do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otworzył książeczkę na czerwonej licencji Mieszczanina.Windziarz obejrzał ją pobieżnie.– No, może i to ukradłeś, ale to nie moja sprawa.Masz ją i przewiozę cię, chociaż dla mnie Mieszczanin to tylko wymyślna nazwa krajowca.A ten drugi?– Jest pod moją opieką – rzekł Terens.– Może wjechać ze mną, czy też zawołamy strażnika i sprawdzimy przepisy?To była ostatnia rzecz, jakiej mógłby życzyć sobie Terens, lecz zaproponował to z dostateczną dozą pewności siebie, aby poskutkowało.– No dobra! Nie musisz się złościć.Ściana windy podniosła się i kabina z gwałtownym szarpnięciem ruszyła w górę.Windziarz ze złością mruczał coś pod nosem.Terens uśmiechnął się krzywo.To było niemal normalne.Ludzie pracujący bezpośrednio dla Posiadaczy lubili utożsamiać się z panami i kompensowali sobie własną niższość ściślejszym przestrzeganiem zasady segregacji, szorstkim i niegrzecznym traktowaniem innych.Byli „nadludźmi”, do których reszta Florińczyków żywiła szczerą nienawiść, nie osłabioną, tak jak w przypadku Posiadaczy, przez wpojony szacunek.Przebyli zaledwie dziesięć metrów w górę, lecz drzwi otworzyły się na inny świat.Podobnie jak ojczyste miasta Sarkańczyków – Górne Miasto zbudowano ze szczególną troską o dobór barw.Każda konstrukcja, czy to budynek mieszkalny, czy gmach publiczny, była pokryta delikatną wielobarwną mozaiką, która z bliska zdawała się bezsensowną gmatwaniną, a z odległości stu metrów przybierała najróżniejsze odcienie, w zależności od kąta widzenia.– Chodź, Rik – powiedział Terens.Rik patrzył szeroko otwartymi oczami.Nie było tu niczego żywego ani rosnącego! Tylko kamień i kolory.Nie miał pojęcia, że domy mogą być tak wielkie.Nagle w jego pamięci coś się poruszyło.Przez sekundę ten gmach wydawał mu się znajomy.A potem wspomnienie znikło.Obok mignął samochód.– Czy to Posiadacze? – szepnął Rik.Zdążyli tylko zauważyć krótko ostrzyżone włosy, obszerne kaftany o szerokich rękawach, w jaskrawych barwach od błękitu do fioletu, spodenki z aksamitu i długie pończochy, błyszczące, jakby utkano je z cienkich miedzianych drucików.Nie obdarzyli Rika i Terensa nawet przelotnym spojrzeniem.– Młodzi – rzekł Terens.Nie widział ich z tak bliska od kiedy opuścił Sark.Na Sark byli nie do zniesienia, ale tam przynajmniej byli u siebie.Tu, dziesięć metrów nad Piekłem, aniołowie byli nie na miejscu.Znów się skrzywił, opanowując przypływ bezpłodnej nienawiści.Za nimi syknął dwuosobowy ślizgacz.Nowy model z wbudowanym układem kontroli powietrza.Płynął gładko pięć centymetrów nad powierzchnią, na błyszczącej płaskiej podstawie, podwiniętej w górę dla zmniejszenia oporu powietrza.Mimo to szybkie rozcinanie przestrzeni dawało charakterystyczny syk, który oznaczał: „Strażnicy”.Obaj byli wysocy, jak wszyscy strażnicy, o szerokich jasnobrązowych twarzach, płaskich kościach policzkowych, z długimi, prostymi, czarnymi włosami.Dla tubylców wszyscy strażnicy wyglądali tak samo.Błyszcząca czerń ich mundurów, podkreślona przez oślepiająco srebrne, strategicznie rozmieszczone sprzączki i ozdobne guziki, odbierała indywidualny wyraz twarzy i wzmagała wrażenie podobieństwa.Jeden strażnik kierował pojazdem.Drugi lekko przeskoczył przez jego płytką burtę.– Książeczka! – powiedział.Obejrzał ją machinalnie i zaraz oddał Terensowi.– Cel wizyty?– Zamierzam skorzystać z biblioteki, oficerze.Mam do tego prawo.Strażnik zwrócił się do Rika.– A ty?– Ja.– zaczął Rik.– On mi towarzyszy – wyjaśnił Terens.– On nie ma przywilejów Mieszczanina – powiedział strażnik.– Ja za niego odpowiadam.Strażnik wzruszył ramionami.– Twoja sprawa.Mieszczanie mają swoje przywileje, ale nie są Posiadaczami.Pamiętaj o tym, chłopcze.– Tak, oficerze.Przy okazji, czy mógłby pan wskazać mi drogę do biblioteki?Strażnik wskazał mu kierunek cienką lufą śmiercionośnego miotacza igieł.Z miejsca gdzie stali, biblioteka wyglądała jak plama jasnego cynobru, na wyższych piętrach przechodzącego w szkarłat.W miarę jak podchodzili, szkarłat spływał w dół.Nagle Rik wyrzucił z siebie:– Myślę, że to nieładne.Terens rzucił mu szybkie, zdziwione spojrzenie.Przywykł do tego wszystkiego na Sark, ale i on też uważał Górne Miasto za nieco wulgarne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl