do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale powinien siê z³apaæ, mia³am cich¹ nadziejê, kiedy muwybiera³am rosówkê, krowa nie rosówka, najwiêksza i najt³ustsza ze wszystkichmo¿liwych.Sama bym siê na ni¹ z³apa³a.Okrêtka otrz¹snê³a siê z odraz¹.- Nie wiem, co obrzydliwsze, ten wêgorz czy rosówka.Nigdy bym nieprzypuszcza³a, ¿e to takie potwornie ruchliwe.- I œliskie.Mówi siê: „œliski jak wêgorz”.- Nie wiem, czy istnieje coœ bardziej œliskiego, w ogóle tego w rêku utrzymaænie mo¿na.- To jakim cudem utrzyma³aœ?- Bo by³am nastawiona.Przyuczy³am siê przy ojcu.Wiedzia³am, ¿e œliski, i odrazu z³apa³am z tym nastawieniem.I przy ³bie.Wysmykiwa³ mi siê, ale nie da³rady.Obie przez chwilê oddycha³y g³êboko, staraj¹c siê och³on¹æ z wra¿enia i oceniæsytuacjê.Mia³y wspania³y ³up, ale tego ³upu ani na chwilê nie mo¿na by³opozostawiæ samemu sobie; wêgorz próbowa³ bowiem wyleŸæ ka¿dym, najmniejszymbodaj otworem.¯y³ka z wy³owionej wêdki pl¹ta³a siê wszêdzie.Tereskaprzekaza³a œciskanie plecaka Okrêtce i owinê³a dooko³a wêdki tyle tej ¿y³ki,ile siê da³o, usi³uj¹c zostawiæ jak najmniejszy kawa³ek.Reszta tonê³a wwêgorzu.- Obawiam siê, ¿e znów stracimy przybory do mycia zêbów - powiedzia³amelancholijnie Okrêtka, przytrzymuj¹c miotaj¹cy siê plecak.- Zosta³y w œrodkui pewnie je szlag trafi, s¹dz¹c z tego, co on tam robi.Tak¿e myd³o i proszekdo szorowania.I mo¿emy siê po¿egnaæ z cukrem.Po³owy rzeczy nie zd¹¿y³amwyj¹æ.- A te, co wyjê³aœ, to gdzie s¹?- Gdzieœ na dnie.Siedzê na chlebie, jeœli weŸmiesz na chwilê plecak, to goschowam pod dziób, niech siê nie moczy.- Cicho! - syknê³a nagle Tereska.Sk¹dœ z daleka, po idealnie cichej wodzie, dobieg³o charakterystycznestukniêcie wios³a o burtê ³odzi.Ktoœ p³yn¹³.Nie by³o go widaæ i znajdowa³ siêjeszcze doœæ daleko, ale p³yn¹³ z pewnoœci¹, cicho i ostro¿nie, wiêcej ju¿ nieha³asuj¹c.Tereska delikatnie wyci¹gnê³a swoje wios³o.- SiedŸ, jak siedzisz, i trzymaj drania.Pryskamy st¹d, musimy siê gdzieœschowaæ.- Dlaczego? - wyszepta³a Okrêtka, chocia¿ na owo stukniêcie przysz³a jej dog³owy ta sama myœl.- Bo to mo¿e byæ stra¿nik.Us³ysza³ nas, a tak œciœle bior¹c, to ciebie by³os³ychaæ w Wêgorzewie.Nie jestem pewna, ale mo¿liwe, ¿e pope³ni³yœmy czynk³usowniczy, nie wiem, jak jest z ³owieniem wêgorzy po nocy i z ³odzi i wolênie ryzykowaæ.Za nic w œwiecie nie zgadzam siê, ¿eby nam go odebrali.Schowamysiê trzcinach.- To po co kaza³aœ mi przedtem odp³yn¹æ na œrodek?- Nie wiem.To znaczy wiem, ojciec przy wêgorzach zawsze najbardziej ba³ siêtrzcin.One siê tam mog¹ zapl¹taæ.Nic nie mówmy, g³os niesie po wodzie.Stukniêcie dobieg³o jeszcze raz, znacznie bli¿ej.Tereska, zanurzaj¹c wios³obez szmeru, podp³ynê³a do w¹skiego pasa szuwarów.Cichutko wsunê³a sk³adak wtrzciny przy samym brzegu, pod czarny cieñ zwisaj¹cych ga³êzi drzew, iostro¿nie od³o¿y³a wios³o.- Rêka mi zdrêtwia³a, skurcz mnie ³apie - szepnê³a Okrêtka.- Teraz ty trochêpotrzymaj.* * *- S¹dz¹c z krajobrazu, Miko³ajki ju¿ niedaleko - powiedzia³a Tereska owschodzie s³oñca.- By³yœmy tu, poznajê tê cha³upê.Mo¿emy wyl¹dowaæ pod lasem,przeœpimy siê na materacach, ka¿dy bêdzie myœla³, ¿e siê opalamy.Zakazuopalania siê nigdzie nie widzia³am.Tajemnicza ³Ã³dŸ, p³yn¹c zygzakiem od brzegu, ominê³a je i odp³ynê³a napo³udnie.Znajdowa³o siê w niej dwóch ludzi.Kiedy tylko oddalili siê nieco,Tereska przekaza³a plecak Okrêtce, wyp³ynê³a z cienia i ruszy³a na pó³noc.Wios³owa³y na zmianê, coraz bardziej niepewne, co im siê wydaje trudniejsze iuci¹¿liwsze: machanie wios³em czy trzymanie wêgorza.- A co zrobimy z tym draniem? - spyta³a Okrêtka, podaj¹c Teresce plecak iwysiadaj¹c na przeœlicznej ³¹czce pod lasem.- On jeszcze ¿yje, gotów namuciec.- Trzeba go zamordowaæ i oprawiæ.Najlepiej od razu.Okrêtka mimo woli cofnê³a siê o krok.- Nie wiem, jak to sobie wyobra¿asz, bo ja go do rêki nie wezmê.Wybij to sobiez g³owy.To znaczy martwego mogê wzi¹æ, ale zamordowaæ nie potrafiê.W ogólenie wiem, jak siê to robi.Tereska zak³opota³a siê.Ona równie¿ nie bardzo wiedzia³a, jak siê mordujewêgorze.Problem pojawi³ siê znienacka, pal¹cy i k³opotliwy.- Sam dobrowolnie nie zdechnie - orzek³a zmartwiona.- One maj¹ upiornie twarde¿ycie.- Nawet gdyby go zostawiæ w tym plecaku na ca³y dzieñ bez wody?- Na ca³y dzieñ to nie wiem, ale to by³oby znêcanie siê.Zreszt¹, chyba te¿ bynie zdech³.Najbardziej humanitarnie by³oby uci¹æ mu po prostu ³eb siekier¹.Zajednym zamachem.- To utnij.- Dobrze ci mówiæ, uwa¿asz, ¿e on tak pole¿y spokojnie na pniu i poczeka, a¿dobrze wycelujê?Okrêtka popatrzy³a niepewnie na plecak.- Mo¿e go przytrzymaæ?- Jak?- Za ogon i za tê ¿y³kê, co mu z pyska wystaje.Tereska równie¿ popatrzy³a na plecak i poszuka³a wzrokiem odpowiedniej k³ody.- Mo¿na by spróbowaæ.Chocia¿ wydaje mi siê, ¿e przy takim trzymaniuprêdzej roz³upiê ci g³owê albo odetnê rêkê, ni¿ zrobiê krzywdê wêgorzowi.Alecoœ trzeba wykombinowaæ, bo on nie mo¿e tak le¿eæ.- Mo¿e go udusiæ?- Go³ymi rêkami?- Nie, ¿y³k¹.Debata nad sposobami ukatrupienia ³upu trwa³a.Opodal, w trzcinach pod lasem,przybi³ do brzegu kajaczek ze zwiniêtym ¿aglem.M³ody cz³owiek, do którego wœrodku nocy dotar³o echo krew w ¿y³ach mro¿¹cego krzyku na œrodku jeziora iktóry w zdumiewaj¹co krótkim czasie znalaz³ siê na wodzie w niewielkiejodleg³oœci za Teresk¹ i Okrêtk¹, wyszed³ teraz na l¹d i ostro¿nie zbli¿y³ siêdo skraju lasu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl