do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dostrzeg³jedynie, ¿e coraz czêœciej mówiono o wojnie.Pewnego dnia m³ody cz³owiek zwróci³ wszystkie ksi¹¿ki Anglikowi.- No i co, wiele ju¿ siê nauczy³eœ? - spyta³ za­ciekawiony Anglik.Szuka³niecierpliwie rozmów­cy, by choæ na chwilê zapomnieæ o wisz¹cej nad ni­migroŸbie wojny.- Dowiedzia³em siê, ¿e wszechœwiat posiada duszê i ten, kto jest w stanie teduszê poj¹æ, zrozumie jednoczeœnie mowê rzeczy.Dowiedzia³em siê równie¿, ¿eliczni alchemicy ¿yli zgodnie z W³asn¹ Legend¹ i tym uda³o siê dotrzeæ do DuszyŒwiata, Kamienia Filozoficznego i Eliksiru D³ugowiecznoœci.Ale najbardziejzadziwi³o mnie to, ¿e wszystkie te rzeczy s¹ tak proste, ¿e mo¿na je wykuæ wkawa³ku szmaragdu.Anglik by³ zawiedziony.A wiêc ani d³ugie lata studiów, ani zawi³e formu³y, aniskomplikowane przyrz¹dy laboratoryjne nie wywar³y na Hiszpanie najmniejszegowra¿enia.„Jest zbyt nieokrzesany, by poj¹æ to wszystko" - stwierdzi³ w duchu.Zebra³ swoje ksi¹¿ki i zamkn¹³ je w kufrach przytroczonych do siod³a.- Wracaj lepiej do obserwacji karawany - rzek³.- Mnie ona nie nauczy³a zbytwiele.I m³odzieniec na nowo zapatrzy³ siê w cichy bezmiar pustyni i w piasekubijany kopytami wê­druj¹cych zwierz¹t.„Ka¿dy uczy siê po swojemu -powiedzia³sam do siebie.- Jego sposób nie jest dobry dla mnie, ani mój dla niego, aleobaj próbu­jemy iœæ œladem naszej W³asnej Legendy i za to go ceniê".Karawana posuwa³a siê.odt¹d dzieñ i noc.Nie­ustannie pojawiali siê wys³annicyo zawoalowanych twarzach i przewodnik, który zaprzyjaŸni³ siê teraz zm³odzieñcem, wyjaœni³ mu, ¿e wojna po­miêdzy klanami od dawna ju¿ by³a w toku.I jeœli uda im siê dotrzeæ ca³o do Oazy, bêdzie to wielkim szczêœciem.Objuczone zwierzêta by³y wycieñczone d³ug¹ drog¹, a ludzie coraz bardziejmilcz¹cy.Noc¹ owa cisza stawa³a siê nie do zniesienia, tak ¿e nawet g³oswielb³¹dów, który wczeœniej by³ jedynie zwy­k³ym parskaniem, napawa³ wszystkichprzemo¿­nym lêkiem.W ka¿dej chwili móg³ przecie¿ staæ siê zwiastunem ataku.Ale przewodnik wydawa³ siê niewzruszony w obliczu bliskiej wojny.- Póki co, ¿yjê - rzek³ do m³odzieñca, posilaj¹c siê garœci¹ daktyli w noc bezksiê¿yca i bez ognia.- Kiedy jem, nie zajmuje mnie nic poza jedzeniem.Kiedy idê, to idê, i tyle.A jeœli przyjdzie mi walczyæ, jeden dzieñ nie bêdzielepszy od drugiego, by umrzeæ.Bo nie ¿yjê ani w przesz³oœci, ani wprzysz³oœci.Dla mnie istnieje tylko dzisiaj i nie obchodzi mnie nic wiêcej.Jeœli kiedyœ uda ci siê trwaæ w teraŸniejszoœci, staniesz siê szczêœliwymcz³owiekiem.Zrozumiesz, ¿e tak jak pustynia têtni ¿y­ciem, tak jak niebo jestpe³ne gwiazd, tak wojow­nicy walcz¹, bo jest to nieod³¹cznie wpisane wcz³owiecz¹ dolê.I wtedy twoje ¿ycie stanie siê œwiêtem, wielkim widowiskiem,poniewa¿ bêdzie t¹ chwil¹, któr¹ w³aœnie ¿yjesz, ¿adn¹ inn¹.Dwie noce póŸniej, kiedy zasypiaj¹cy m³odzieniec spojrza³ na gwiazdê wskazuj¹c¹kierunek ich wêdrówki, wyda³o mu siê, ¿e horyzont nieco siê obni¿y³, bo nadpustyni¹ jarzy³o siê tysi¹ce gwiazd.- To oaza - rzeki przewodnik.- Dlaczego wiêc nie idziemy tam zaraz?- Bo najpierw potrzebujemy snu.Otworzy³ oczy, gdy s³oñce pojawi³o siê na horyzoncie.lam gdzie noc¹ b³yszcza³ygwiazdy, rozta­cza³ siê teraz jak okiem siêgn¹æ gêsty gaj palmowy.- Przybyliœmy! - wykrzykn¹³ Anglik, który do­piero co siê zbudzi³.M³odzieniec jednak milcza³.Nauczy³ siê ju¿ pu­stynnej ciszy i napawa³ goradoœci¹ widok palm.Czeka³a go jeszcze d³uga droga, nim dotrze do pi­ramid ipewnego dnia ten poranek stanie siê tylko odleg³ym wspomnieniem.Tymczasem by³ato te­raŸniejszoœæ, œwiêto, o którym mówi³ przewodnik.Stara³ siê zatem prze¿yæow¹ chwile czerpi¹c z do­œwiadczeñ z przesz³oœci i marzeñ o tym, co ma do­pieronadejœæ.Bo widok tysiêcy daktylowych palm, te¿ bêdzie kiedyœ wspomnieniem.Dziœ by³ dla niego cieniem, wod¹ i bezpiecznym schronie­niem przed tumultemwojny.I tak jak ryk wielb³¹­da mo¿e przemieniæ siê w zwiastunniebezpieczeñstwa, tak i zwyczajny gaj palmowy jawiæ siê mo¿e jako istny cud.„Wszechœwiat mówi wieloma jêzykami" - po­myœla³.„Kiedy wydarzenia tocz¹ siê szybciej, karawany równie¿ przyspieszaj¹ kroku" -pomyœla³ Alche­mik na widok korowodu ludzi i jucznych zwierz¹t zbli¿aj¹cych siêdo Oazy.Jej mieszkañcy przekrzy­kuj¹c siê pobiegli powitaæ goœci, tumany kurzuprzys³oni³y blask pustynnego s³oñca, a przejête dzieci podskakiwa³y radoœnie nawidok przybyszy.Alchemik patrzy³ jak wodzowie plemion wycho­dz¹ na spotkanie zprzywódc¹ karawany j prowa­dz¹ wspólnie d³ugie narady.Ale ca³y ten zamêt nie dotyczy³ Alchemika.Wi­dywa³ ju¿ ca³e t³umy ludziprzychodz¹cych i od­chodz¹cych, podczas gdy i pustynia, i oaza zawszepozostawa³y takie same.Widywa³ i w³adców, i nê­dzarzy, wydeptuj¹cych szlaki wniezmierzonym oceanie piasku.I choæ najmniejszy powiew wiatru móg³ odmieniækszta³t pustynnych wydm, to od wieków piasek by³ zawsze tym samym piaskiem,znanym mu od dziecka.W g³êbi serca s³ysza³ jednak radosn¹ nutkê, któr¹ odczuwaka¿dy wêdro­wiec na widok soczystej zieleni daktylowych palm po d³ugich dniachobcowania jedynie ze z³ocistym piaskiem i lazurowym niebem.- Kto wie? Mo¿e Bóg stworzy³ pustynie po to tylko, by cz³owiek móg³ siê radowaæwidokiem palm? - pomyœla³.Postanowi³ jednak skupiæ siê na sprawach bar­dziej doczesnych.Wiedzia³, ¿ewraz z t¹ karawan¹ przybywa do Oazy cz³owiek, któremu bêdzie mu­sia³ zdradziæbodaj czêœæ swoich sekretów.Wiele znaków mówi³o mu o tym.Wprawdzie nigdydo­t¹d nie widzia³ owego mê¿czyzny, ale by³ pewien, ¿e jego wytrawne oczyrozpoznaj¹ go bez trudu.Pragn¹³ jedynie, by by³ to uczeñ równie pojêtny jakpoprzedni.- Dlaczego owe prawdy musz¹ byæ przekazywa­ne z ust do ust? - zastanowi³ siê.-Nie dlatego chy­ba, ¿e chodzi³o o jakieœ sekrety.Od wieków Bóg dzieli³ siêwielkodusznie swymi tajemnicami z wszelkim stworzeniem.I widzia³ jedn¹ tylko odpowiedŸ: owe prawdy przekazuje siê w ten sposób, gdy¿pochodz¹ one ze Ÿród³a Czystego ¯ycia i trudno je zamkn¹æ w ma­lowanym obrazieczy pisanym s³owie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl