do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myśliwiec rozwalił grzbiet usypiska, Hentasy zakaszlały, zapłonął cel.Rzuciłem się w prawo i pobiegłem w górę, stopy grzęzły mi w żółtym błocie odpadowym i łachach żółtawego śniegu.Za mną Jaak leżał na ziemi z rozłożonymi ramionami.Osłona jego egzoszkieletu znaczyła jego drogę, długi ślad czarnego, połyskującego metalu.Lisa leżała sto jardów dalej, kość udowa wystawała z jej ciała jak jaskrawy, biały wykrzyknik.Dotarłem na szczyt hałdy i popatrzyłem w dół.Nic.W swoim hełmie wywołałem powiększenie.Przede mną rozciągały się monotonne pasma odpadów.Otoczaki, niektóre równie duże jak nasz Hev, niektóre popękane i potrzaskane ładunkami wybuchowymi, leżały pośród odpadów razem z kruchymi, żółtymi łupkami i pyłem kamiennym pozostałym po działaniach SesCo.Jaak pojawił się koło mnie, a zaraz potem Lisa, nogawka jej kombinezonu była podarta i zakrwawiona.Starła z twarzy żółte błoto, zjadła je i popatrzyła w dolinę poniżej.- Jest coś?Potrząsnąłem głową.- Jeszcze nie.U ciebie w porządku?- Czyste złamanie.Jaak wskazał na coś.- Tam!W dolinie coś biegło, oświetlone przez myśliwiec.Wpadło do płytkiego strumienia, gęstego od kwasów odpadowych.Statek naprowadzał to na nas.Nic.Żadnych rakiet.Żadnego popiołu.Tylko to biegnące stworzenie.Masa splątanej sierści.Czworonożne.Pokryte błotem.- Jakiś biotech? - zdziwiłem się.- To nie ma rąk - wymamrotała Lisa.- Ani żadnego wyposażenia.Jaak burknął.- Jaki porąbaniec robi biotecha bez rąk?Przepatrzyłem pobliskie hałdy.- Może to pułapka?Jaak sprawdził dane ze skanera, przekazane z najczulszych instrumentów myśliwca.- Nie sądzę.Czy możemy posłać myśliwiec trochę wyżej? Chcę się rozejrzeć.Na komendę Lisy myśliwiec uniósł się, ustawiając czujniki na pełen zasięg.Wycie turbowentylatorów ścichło, kiedy osiągnął wskazaną wysokość.Jaak czekał, żeby na wyświetlacz w jego hełmie spłynęło więcej danych.- Nie, nic.Ani żadnych nowych alarmów ze stacji na obrzeżach.Jesteśmy sami.Lisa potrząsnęła głową.- Trzeba było po prostu wystrzelić mini z bazy.W dolinie biotech zwolnił do truchtu.Wydawał się być nieświadomy naszej obecności.Kiedy podszedł bliżej mogliśmy się mu przyjrzeć: włochaty czworonóg z ogonem.Sfilcowana sierść zwisała mu z podudzi jak frędzle, pozlepiana grudami błota.Na nogach miał plamy od kwasów w zbiornikach retencyjnych, jakby przeprawiał się przez strumienie moczu.- To się nazywa paskudny biotech - powiedziałem.Lisa zdjęła z ramienia swój 101.- Biozdech, kiedy z nim skończę.- Czekaj! - powiedział Jaak.- Nie rozwalaj tego!Lisa spojrzała na niego zirytowana.- Co znowu?- To nie jest żaden biotech - wyszeptał Jaak.- To pies.Poderwał się nagle i zjechał po zboczu wzgórza, biegnąc w stronę zwierzęcia.- Zaczekaj! - krzyknęła Lisa, ale Jaak był już całkiem odsłonięty i gnał ze swoją największą szybkością.Zwierzę spojrzało na Jaaka, wrzeszczącego i wyjącego, kiedy ześlizgiwał się ze zbocza, a potem odwróciło się i zaczęło uciekać.Nie miało z nim szansy.Pół minuty później dopadł zwierzęcia.Spojrzeliśmy na siebie z Lisą.- Cóż - powiedziała - jak na biotecha jest strasznie wolny.Widywałam szybsze centaury.Zanim dotarliśmy do zwierzęcia, Jaak osaczył je w ciemnym rowie.Zwierzę, kiedy je otaczaliśmy, stało w środku strumyka brudnej wody, dygocząc, warcząc i pokazując kły.Próbowało się przemknąć pomiędzy nami, ale Jaak łatwo je zablokował.Z bliska zwierzę wyglądało jeszcze bardziej żałośnie, niż z daleka, dobre trzydzieści kilogramów warczącego syfu.Jego łapy były zdarte i pokrwawione, miejscami brakowało sierści, a na skórze widać było jątrzące się chemiczne oparzenia.- Niech mnie szlag - westchnąłem, gapiąc się na zwierzę.- To naprawdę wygląda jak pies.Jaak skrzywił się.- To jakby znaleźć pieprzonego dinozaura.- Jak on mógł tam przeżyć? - Lisa machnęła ręką w stronę horyzontu.- Przecież nic tam nie ma.Musiał zostać zmodyfikowany.- Przypatrzyła mu się uważnie, a potem spojrzała na Jaaka.- Jesteś pewien, że nic nie przyszło z obrzeży? Że to nie jest jakaś pułapka?Jaak potrząsną głową.- Nic.Nawet piśnięcia.Pochyliłem się w stronę zwierzęcia.Obnażyło zęby w grymasie nienawiści.- Rwie się do walki.Może jest autentyczny.- O tak, autentyczny jak nic - powiedział Jaak.- Raz widziałem psa, w zoo.Mówię wam, że to jest pies.Lisa pokręciła głową.- Niemożliwe.Gdyby to był prawdziwy pies, już by nie żył.Jaak tylko się uśmiechnął i potrząsnął głową.- Nie ma mowy.Popatrz tylko.- Wyciągnął rękę, żeby odsunąć kudły z pyska zwierzęcia.Zwierzę pokazało zęby i zatopiło je w jego ramieniu.Warcząc, szarpnęło nim gwałtownie, podczas gdy Jaak przyglądał się, jak stworzenie wgryza mu się w ciało.Rzucało głową na prawo i lewo, próbując wyrwać mu rękę ze stawu.Kiedy trafiło na żyłę, pysk zalała mu krew.Jaak roześmiał się.Krwawienie ustało.- Cholera.Popatrzcie tylko.- Uniósł rękę, aż zwierzę zawisło nad ziemią, szarpiąc się.- Mam zwierzątko.Zwierzę zwisało z grubego ramienia Jaaka.Raz jeszcze spróbowało szarpnąć, ale jego ruchy były mało skuteczne, skoro nie miał oparcia.Nawet Lisa się uśmiechnęła.To musi być wredne uczucie, obudzić się i stwierdzić, że jesteś na końcu swojej drogi ewolucyjnej.Pies zawarczał, zdecydowany nie puszczać.Jaak zaśmiał się i wyciągnął swój nóż molekularny.- Masz, piesku - odciął sobie ramię, zostawiając je w paszczy zwierzęcia.Lisa poderwała głowę.- Myślisz, że moglibyśmy zarobić na tym jakąś kasę?Jaak patrzył, jak pies pożera jego ramię.- Gdzieś czytałem, że ludzie jedli psy.Ciekawe, jak smakuje.Sprawdziłem czas na wyświetlaczu w hełmie.Straciliśmy już godzinę na bezproduktywne działania.- Jaak, zabieraj swojego psa i pakuj go do myśliwca.Nie zjemy go, dopóki nie skontaktujemy się z Bunbaumem.- Pewnie uzna go za własność firmy - burknął Jaak.- Tak to już jest.Jednak nadal musimy złożyć raport.Równie dobrze można zatrzymać dowód, skoro go nie zniszczyliśmy.***Na kolację zjedliśmy piasek.Na zewnątrz bunkra w tę i z powrotem przesuwały się roboty kopalniane, wbijając się w ziemię, zmieniając ją w breję odpadków i kwasu skalnego, który zostawiały w otwartych sadzawkach albo spiętrzały w tysiącstopowe góry bezwartościowej gleby.Słuchanie tych maszyn, pracujących przez cały dzień, było uspokajające [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl