasunczokaNasz posterunek w kopalni rubinów donosi, że nie było żadnego napadu wodza Wao na kopalnię.Kapitan Boro przybył tu z dwoma ciężarówkami i transporterem opancerzonym dwie godziny temu.Został wprowadzony w błąd.Nikt nie wysyłał telegramu o napadzie.Dyżurny posterunku policji sierżant Fen KhaJurij Sidorowicz WspolnyZajrzałem do namiotu.Wskaźnik był w porządku, nawet schyliłem się i usłyszałem szum przewijanej taśmy.Przyszliśmy za wcześnie.Woda w czajniku zakipiała, jeden z żołnierzy wyjął puszkę mleka skondensowanego i przymierzył się nożem do jej otwarcia.Nie opuszczało mnie uczucie trwogi.Godzina, którą miałem tu spędzić, ciągnęła się w nieskończoność.Wyobraziłem sobie, jak Otar Dawidowicz i Wołodia pochylają się nad taśmami obliczając datę.Ile dni, godzin, minut dzieli nas od nieszczęścia? Nigdy nie widziałem trzęsienia ziemi.Czytałem o tym, ale sam nigdy nie przeżyłem tego strachu, który opanowuje łudzi, gdy to co najpewniejsze na świecie — ziemia — zaczyna umykać spod nóg, tworząc przerażające szczeliny i obrywy, pożerające całe miasta.Wyobraziłem sobie, że szczelina pojawia się właśnie tutaj, u moich stóp, powodując upadek wysokich sosen o złotych pniach i obnażając ich powyginane korzenie.Odpowiedź kryła się w taśmach, które powoli przewijały się w czujniku…Nie byłem w stanie wytrzymać rosnącego napięcia, ruszyłem więc wzdłuż zbocza ku skałom.— Proszę pana! — krzyknął za mną sierżant Lawo.— Zaraz będzie herbata.— Dziękuję — odpowiedziałem.— Wypijcie beze mnie.Trochę się przejdę.Lawo niechętnie podniósł się, żeby ruszyć za mną, ale powstrzymałem go gestem.Z ulgą usiadł z powrotem przy ognisku.Zagajnik był rzadki, odszedłem dość daleko, ale dym z ogniska i żołnierze byli dobrze widoczni.Zagajnik skończył się niezauważenie i znalazłem się na otwartej łące, oddzielającej drzewa od skał.Łąka była stroma, gdzieniegdzie widać było porozrzucane na niej kamienie, które oderwały się od skał i spadły w dół.Przyglądałem się szukając jaskiń, o których mówił sierżant Lawo, ale niczego nie dostrzegłem.Postanowiłem podejść bliżej.W pobliżu skał trawa tylko gdzieniegdzie wystawała z kamiennych osypisk.Na szczęście wyszedłem na wąską dróżkę, wydeptaną przez myśliwych albo przez jelenie i ruszyłem nią wzdłuż skalistego urwiska.Nie bałem się dzikich zwierząt ani rozbójników — był jasny dzień, a miejsce było dobrze widoczne.Dlatego gdy usłyszałem przed sobą głosy, wcale się nie przestraszyłem, chociaż cofnąłem się za potężną skałę i skryłem w cieniu.Co mną kierowało? Zwykła ostrożność.Sądziłem, że zobaczę myśliwego albo rolnika wracającego z pola.Ale człowiek, który wynurzył się zza skał, zniszczył mój spokój.Od razu go poznałem, chociaż ogolił wąsy, i to wprawiło mnie w przerażenie.Tak, nie boję się tego słowa — na widok Pa Puo, bandyty, który groził nam śmiercią, przestraszyłem się.Miałem ochotę wtopić się w skałę.Z trudem powstrzymałem się, by nie krzyknąć panicznie, wzywając na pomoc żołnierzy, ale wiedziałem, że nikt mi nie pomoże, jeśli Pa Puo mnie zobaczy.I od razu wszystkie moje niesprecyzowane podejrzenia złożyły się w logiczną całość jak kawałki kolorowego patchworku.Oto kim jest nasz tajny wróg, oto kto przebił opony jeepa, kto ukrywał się w lesie, gdy szliśmy z Lawo do przyrządów.Pa Puo odwrócił się w stronę swych towarzyszy i wyszeptał:— Cicho, tu jest pełno żołnierzy.Spotkanie z trzęsieniem ziemiDługo podróżowaliśmy z żoną, zanim, wbrew swej woli, natknęliśmy się na jedno z najsilniejszych trzęsień ziemi w historii.Celem naszej wyprawy było zgromadzenie w Himalajach okazów flory dla londyńskiego muzeum historii naturalnej…W tybetańskiej dolinie zapanowała ciemność
[ Pobierz całość w formacie PDF ]