do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powyżej wypisano jego imię, lecz Dunk nie potrafił przecież czytać.Zauważył jednak, że moneta została porządnie oberżnięta, i natychmiast głośno zwrócił na to uwagę kupcowi.Tamten pomruczał trochę, ale dorzucił jeszcze kilka sztuk srebra i garść miedziaków dla wyrównania wagi.Dunk oddał mu zaraz kilka drobnych monet.– To dla niej.– Wskazał Miłą.– Żeby miała owsa wieczorem.I jabłko.Z tarczą na ramieniu i workiem ze starą zbroją na plecach ruszył przez zalane słońcem ulice Ashford.Ciążące w kieszeni pieniądze wyraźnie poprawiły mu humor, chociaż z drugiej strony nieco się lękał.Stary nigdy nie powierzał mu więcej niż jedną czy dwie monety, a za taką sumę mógłby przeżyć cały rok.Ale co zrobię, gdy się skończą? Sprzedam Groma? – myślał.W ten sposób mógł łacno skończyć jako wyjęty spod prawa rozbójnik.Druga taka szansa się nie powtórzy, muszę postawić wszystko na jedną kartę, wiedział.Gdy przechodził przez bród na południowy brzeg rzeki, słońce stało już całkiem wysoko i tereny turniejowe znowu się ożywiły.Sprzedawcy wina i kiełbasek uwijali się jak w ukropie, a tańczący misio człapał w rytm śpiewanej przez jego pana piosenki: „Niedźwiedź, niedźwiedź i panna piękna.” Kuglarze robili dużo szumu, lalkarze zaś kończyli kolejne przedstawienie.Zatrzymał się, by zerknąć na dobijanie drewnianego smoka.Gdy kukiełka rycerza odrąbała łeb bestii i czerwony pył sypnął się z karku na trawę, Dunk roześmiał się głośno i rzucił dziewczynie dwa miedziaki.– Jeden za wczoraj – zawołał.Chwyciła monety w powietrzu i uśmiechnęła się.Dunk nie widział jeszcze tak wdzięcznego uśmiechu.To było do mnie czy do pieniędzy? – zastanawiał się.Dunk nigdy jeszcze nie był z dziewczyną i dość go to peszyło.Przed trzema laty, kiedy sakiewka starego była akurat pełna po półrocznej służbie u ślepego lorda Florenta, opiekun obwieścił młodziakowi, że przyszła pora, aby zabrać go do burdelu, gdzie uczynią zeń mężczyznę.Potem jednak się upił, a gdy wytrzeźwiał, niczego nie pamiętał, Dunk zaś nie śmiał mu przypominać.Zresztą, nie był pewien, czy chciałby kurewki.Rycerz winien poszukać sobie wysoko urodzonej panny, a gdyby to się nie udało, i tak wolałby dziewczynę, która lubiłaby raczej jego niż jego srebro.– Napijesz się piwa? – spytał lalkarkę, gdy ta zbierała trociny i wsypywała je z powrotem do wnętrza smoka.– Znaczy ze mną? A może masz ochotę na kiełbaskę? Zjadłem jedną wczoraj, dobra była.Chyba wieprzowa.– Dziękuję, panie, ale zaraz mamy następne przedstawienie.Dziewczyna wstała i podbiegła szybko do grubej kobiety, która wcześniej prowadziła drewnianego rycerza.Dunk został z głupią miną.Piękna dziewczyna.I wysoka.Nie musiałbym klękać, żeby ją ucałować, myślał.Wiedział, jak się całuje.Rok temu nauczył się tego od jednej dziewczyny w tawernie w Lannisport, ale była tak niska, że musiała usiąść na stole, by dosięgnąć jego ust.Aż mu uszy zapłonęły, gdy to sobie przypomniał.Powinien teraz myśleć o turnieju, a nie o całowaniu.Cieśle lorda Ashford bielili właśnie wysokie do pasa barierki, które miały dzielić walczących.Dunk przyjrzał się ich pracy.Było pięć torów ułożonych w kierunku północ-południe, tak aby żadnemu z zawodników słońce nie świeciło w oczy.Po wschodniej stronie pola wzniesiono trzyrzędową widownię z pomarańczowym baldachimem mającym ocieniać skutecznie lordów i ich damy.Większości wyznaczono miejsca na ławach, lecz pośrodku widniały cztery fotele z wysokimi oparciami dla lorda Ashford, jego pięknej pani i książęcych gości.Dalej, na wschodnim skraju, postawiono słup do ćwiczeń z kopią i z pół tuzina rycerzy zamierzało się nań, aż cały się obracał, gdy trafiali w przymocowaną do ramienia tarczę.Jako kolejny rozpędził się Brutal Bracken, po nim zaś lord Caron z Bagien.Takiej wprawy jak oni to nie mam na pewno, pomyślał Dunk z niepokojem.Gdzie indziej ćwiczyli piesi – nacierali na siebie z drewnianymi mieczami w dłoniach, podczas gdy ich giermkowie doradzali im krzykiem to czy tamto.Dunk przyjrzał się zwalistemu młodzianowi, który próbował stawić opór muskularnemu rycerzowi, zwinnemu i szybkiemu niczym górski kot.Obaj nosili na tarczach czerwone jabłko Fossowayów, jednak młodszy szybko padł pod gradem ciosów.– Oto jabłuszko, co jeszcze nie dojrzało do zerwania – stwierdził starszy, palnąwszy przeciwnika w hełm.Młodszy Fossoway był cały posiniaczony, a nawet krwawił, tymczasem jego przeciwnik nawet się porządnie za zasapał.Uniósł przyłbicę, rozejrzał się i dostrzegł Dunka.– Hej, ty tam, duży.Tak, do ciebie mówię, rycerzu uskrzydlonego kielicha.Czy to prawdziwy miecz widzę u twego boku?– Jest po prawie mój – odparł Dunk prawie tonem obrony.– Jestem ser Duncan Wysoki.– A ja ser Steffon Fossoway.Zechcesz zmierzyć się ze mną, ser Duncanie Wysoki? Chętnie skrzyżowałbym oręż z kimś nowym.Mój kuzyn jeszcze nie dojrzał do robienia mieczem, jak sam zresztą widziałeś.– Zgódź się, ser Duncanie – zaczął namawiać go pobity Fossoway, ściągając hełm.– Może ja nie dojrzałem, ale za to mój kuzyn zdołał już przejrzeć ze szczętem.Trzeba wytrząsnąć mu ze łba nasiona.Dunk pokręcił głową.Czemuż te paniątka postanowiły wciągnąć go w swoją sprzeczkę? Nie miał na to najmniejszej ochoty.– Dziękuję, ser, ale czekają mnie pewne pilne sprawy.Z takimi pieniędzmi w kieszeni nie czuł się zbyt swobodnie.Im szybciej zapłaci Pate’owi i odbierze zbroję, tym rychlej wróci mu spokój.Ser Steffon spojrzał nań z wyrzutem.– Błędny rycerz ma swoje sprawy.– Rozejrzał się w poszukiwaniu innego przeciwnika.– Witam, ser Grance.Co za traf.Zmierz się ze mną.Znam już wszystkie żałosne sztuczki, które mój kuzyn Raymun zdołał zrządzeniem losu opanować, a ser Duncan błędnie się spieszy.Proszę do mnie.Dunk odszedł powoli z czerwonym licem.Nie znał zbyt wielu sztuczek, nawet tych żałosnych, i wcale nie chciał, by ktokolwiek ujrzał go w walce przed turniejem.Stary powtarzał zawsze, że im więcej wie się o swoim wrogu, tym łatwiej go podejść.Rycerze w rodzaju ser Steffona mieli bystre oko i natychmiast dostrzegali słabości przeciwnika.Dunk był silny i szybki, a spora waga i zasięg ramion stanowiły dodatkowe atuty, jednak ani przez chwilę nie sądził, że dorównuje innym umiejętnościami.Ser Arlan nauczył go ile mógł, lecz stary nawet w młodości nie należał do najznakomitszych rycerzy.Tacy nie pędzą błędnego życia i nie umierają na skraju błotnistej drogi.Ze mną będzie inaczej, poprzysiągł sobie Dunk.Pokażę im, że potrafię być kimś więcej niż tylko błędnym rycerzem.– Ser Duncanie! – zawołał młodszy Fossoway, dogoniwszy młodzieńca.– Nie powinienem namawiać waści na pojedynek z moim kuzynem, ale rozzłościła mnie jego arogancja, a waść taki rosły jesteś, więc pomyślałem.cóż, myliłem się.Nie masz na sobie zbroi, mógłby złamać waści rękę, gdyby zechciał, a może i kolano rozłupać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl