do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niósł ze sobą swą ciszę, tak że można było odczuć, że w całym mieście cisza kondensuje się za człowiekiem jak ciśnienie atmosferyczne.Montag czuł, że ciśnienie wzrasta, i pędził.W drodze ku rzece zatrzymał się, by zaczerpnąć powietrza i zerknąć do blado oświetlonych okien rozbudzonych domów, i widział sylwetki ludzi obserwujących na ścianach swych salonów mechanicznego psa, mgiełkę neonowego oparu, która poruszała się tu i tam na swych pajęczych nogach.Taras Wiązów, ulica Lincolna, Dębowa, park i już uliczka prowadząca ku domowi Fabera!Miń, myślał Montag, nie zatrzymuj się, idź dalej, nie zakręcaj! Na ścianie salonu dom Fabera ze spryskiwaczkamł pulsującymi w nocnym powietrzu.Pies zatrzymał się drżąc.Nie! Montag chwycił się futryny okna.Tędy! Tu!Igła z prokainą wysuwała się i chowała, wysunęła i schowała.Jedna kropla specyfiku snów ściekła z igły, gdy ta znikała w pysku psa.Montag wstrzymał oddech jak zaciśniętą pięść w swej piersi.Mechaniczny pies odskoczył i zawrócił od domu Fabera, i znów pobiegł uliczką.Montag zerknął na niebo.Helikoptery zbliżały się – wielki rój owadów ciągnący ku jednemu światełku.Z wysiłkiem Montag przypomniał sobie, że to nie jest filmowy epizod, który może oglądać w swym biegu do rzeki.To działo się w rzeczywistości, był świadkiem własnej partii szachów, ruch za ruchem.Krzyknął, by dodać sobie ostatniego bodźca, by odejść od okna tego ostatniego domu i fascynującego seansu tam się rozgrywającego! Zaklął i już ruszył biegiem.Uliczka, ulica, uliczka, ulica i powiew od rzeki.Noga w górę, noga w dół, noga w górę, noga w dół.Niebawem będzie biegło dwadzieścia milionów Montagów, jeśli kamery go uchwycą.Dwadzieścia milionów Montagów pędzących jak w starodawnej farsie filmowej Keystone’a, policjanci, rabusie, ścigający i ścigani, myśliwi i zwierzyna, widział to tysiące razy.Za nim biegło teraz dwadzieścia milionów naszczekujących milcząco psów, odbijając się echem wśród salonów: trzy przerzuty z prawej ściany do środkowej, potem do lewej ściany, przerwa, prawa ściana, środkowa ściana, lewa ściana, przerwa! Montag wepchnął w ucho muszelkę radiową.„Policja wzywa wszystkich mieszkańców okolicy Tarasu Wiązów, by postępowała jak następuje: każdy, w każdym domu, na każdej ulicy otwiera frontowe lub tylne drzwi albo wygląda z okien.Zbieg nie może uciec, jeśli wszyscy w następnej minucie będą wyglądali ze swych domów.Uwaga!”Oczywiście! Dlaczego nie zrobili tego przedtem! Czyż w ciągu tylu lat nie wypróbowano tego sposobu! Wszyscy wstają, wszyscy wyglądają! Nie mogą go nie dostrzec! Jedyny mężczyzna biegnący w samotnym mieście, jedyny człowiek korzystający ze swych nóg! „Liczę teraz do dziesięciu! Jeden! Dwa!” Czuł, jak miasto wstaje.„Trzy!”Czuł, jak miasto zwraca się ku tysiącom drzwi.Szybciej! Noga do góry, noga w dół! „Cztery!”Senni ludzie w swych korytarzach.„Pięć!”Czuł, jak ręce dotykają klamek!Zapach rzeki był chłodny i podobny do rzęsistego deszczu.Gardło Montaga było jak spalona rdza, a oczy wyschły już od napędzanych przez wiatr łez.Wrzeszczał, jak gdyby ten wrzask mógł go popchnąć do przodu, przerzucić nad setką ostatnich jardów.„Sześć, siedem, osiem!”Klamki poruszyły się przy pięciu tysiącach drzwi.„Dziewięć!”Wybiegł zza ostatniego szeregu domów na stok prowadzący w dół, ku gęstej poruszającej się ciemności.„Dziesięć!”Drzwi otworzyły się.Wyobrażał sobie tysiące twarzy wyglądających na podwórka, na uliczki, spoglądających w niebo, twarzy ukrytych za zasłonami, bladych, przerażonych nocnych twarzy, spoglądających jak szare zwierzęta z elektrycznych klatek, twarzy o szarych bezbarwnych oczach, szarych językach i szarych myślach przezierających przez nieruchome mięśnie twarzy.Lecz był już nad rzeką.Dotknął jej, by się upewnić, że jest realna.Brodził w niej i w ciemności rozebrał się do naga, spryskał całe ciało, ramiona, ręce i głowę mocnym alkoholem, napił się go i wciągnął trochę do nosa.Potem ubrał się w stary garnitur i buty Fabera.Własne ubranie wrzucił do rzeki i obserwował, jak odpływa.Następnie trzymając w ręku walizkę szedł w wodzie, aż stracił grunt i poczuł, jak rzeka go unosi w ciemność.Odpłynął już ze trzysta jardów w dół rzeki, gdy pies dotarł do brzegu.W górze unosił się wielki huczący wachlarz helikopterów.Burza światła padła na rzekę, a Montag zanurkował w wielkiej iluminacji, jak gdyby słońce przedarło się zza chmur.Czuł, jak rzeka unosi go dalej w ciemność.Światła zwróciły się ku lądowi, helikoptery skręciły znów nad miasto, jak gdyby odnalazły inny trop.Zniknęły.Pies zniknął.Teraz była tylko chłodna rzeka i Montag odpływający w nagłym spokoju od miasta, świateł i pościgu, z dała od wszystkiego.Zdawało mu się, że za sobą zostawił scenę i wielu aktorów.Zdawało mu się, że zostawił wielki seans i wszystkie pomrukujące upiory.Oddalał się od zatrważającej nierealności do rzeczywistości, która była nierzeczywista, ponieważ była nowa.Czarny ląd przesuwał się obok i Montag zmierzał do otwartej przestrzeni wśród wzgórz.Po raz pierwszy od wielu lat gwiazdy przesuwały się nad nim w jakichś procesjach drżącego ognia.Widział wielkiego molocha gwiazd na niebie, który groził, że runie w dół i zmiażdży go [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl