do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedynym problemem by³ napêd.Nie by³em pewien czy statek posiadawystarczaj¹cy zasiêg dla naszych nowych potrzeb.Ogl¹da³em go ze wszystkichstron przez ponad godzinê i do niczego nie doszed³em.Jedynie co ustali³em zca³¹ pewnoœci¹, to to, ¿e korzysta³ z wody morskiej jako napêdu.To pozwala³omieæ nadziejê, na bardzo du¿y zasiêg.Chyba, ¿e stosowano tu dodatkowo jakiœkatalizator, który co jakiœ czas nale¿a³o uzupe³niaæ.Mo¿e ktoœ z za³ogi móg³bymi odpowiedzieæ na te pytania?Zszed³em do ³adowni, w której Huon ich zamkn¹³ i w³¹czy³em sondê psychiczn¹ wg³owê tego, który wygl¹da³ najinteligentniej.Niestety, nie uda³o mi siê wyci¹gn¹æ z niego niczego interesuj¹cego.Zbroja -bo tak nazywa³ siê ten statek - mog³a z ³atwoœci¹ dop³yn¹æ do siedziby Wodana.Po zadekowaniu, na jej pok³ad wkracza³y ekipy Korndanów i zajmowa³y siêmagicznymi skrzynkami, które zapewnia³y posuwanie siê statku.Marynarze nieznali siê na tym i wrêcz bali siê zbli¿yæ do przedzia³u silnikowego.By³o to otyle uzasadnione, ¿e faktycznie odkry³em silne promieniowanie z silnika.Ca³yprzedzia³ by³ zreszt¹ os³oniêty doœæ grubym pancerzem z o³owiu.Wrzeczywistoœci rola za³ogi ogranicza³a siê do wci¹gniêcia ¿agli w przypadkuawarii i naciœniêcia przycisku uruchamiaj¹cego nadajnik wzywaj¹cy pomocy.Wtakim przypadku z pomoc¹ przylatywa³a ekipa Korriganów usuwaj¹ca awariê.Kiedy ponownie znalaz³em siê na pok³adzie obok Huona nie wiedzia³em wielewiêcej ni¿ przedtem.Nigdzie nie widaæ by³o ¿adnego brzegu co podzia³a³o na mnie uspokajaj¹co.Mój towarzysz natomiast zaczyna³ wygl¹daæ na zaniepokojonego.Wskazywa³ bezprzerwy na niebo, które zaczyna³o siê pokrywaæ wielkimi, prawie czarnymichmurami.- Do diab³a - zaniepokoi³em siê równie¿ - zanosi siê na niesamowit¹ burzê.Czyluki s¹, dok³adnie zamkniête?- Sprawdza³em je przed chwil¹.Wszystko w porz¹dku.Tylko, ¿e muszê ciê oczymœ uprzedziæ.Najprawdopodobniej zaraz bêdê cierpia³ na chorobê morsk¹.- Tylko tego brakowa³o - pomyœla³em.¯ebym mia³ chocia¿ w zanadrzu jakiœ lekna tak¹ okolicznoœæ.Niestety, nikt nie przewidzia³, ¿e bêdê podró¿owa³ wczasie burzy w ma³ej ³upince z facetem, który cierpi na chorobê morsk¹.Mia³emnadziejê, ¿e mój trening pozwoli mi znieœæ i tê niedogodnoœæ.Wys³a³em wiêc Huona do kabiny, a sam stan¹³em za sterem.Spodziewa³em siê potwornej burzy, ale tornado, które nagle siê rozszala³oprzesz³o moje najœmielsze oczekiwania.Zrobi³o siê ciemno jak w nocy.Wiatr w pierwszym podmuchu zerwa³ nam wszystkieanteny z masztów.Morze zamieni³o siê w labirynt przecinany œcianamipiêtnastometrowej wysokoœci fal, które jakby specjalnie za nami goni³y.Z pocz¹tku chcia³em byæ cwany i wykorzystuj¹c moc silników utrzymaæ siê nagrzbiecie jednej z fal.Zaraz jednak pope³ni³em jakiœ b³¹d i wpad³em miêdzy obaolbrzymy."Zbroja" zosta³a dok³adnie zalana przez doganiaj¹c¹ nas falê.Tylkomój skafander i fakt, ¿e by³em zaczepiony o jak¹œ linê uratowa³ mnie przedzmyciem z pok³adu.Po nieskoñczenie d³ugiej chwili statek wydosta³ siê na powierzchniê.Wtedystwierdzi³em ¿e straci³ oba maszty.Kad³ub jakimœ cudem wci¹¿ by³ ca³y.Zaryzykowa³em nastêpny manewr i skierowa³em nas dziobem do wiatru.Zmieni³o tonasz¹ sytuacjê o tyle, ¿e teraz widzia³em nadci¹gaj¹ce fale.W sumie nie cierpia³em za bardzo w swoim skafandrze.Obawiaæ siê musia³emjedynie zmycia do morza.Kilka razy dostawaliœmy uderzenie z boku i statek robi³ wra¿enie jakby chcia³siê przewróciæ.Powraca³ do pionu w ostatniej chwili.Huk tej burzy prawie mnie og³uszy³.Mia³em wra¿enie, ze atakuje nas ca³y legiondemonów.Chwilami s³ysza³em wprawdzie jêki marynarzy i krzyki Huona, ale by³emzbyt zajêty, ¿eby siê tym przejmowaæ.Wreszcie kad³ub zacz¹³ niebezpiecznietrzeszczeæ zaczynaj¹c siê powoli rozpadaæ.Spojrza³em na zegarek, ¿eby przekonaæ siê, ¿e od rozpoczêcia tego huraganuminê³a zaledwie godzina.Co by nie mówiæ, ocean pos³uszny rozkazom Dahutpostanowi³ nas wyraŸnie wykoñczyæ.Ta planeta by³a jedn¹ wielk¹ pu³apk¹, wktórej natura podporz¹dkowana by³a rozkazom trzech Mêdrców.Nastêpna fala przewy¿sza³a rozmiarami wszystkie, które napotkaliœmy dotychczas.Nic nie mog³em zrobiæ, ¿eby j¹ omin¹æ.Nasz statek prawie stan¹³ dêba wspinaj¹csiê na jej szczyt i kiedy go osi¹gn¹³, pok³ad zala³a niesamowita iloœæ wody.Tym razem o ma³o co nie zmy³o mnie na dobre.Ponad minutê spêdzi³em pod wod¹,maj¹c ju¿ wra¿enie, ¿e tym razem nurkujemy na zawsze.Z prawdziw¹ ulg¹ dostrzeg³em wreszcie nad sob¹ skrawek ciemnego , nieba.Zacz¹³em gor¹czkowo myœleæ nad sposobem wyjœcia z tej sytuacji.Nagle dozna³emolœnienia.Nasz problem sprowadza³ siê do wyeliminowania fal uderzaj¹cych wpok³ad.Wystarczy³o wiêc otoczyæ ca³y statek moim polem ochronnym na poziomiewody.Moje urz¹dzenie mog³o ca³kowicie zabezpieczyæ mnie w promieniu dwóch metrów.Rozszerzaj¹c zasiêg jego dzia³ania do maksimum uda³o mi siê obj¹æ ca³y statek.Rezultaty tego eksperymentu potwierdzi³y moje nadzieje.Nie uda³o mi siê coprawda ca³kowicie zas³oniæ przed falami, ale te kilka kropel nie mia³o nicwspólnego z potopem zalewaj¹cym nas do tej pory.Wiatr przeszed³ w lekk¹ bryzê, a gejzery wody z grzyw rozbija³y siê wysoko nadnami.Dostrzeg³em Huona, który ciê¿ko gramoli³ siê na pok³ad i wygl¹da³ na kompletniewycieñczonego.- Tym razem myœla³em, ¿e ju¿ umrê - wyszepta³.- Wolê tysi¹c razy œmieræ wwalce ni¿ takie powolne konanie.- To moja wina.Ta burza tak mnie zaskoczy³a, ¿e zupe³nie zapomnia³em oczarach.Teraz nie mamy siê ju¿ czego obawiaæ.Dahut mo¿e wywo³aæ jeszcze stotakich burz.Jedyne co osi¹gnie to ma³e opóŸnienie naszego planu.- To dziwne - stwierdzi³.- Nigdy dot¹d nie traktowa³em naszych magów jak kogoœwrogiego.To co mi powiedzia³eœ otworzy³o mi oczy na wiele spraw.Jesteœmynaprawdê marionetkami w ich rêkach i bawi¹ siê nami do woli.Nawet nasze wojnynie maj¹ ¿adnego sensu, kiedy wiadomo, ¿e to oni pchaj¹ nas przeciwko sobie.To przecie¿ nasi bracia, skoro twierdzisz, ¿e ta trójka stworzy³a nasjednoczeœnie.- Masz racjê.Je¿eli wyjaœnisz te sprawy swoim towarzyszom, to mo¿e wielespraw ulegnie wreszcie zmianie.Tylko nie myœl, ¿e wasze zachowanie jestnienormalne.Ludzie z naszej Konfederacji Gwiezdnej mieli równie¿ swojeproblemy.Jej ró¿ne rasy i narody w swoim czasie zachowywa³y siê jak zwierzêtazabijaj¹c, rabuj¹c i wykorzystuj¹c swoich towarzyszy jak niewolników beznajmniejszych skrupu³Ã³w.Teraz ¿yjemy w pokoju i harmonii.Nasze Floty pilnuj¹przestrzeni, a bronie nale¿¹ do ludu i mog¹ zostaæ wykorzystane tylko w naszejobronie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl