do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Napotkał spojrzenie Bezimiennego.Wojownik spokojnie, nie zdejmując wzroku z maga, przełknął kolejny kęs i wskazał końcem noża na Densera.– Powiedz mi coś, Xeteskianinie – powiedział.– Widziałeś kiedyś smoka?– Nie – odrzekł Denser.– Ach tak.A więc co byś zrobił, gdyby Hirad nie odwrócił jego uwagi na tyle, byś mógł ukraść swoją błyskotkę?Denser uśmiechnął się blado.– To dobre pytanie.Nie przewidywaliśmy pojawienia się smoka.– No tak.Zgaduję więc, że zginąłbyś marnie.– Być może.– Denser wzruszył ramionami.W rzeczywistości uważał, że i tak wyszedłby cało, lecz wyczuł intencje wojownika i dostrzegł szansę zrealizowania swojego planu.– Z pewnością.– Bezimienny wytarł brzeg talerza kawałkiem chleba, który zaraz potem ostrożnie umieścił w ustach.– Zatem okazuje się, iż, nieświadomie wprawdzie, lecz pomogliśmy ci zdobyć amulet.Denser przytaknął i napełnił swój kubek kawą z gorącego, miedzianego dzbana, stojącego na stole.– O jakim udziale dla siebie myślicie?– Pięć procent wartości sprzedaży.Mag wydął policzki.– To całkiem spora suma.Tym razem to Bezimienny wzruszył ramionami.– Nazwijmy to rekompensatą za śmierć jednego z Kruków.Albo za te wszystkie noce, kiedy będziemy budzić się zlani potem i roztrzęsieni z powodu tego, co tam widzieliśmy.Przyznam bez wstydu, że z trudem powstrzymałem się i nie uciekłem stamtąd.– A byłby to pierwszy raz – rzucił Ilkar w pustkę.Bezimienny kiwnął głową.– Wszyscy to czuliśmy – wtrącił Sirendor, a reszta Kruków przytaknęła w milczeniu.– Ale żaden z was nawet w połowie tak jak ja – wszystkie spojrzenia zwróciły się w stronę Hirada stojącego przy wejściu.Barbarzyńca z napiętym wyrazem twarzy powoli wkroczył do kuchni.– Wszystko w porządku, Hirad? – zapytał Sirendor.– Nie bardzo.Będąc na zewnątrz, przypomniałem sobie, co mówił Sha-Kaan, i pomyślałem, że gdyby przejście ciągle tam było, poszedłbym i zwrócił mu amulet.– Dlaczego? – zdziwił się Sirendor.Denser wstrzymał oddech.– Powiedział mi coś.O portalu między naszymi światami i czymś czego strzeże, czego nigdy nie powinniśmy byli stworzyć.Cokolwiek to było, teraz Sha-Kaan jest wściekły.Co będzie, jeśli zdecyduje się zamknąć portal na zawsze?– Nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz, Hiradzie.– Ja również – odpowiedział barbarzyńca.– Wiem tylko, że jeśli jeszcze kiedykolwiek zobaczymy smoka na niebie Balai, będzie to oznaczać nasz koniec.– Co konkretnie masz na myśli? – zapytał Denser.– A jak sądzisz? – odpalił Hirad.– Zginiemy wszyscy.One są zbyt potężne i jest ich zbyt wiele, uwierz mi.– Podszedł do gorących garnków i nałożył sobie do miski trochę mięsa.– Wracając do tematu.– Denser znów skupił uwagę na Bezimiennym.– Zgadzam się na pięć procent, jeśli to wy będziecie mnie eskortować z powrotem do Koriny.Ilkar poderwał się z miejsca – skąd obserwował Hirada – jakby otrzymał policzek.– Już ci powiedziałem.Nie będziemy pracować dla Xetesku.– Jego głos był cichy i spokojny, lecz brzmiał pewnością.-A ile dokładnie może być warta ta rzecz, Xeteskianinie? – zapytał Hirad.Denser uniósł brwi.– No cóż, nie mogę powiedzieć na pewno, lecz sądzę, że około pięciu milionów w czystym srebrze.Zapadła cisza.Oczy wojowników rozszerzyły się w niedowierzaniu.– Bierzemy tę robotę.– Hirad! – wykrzyknął Ilkar.– Nic nie rozumiesz.– To dobra zapłata, Ilkarze.– Raczej niewiarygodna – odezwał się Talan.– To ćwierć miliona za przewiezienie pasażera na trasie, którą i tak zmierzamy.Hirad bezgłośnie powtórzył sumę.– Wiesz co, Hirad.Trudno mi uwierzyć, że to ty z nas wszystkich się zgadzasz.Przecież prawie cię zabił.– W głosie Ilkara zabrzmiała nuta pogardy.– Tak, i dlatego jest mi coś winien – odrzekł barbarzyńca, nie patrząc nawet na ciemnego maga.– Nie muszę go lubić.Nie muszę nawet na niego patrzeć.W sumie mogę go ciągle nienawidzić.Muszę tylko znieść jego obecność w czasie podróży do Koriny.Potem on zapłaci nam kupę forsy i nigdy więcej się nie zobaczymy.Jestem w stanie to wytrzymać.– A jednak to nie jest takie proste.– Ależ tak!– Nie jest, i to dla mnie poważny problem – zaczął Ilkar, lecz Hirad go ubiegł.– Wiem, że nie zgadzasz się z etyką Xetesku.– To poważny eufemizm, a właściwie kła.– Ale biorąc pod uwagę to, o czym wszyscy szeptaliście za moimi plecami, sądzę, że nie powinniśmy odrzucać takich pieniędzy, prawda? To mogą być ostatnie, jakie zarobimy.– Barbarzyńca wyprostował się i spojrzał na elfa.Ilkar patrzył tylko z wściekłym wyrazem twarzy.– Spójrz prawdzie w oczy, Ilkar, przegłosujemy cię.Nie utrudniaj.Oczy elfa zwęziły się w szparki.Bezimienny wyciągnął dłoń do Densera.– Umowa stoi.Talan przygotuje kontrakt, a ty i ja go podpiszemy.Nie będzie w nim wymienionej sumy, tylko procent i zobowiązanie do zapłaty.– Doskonale – zgodził się Denser.Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie.– Tutaj się z tobą zgadzam.– Bezimienny opróżnił kubek z kawy.– I wiecie, co wam powiem, Krucy? Czuję, że we Wronim Gnieździe czeka nas wielka impreza.Drzwi do kuchni otworzyły się po raz kolejny.– Podobno nie udało się wam uratować mojego maga.Wielka szkoda, Seran był dobrym człowiekiem.Krucy odwrócili się, by po raz pierwszy spojrzeć na swego pracodawcę.Denser także popatrzył na swego niedawnego przeciwnika.Baron Gresse był już w średnim wieku, ciągle jednak posiadał sprawny umysł.Poza tym miał czwórkę synów, którzy wspierali go w każdej opresji.Choć był jednym z pięciu najbogatszych baronów, gardził wyszukanymi strojami, dlatego teraz też miał na sobie tylko zwykły podróżny strój, płaszcz przewieszony przez jedno ramię, skórzany kaftan, wełnianą koszulę i proste spodnie, wzmacniane na udach skórą.Zwolnił zbrojnych pilnujących drzwi i gestem kazał kucharzom opuścić pomieszczenie.Podszedł do stołu zajmowanego przez Kruków i bacznie im się przyjrzał.Miał duże, brązowe oczy i siwe, lekko rzednące włosy.Wyciągnął dłoń w geście powitania.– Bezimienny?– Witam, baronie Gresse.Uścisnęli sobie dłonie.– Cieszę się, że nareszcie mogę was poznać.– My również.– Bezimienny rzucił okiem na stół.– Talanie, podaj baronowi kawę.– Krucy.A niech mnie.Nic dziwnego, że wygraliśmy.Seran umiał dokonywać trafnych wyborów.– Gresse przygryzł wargę.– Gdzie ja znajdę drugiego takiego jak on, co?– W Julatsie – odpowiedział Ilkar.– Jest nas tam dużo.Gresse roześmiał się.– Mogę usiąść z wami? – wskazał na ławę.Ilkar przesunął się i baron usiadł.Talan postawił przed nim kawę i Gresse skinął głową w podzięce.Zapadła niezręczna cisza.Denser nerwowo skubał brodę.Bezimienny wpatrywał się w barona, jak zawsze niewzruszony.Ilkar zastrzygł uszami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl