do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedział.Ale strach, który wkradł się nagle w dzielne dotychczas serce małego detektywa, paraliżował jego ruchy i uniemożliwiał jakąkolwiek działalność.Wokoło grzmiało i huczało.Las trząsł się w posadach i zdawało się, że rozhuśtane sosny lada chwila padną pokotem, grzebiąc wśród gałęzi przerażonego chłopca i psa.Tolek nie bardzo orientował się, jak długo trwała burza.Kiedy wreszcie, przemoczony do nitki, wygrzebał się z zarośli - deszcz przestał padać i burza oddalała się, od czasu do czasu tylko rozświetlając na zielono ciemny las.I właśnie wtedy Tolek spostrzegł że nie ma.Klopsa!Rzucił się przed siebie, gorączkowo rozgarniając mokre krzewy.Nic.Jak kamień w wodę! Co robić? - dumał przecierając rzęsy sklejone wodą - iść dalej samemu? Klops na pewno się znajdzie, ale czy go przypadkiem nie przydusiło jakieś padające drzewo? Słyszał przecież w dali jakiś podejrzany trzask.Biedny piesek! Tolek zastanawiał się przez chwilę, co dalej robić.Wrócić do domu? Wstyd! Zostawił przecież taki wspaniały meldunek! Wymyślił akcję, jest najznakomitszym detektywem w promieniu trzydziestu kilometrów, a kto wie, może nawet w całym kraju! I on miałby zrezygnować? Nigdy! Tolek uratuje swój honor detektywa i honor całej milicji! Więc w drogę!Rozejrzał się wokoło.Ciemno i mokro.Górą przebiegały fale wiatru strząsając z drzew krople deszczu.Tolek zaświecił latarkę.W smudze światła ukazały się zielone paprocie prostujące swe pióra przyduszone do ziemi ulewą.Krzaki, pnie i ani śladu psa.Zagwizdał cichutko.Potem głośniej.Nic.Cisza.Z westchnieniem odgarnął z czoła przylepione pasma włosów.Obejrzał się jeszcze raz i drugi, i ruszył zdecydowanie przed siebie.Nagle, nie wiadomo dlaczego, poczuł, że w lesie oprócz niego jeszcze ktoś jest.Tolek naprawdę nie byłby w stanie wytłumaczyć, skąd właściwie wzięło się to przekonanie.Przystanął na ścieżce i znów zapalił latarkę.Nikogo nie ma! Tylko wśród milczących poszumów wiatru wydało mu się, że słyszy jakieś głosy.Zagwizdał jeszcze raz.Krzaki po lewej stronie gwałtownie się poruszyły i na ścieżkę wypadł duży cień.Zanim Tolek zdążył się na dobre przestraszyć, czarny cień skomląc z radości rzucił mu się na pierś.- Klops! Stary zbóju! - wykrzyknął uradowany Tolek odchylając się.gwałtownie do tyłu przed ciepłym jęzorem, który za wszelką cenę usiłował go polizać w nos.- No, dobrze już, dobrze! Grunt, że się znalazłeś - mruczał, z trudem odzyskując równowagę.- Teraz, piesku, idziemy razem na poszukiwanie Klementyny!Pies posłusznie, aczkolwiek dziwnie niechętnie ruszył za Tolkiem.Jakiś czas posuwali się w zupełnym milczeniu.Pies z nosem przy ziemi węszył jakiś ślad.Od czasu do czasu ginął między drzewami, ale zaraz wracał na ścieżkę.Nagle przystanął, wyciągnął szyję i krótko warknął.- Co takiego? - zainteresował się Tolek błyskając latarką.Rozejrzał się wokoło, ale nic nie zobaczył.Już chciał iść dalej, ale tym razem pies nie ruszał się z miejsca, cicho warcząc.Chmury gęsto stłoczone na niebie właśnie na chwilę się rozstąpiły i chłopiec ujrzał nagle, o parę kroków w bok od ścieżki, jakieś dziwne, prawie nierealne światło.- Co to jest? - zastanowił się, spojrzał jeszcze raz.Tak, to jest pień drzewa, a w nim coś błyszczy! Ogień nie, bo światło jest przytłumione i jakieś takie fioletowozielone.Zrobił jeszcze parę kroków.Dziwne! Uniósł w górę zapaloną latarkę.Poświata zszarzała i przygasła.W czarnym pniu widniała wielka dziupla, a w niej.- To ona! - wymamrotał Tolek wstrząśnięty niespodziewanym odkryciem.- To jest Klementyna! - wyszeptał i chwyciwszy Klopsa za pysk po cichutku zbliżył się do tajemniczego drzewa.We wnętrzu dziupli, na warstwie miękkiego próchna, które w ciemnościach świeciło tym tajemniczym blaskiem, siedziała.dziewczynka.Światło latarki widocznie ją przestraszyło, bo zerwała się gwałtownie, uderzając się boleśnie w głowę.- Co to? Kto to? - wyjąkała z przerażeniem, patrząc na nieznajomego chłopca, który jej świecił latarką prosto w oczy.- Zgaś to natychmiast! - zażądała pocierając bolący czubek głowy.- Klementyna! - wykrzyknął radośnie Tolek.- Gdzie? Gdzie jest Klementyna? - zapytała dziewczynka nagle przytomniejąc.- Jak to: gdzie? - zdumiał się Tolek.- To ty jesteś przecież Klementyna, której szukam!- Ja? - dziewczynka otworzyła szeroko oczy.- Ja się nazywam Asia!- Jak to: Asia?- No, zwyczajnie.Mam na imię Asia.I właśnie szukam Klementyny!- Poczekaj, chwileczkę - mruczał Tolek - przecież to ja podsłuchałem rozmowę tatusia na temat zagubionej dziewczynki! To była tajna wiadomość!- Ładnie mi tajna! - parsknęła Asia wysuwając się ostrożnie z dziupli.- My już od dawna o tym wiemy!- My? - zdziwił się Tolek.- To nie jesteś sama?- Teraz jestem.Ale przedtem nie byłam.- Nic nie rozumiem - Tolek z zaciekawieniem przyglądał się, jak Asia zsuwała się z drzewa.- A wiesz, gdzie jest Klementyna?- Nie wiem - odkrzyknęła zgrabnie zeskakując na ziemię.- Może Marek ją znalazł.albo Pulpet.- Jaki pulpet? O czym ty mówisz?- Nie o czym, tylko o kim! Pulpet jest chłopcem i do tego moim bratem! Marek też!- Aha.Ale gdzie oni są?- Nie wiem.Zgubili się w czasie burzy.Szłam razem z nimi i nagle huknął piorun, i zrobiło się całkiem zielono, i wtedy właśnie zniknęli mi sprzed oczu! A to twój pies?- Mój! - Tolek dumnie wypiął pierś.- Nazywa się Klops!- Bardzo mi miło - powiedziała Asia automatycznie.Bo mamusia bardzo pilnie zwracała uwagę na tak zwane dobre wychowanie.- Jemu też jest miło - odparł szarmancko Tolek i wreszcie puścił Klopsa.- Więc co robimy? - zapytała Asia głaszcząc mokry łeb psa.- Jest noc i tak niewyraźnie.- Nic nie szkodzi.Musimy iść dalej na poszukiwania.To znaczy.ja muszę iść!- A ja co? Mam tu zostać? - oburzyła się dziewczynka.- Też idę! Przecież tu gdzieś są moi bracia.Wyplątali się z gęstwiny i wrócili na znajomą ścieżkę.Klops biegł przodem, radośnie machając ogonem.W pewnej chwili przystanął, postawił uszy i rzucił się naprzód.- On coś zwęszył - powiedział Tolek przystając.- Będziemy się skradać w tamtym kierunku zaproponowała Asia i bezszelestnie ruszyła naprzód.Nawet jeden patyczek nie zatrzeszczał pod jej stopami.„Jak Indianin” - pomyślał Tolek i ruszył jej śladem.W milczeniu, zachowując największą ostrożność, dotarli do olbrzymiego dołu, nad którego krawędzią stał Klops.Pies głośno wciągał nosem powietrze.Potem zakręcił się w kółko i zaczął węszyć popychając nosem mokre liście.- Może tam ktoś jest?- Hej! Jest tam kto? - zawołał Tolek.Cisza.Tylko drzewa zaszumiały.- Nie ma nikogo - odparł Tolek przykucając - ale ręczę, że ktoś tam był.- Sądzisz, ze już sobie poszedł?- Zobacz, co wyrabia ten pies.Klops z nosem przy ziemi biegł w kierunku ścieżki.- Może to jest mieszkanie niedźwiedzia? - powiedziała Asia zniżając głos do szeptu.- Coś ty? Taki ogromny dół!Jakiś czas szli w milczeniu.Tolek z latarką i psem na przedzie.Za nim Asia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl