do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A z drugiej strony, kogo oni chcieli nabrać? Czyżby naprawdę sądzili, że uwierzy w to, że po jebanej chirurgii mózgu może chodzić sobie wszędzie, gdzie chce, nie będąc obserwowana?Jebać ich.Napatrzcie się do woli na to chodzące i gadające rock’n’milowe zwierzę.Ruszyła w głąb korytarza.Marek siedział przy jednym końcu stołu w zaaranżowanej w alkowie kuchni w stylu studenckiego akademika i z plastikowego naczynia zajadał coś, co nie dawało się zidentyfikować.Skrzywiła się z niesmakiem, odwracając głowę.Ociekająca czymś łyżka zastygła mu w dłoni.– Niech mnie chuj, jeśli wiem co to jest, ale ma to zwiększyć twoją produkcję neuroprzekaźnika.Mózgowa papka.Smakuje trochę jak ryba.Podwinęła rękawy rozciągliwego jednoczęściowego kombinezonu, piżamy czy też tego, czym to było.Marek miał na sobie taki sam ciuch – sprawiał, że oboje wyglądali jak para wyrośniętych dzieciaków, podkradających o północy jedzenie z lodówki, podczas gdy rodzice pogrążeni są we śnie.– Tego właśnie chciałeś? – spytała.Nieznacznie poruszył głową.– No cóż, powiem tak: nie jest to coś, czego nie chciałem.Stanęła za jego plecami i położyła dłonie na jego ramionach.Były chude i wątłe.Jak zawsze.Niespodziewanie pomyślała o Gabe Ludovicu.Wizja leżącego na podłodze mężczyzny z zakrwawioną twarzą wyrażającą konsternację naszła ją znikąd, tak intensywna, jak jeden z owych wmontowanych obrazów.Marek położył swoją dłoń na jej dłoni, zaciskając palce obu.– Wiem, co chciałbym teraz robić.Stała całkiem nieruchomo.Obrócił się i spojrzał na nią.Nie wyglądał najgorzej.Lepiej niż przez ostatnich parę lat, jakby opadł z niego ogromny balast kłopotów.Może nie musiał się już niczym martwić.Mógł teraz uruchomić gniazdo w głowie i już popłynie essence de W.Marek.Wideo na żądanie.Wówczas wstał i wziął ją w ramiona.Nigdy nie była to prosta sprawa.Nie należeli do gatunku pieszczochów, w ten sposób to nie działało – ani na niego, ani na nią.Przez dwadzieścia kilka lat nigdy na dłużej nie przestawała się zastanawiać, w jaki sposób mogło to ulecieć.Chociaż raz.jeden raz, trzy-cztery-pięć lat temu, w tym szaleństwie istniała przestrzeń, w której pewnej nocy zbliżyli się, i było to coś innego.Nie był to ani pierwszy raz, ani ostatni, ale zdecydowanie było to coś innego.Może po prostu nastał po temu czas, czas żeby się dowiedzieć lub spróbować się dowiedzieć.Sięgał on, sięgała również ona i przez krótką chwilę udało im się przebić.Może była to właśnie ta noc, kiedy owa wspólna przestrzeń zwana ich życiem została powołana do istnienia.I jak gdyby chcąc poczynić uwagę, jak gdyby chcąc całkowicie się upewnić, że oboje zrozumieli, nastawił tę muzykę, zwykłe audio, strasznie stary kawałek faceta nazwiskiem Dylan.I Want You.Bardzo stary i wielki, być może zbyt wielki, jak dla nich.Przypomniała sobie, jak nie była w stanie poruszyć się ani mówić, ani robić niczego innego – była w stanie wyłącznie słuchać.Lecz równocześnie jakaś jej część miała ochotę śmiać się jej dawnym śmiechem, by skończyć z tym i to pokonać – hej, pączuszku, siądźmy i poczytajmy nasze profile we wnętrznościach kultury popularnej, cotynato? A równocześnie jakaś inna jej część, część większa, odrzuciła to; a była to ta część, która powstrzymała ją od śmiechu.Albowiem jeżeli nie wypowiadasz swojej prawdy, zawsze znajdzie się ktoś, co wypowie ją za ciebie, i to o wiele głośniej.Może w tamtym pokoju, wraz z nimi, było nieco zbyt dużo prawdy.Coś niemal się dokonało, lecz noc dobiegła końca, a potem już nigdy nie udało im się uporządkować tych spraw.Teraz pozwoliła sobie przy nim na relaks po raz pierwszy od bardzo dawna.Położyła głowę na jego twardej, kościstej piersi i oplotła jego biodra rękoma.Jej umysł począł dryfować, rozwijając serię pozbawionych słów wspomnień i obrazów bez jakiegoś konkretnego porządku, sceny z dawnych czasów, ze wszystkich dni, jakie minęły do dziś: Marek pochyla się nad ekranem, jego przedwcześnie postarzała twarz jaśniała światłem próbnej wersji, którą przeglądał przed ostatecznym montażem; Beater siedzi przy nieodwołalnie zamkniętym syntezatorze, nieruchomy i niewzruszony; i Marek, który stoi po drugiej stronie, usiłuje objąć to umysłem i ma problemy; Marek na schodach sądu; Beater rozmawiający z nią o tym; jezioro o kamienistym brzegu.Pojawiło się to przed nią niczym papierowy kwiatek rozchylający swe płatki, aby odsłonić swój tajemny środek.Scena z jeziorem była w rzeczywistości miejscem w Nowej Anglii, gdzie Marek dorastał.Widziała ją już wcześniej, ale nigdy tam nie była, aż do teraz.Bez względu na to, kiedy właściwie działo się owo teraz.Ostrożnie skupiła się, starając się wychwycić w swoim umyśle różnicę w uczuciu.– Jest w porządku – odezwał się nagle.Jego głos był niski i spokojny, ale trochę za bardzo, jakby przed chwilą czytał w jej myślach – zdecydowanie za bardzo – a mimo to nie była w stanie się ruszyć, żeby na niego spojrzeć.– To znaczy nie wiem, czy jest w porządku, nie wiem, czy jest to słuszne, ale z pewnością to dobra rzecz.A ja urodziłem się, żeby to robić, przez całe życie próbowałem to osiągnąć i nigdy o tym nie wiedziałem.Pewnego dnia wejdziesz do pokoju i zauważysz to dziwnie wyglądające urządzenie, kawał ciała uczepiony nagiej konsoli, i wówczas zatrzymasz się i popatrzysz, ponieważ nie będziesz miała pewności, gdzie kończy się ciało, a zaczynają procesory i obwody [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl