do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Latham był odrażającym diabłem rozpasanego kapitalizmu, rażącą górą gotówki, symbolem mamony i materializmu, na którego dyskredytowanie Alabama strawił lata.Teraz wszystko to razem zagroziło miłości całego jego życia.Można by od tego stracić zmysły.Z takich powodów można by ogłosić krucjatę.Miliardera trzeba powstrzymać.Nieważne, w jaki sposób.Koszty nie miały znaczenia.Jeśli wymagałoby to morderstwa, niech i tak-będzie.Komora gazowa stanowiła szczegół bez znaczenia.Własne życie Alabamy stało się nieważną błahostką wobec gigantycznego poronienia, które groziło zabarwieniem świata na krwistą czerwień.W jego obiegających pokój oczach odbijały się idee mknące po ekranie komputera jego umysłu.Co powinien zrobić? Co zrobić należy? Postanowienie to nie dosyć.Do pokonania złowieszczego miliardera przydałaby się nadludzka chytrość.Musi się uspokoić.Musi pomyśleć.- Nie może tego zrobić - powiedział King przerażony.- Nie, nie może.I nie zrobi.Nie pozwolę mu - wymamrotał Alabama.Przeszedł przez pokój i rzucił się na ogromnych rozmiarów kanapę.Dobrze.Myśli zaczęły mu się układać w jakimś porządku w miarę, jak umysł wydobywał się z chaosu szoku.Latham złożył publiczne oświadczenie na konferencji prasowej.Oznacza to, że musiał starannie przygotować grunt.Miliarderzy nie pozostaliby długo miliarderami, gdyby nie spełniali obietnic.Superbogacz musi umieć wzbudzać zaufanie.Miliardy tworzą się dzięki piramidzie bankowej.Finansiści podtrzymują ją tak długo, jak długo nie stracą zaufania.Gdy wkrada się niepewność, w stylu Kashoggiego, wycofują się z interesu.Oznacza to, że Latham otrzymał zezwolenie na wybudowanie Cosmosu w górach.Nie zatwierdzono mu pewnie jeszcze planów, lecz widocznie uzyskał cichą obietnicę.Najwyraźniej zdziałał cuda w zazwyczaj bardzo czułej na ochronę środowiska Komisji Ochrony Wybrzeża Kalifornii.Czyżby już było za późno na interwencję? To pierwsze pytanie.Ile czasu upłynie, nim kości zostaną rzucone? To pytanie drugie.- Myślisz, że Pat o tym wie? - spytał King.Alabama wyprostował się.Nad tym się nie zastanawiał.Historia z Cosmosem zaabsorbowała go całkowicie.Pat zgodziła się reżyserować film dla Cosmosu.Była w dobrej komitywie z Lathamem i okropną Angielką, która redagowała to głupie pismo.Niemożliwe, by nie wiedziała o Lathamowskich planach budowy wytwórni.To czyniło ją najgorszą z ludzkich istot, zdrajczynią.Nie! Alabama wzdrygnął się na tę myśl.Nie mogła była wiedzieć.Była artystką.Nauczyła się kochać góry.Do diabła, przecież je fotografowała.Nie brałaby udziału w ich brutalnym zniewoleniu.W końcu on, Alabama, który zazwyczaj wiedział o wszystkim, nic nie słyszał o tym diabolicznym planie.Latham potrafił utrzymać sekret.Musiał go przed nią ukrywać.Ale można się dowiedzieć.Zadzwoni do niej.Pat powie mu, jaka jest wstrząśnięta.Wycofa się z pracy nad filmem, podrze kontrakt z New Celebrity i nigdy już nie odezwie się do Richarda Lathama.Zaoferuje swe poparcie i razem z Alabamą będzie pracować, by odkręcić, co należy.Lecz ułożywszy sobie plan działania w głowie, wiedział już, że nie jest to takie proste.Pat Parker była osobą niezwykle przedsiębiorczą.Jeśli to było możliwe, stała po stronie cnoty.Lecz gdy dobro starło się z ambicją, która stanowiła motor działania Pat, co zwycięży? W talii był też dżoker, jakiś Tony Valentino.Pat pragnęła go bardziej niż powodzenia.Czy odrzuci sławę i fortunę swoją i kochanka dla flory i fauny jakiegoś wysuszonego słońcem wzgórza? Akurat.Valentino i Latham będą działać razem jak magnes, przyciągający Pat Parker ku jej marzeniom.Cóż takiego może zaoferować Alabama, co stanowiłoby przeciwwagę wdzięczności kochanka i uznania artystycznego w oczach mas? Węże i jelenie o wielkich, wilgotnych oczach, jastrzębie i myszy z kanionu, nagie skały, jałową ziemię i ciężki upał wysokiego chaparralu.By stanąć po jego stronie, Pat Parker musiałaby być więcej niż świętą.Musiałaby być aniołem, którego tak bardzo przypominała.- Chyba nie wiedziała - rzekł Alabama.- Ale myślę, że teraz wie.King zastanawiał się nad tym w milczeniu.Ubóstwiał Pat.Szóstym zmysłem wyczuwał, że niewiele brakuje, by została wykluczona z jego świata, że decyzja będzie należała do niej i nie przyjdzie jej łatwo.- Jak możesz powstrzymać Lathama? Zadzwonisz do prezydenta? King nigdy nie zdołał przyzwyczaić się do faktu, że Alabama i prezydent byli przyjaciółmi.Alabama był jego przyjacielem.Był rzeczywisty.Można go było dotknąć.Śmierdział.Upijał się.Prezydent jednak, cóż, był prezydentem, tak jak Bóg był Bogiem, papież papieżem, a Orel Hershiser Orelem Hershiserem.Wizja Alabamy i prezydenta stanowiła dla Kinga płaszczyznę, na której iluzja spotykała się z rzeczywistością.Owszem, prezydent popierał ochronę środowiska, miał kiedyś indiański motocykl, uwielbiał robić złe fotografie, ale King i tak nie mógł uwierzyć w jego przyjaźń z szefem.- Owszem, mogę zadzwonić do prezydenta i wszystkich przyjaciół w Kongresie.Mogę całymi dniami wisieć na telefonie, wydzwaniając do znajomych.Mogę zaalarmować prasę, radio i telewizję, ale to wszystko wymaga czasu.Coś mi się wydaje, że akurat czasu nie mamy za dużo.Latham wie, że to nie będzie się podobało mnóstwu ludzi, którzy mogą niejedno.Jeśli podał swoje plany do publicznej wiadomości, to znaczy, że jest o krok od ich realizacji.- Co więc możesz zrobić?- Mogę go zabić.King roześmiał się.Potem zaśmiał się nerwowo.- Ale poważnie, Alabamo.- Mówię poważnie.Mógłbym skurwysyna wysadzić w powietrze.Mógłbym go zniszczyć.King nie odpowiedział.Nigdy nie widział Alabamy w tak niebezpiecznym nastroju.- Albo mógłbym zrobić coś, co zmobilizowałoby opinię publiczną tak dalece, jak nikt jej jeszcze nie poruszył.Coś, obok czego nie można przejść obojętnie.Coś, co dotarłoby do ludzi, unaoczniło im potencjalną tragedię, żeby odczuli to sercem i umysłem, żeby zobaczyli.zobaczyli.żeby to zobaczyli.W twarzy Alabamy płonął nieziemski ogień.Opromieniał go.W jego świetle dojrzał wyjście.Od razu zorientował się, co ma robić.W błysku objawienia zdobył się na przeraźliwą stanowczość.Podniósł się.- Gdzie jest linhof? - spytał.- Tam gdzie wszystkie aparaty.W sejfie.Dlaczego?- Działa?- Jasne, oczywiście.Jak cały sprzęt, Alabamo.Zawsze był w po-rządeczku.Kazałeś mi o niego dbać.Alabama poczuł dreszcz przebiegający mu po krzyżu.Nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że dojdzie do tej chwili.Tęsknił za nią, lękał się, wzdragał przed nią, a teraz właśnie ma nastąpić.Przez tyle lat znajdował wymówki.Cegły, powiadał.Przyroda, kłamał.Zbyt wiele fotografii, zbyt wielu fotografów, blagował.Wymyślał różne powody, dla których porzucił fotografię, a wszystkie miały jeden cel - ukrycie prawdziwego.Strachu.Teraz spojrzał prawdzie w oczy.Odstawił aparaty, gdyż lękał się, że stracił zdolności artystyczne.Dziesięć lat temu miał złą passę, gdy wizualnie nic mu nie wychodziło.Dla większości artystów to demon, z którym muszą się codziennie zmagać.Alabamie zdarzyło się to jednak po raz pierwszy i przeraziło go jak wszyscy diabli.Stracił natchnienie, lecz nie próbował nawet odkręcić fontanny, która przestała bić.Dni bez pracy przeciągały się w tygodnie, miesiące i lata, a z każdą minioną sekundą uchodziła zeń odwaga artystyczna.Wymówki i usprawiedliwienia zyskiwały na sile [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl