[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cztery dni.Wieczorem jesteœmy ju¿ na Maderze.Samolot kr¹¿y nad ska³ami i spada niemalpionowo, drapie¿nie na lotnisko.Ciep³a wilgoæ wyspy.Natychmiast zapominam ozziêbniêtej Europie.W pustym Cjuinta da Penha de Franca (po sezonie) œwie¿oodnowiony pokój.Szafy z pokratowanymi drzwiami pachn¹ jeszcze drzewem.Przyzgaszonym œwietle przypominaj¹ konfesjona³.Dzwony koœcielne zag³uszaj¹ nachwilê ocean, obijaj¹cy siê o hotelow¹ pla¿ê.Nie czujê siebie, nic nie boli.Przytrzymujê siê rêki Piotra i zakrywam snem.11 IDŸwiêki jakby wyt³umione wilgoci¹.Zwolnione tempo ulic w Funchalu, najwiêkszymz tutejszych miast.Nie by³am w Portugalii, spodziewa³am siê czegoœhiszpañskiego: wrzaskliwoœci, haratania s³Ã³w.Portugalczycy delikatnie szepcz¹swoje szcz.Ró¿nica jak miêdzy wykrzyczanym, wytupanym hiszpañskim menco imelancholijnym, portugalskim fado.Bez romañskiej paradnoœci, operowejprzesady w gestach.Dorysowana do skraju Europy Portugalia wygl¹da na skrawek jej cienia.ŒniadziPortugalczycy maj¹ w sobie coœ z subtelnoœci i dyskrecji cieni.Nie narzucaj¹siê swoj¹ obecnoœci¹ nawet w najbardziej turystycznych miejscach.Bierzemy na dwa dni samochód.Kr¹¿ymy po eukaliptusowych i piniowychwzgórzach.Po³udnie wyspy z miasteczkami wy³o¿onymi niebiesk¹ majolik¹ jestidentyczne z po³udniem Europy: palmy, bia³e okiennice.Barokowe koœcio³y,rozsiad³e przy g³Ã³wnym placu na stercie bufiastych spódnic z jasnego kamienia.Dom, wynajmowany przez Dos Passosa, zamkniêty od dawna i zakurzony jakod³o¿ona na strych, zapomniana ksi¹¿ka.Wodospad nad g³Ã³wn¹ drog¹, okr¹¿aj¹c¹ Maderê.Przystajemy w rz¹dku, czekaj¹c nanasz¹ kolejkê w tej naturalnej myjni.Kilkadziesi¹t kilometrów na pó³noc iwje¿d¿amy do Europy Pó³nocnej.Porwisty wiatr, szaro, mgliœcie - w godzinêprzejechaliœmy z Riwiery do Skandynawii.Zatrzymujemy siê w hotelu zkominkiem.Grzejemy przy ogniu.Je¿eli siê pospieszymy, przed zmierzchembêdziemy znowu „nad Morzem Œródziemnym”.12 IMadera jest wulkaniczn¹ now¹ ziemi¹.Ledwo co wyp³ynê³a z oceanu.Widaæ jeszczew górach i jaskiniach go³¹ lawê, zastyg³e b³oto, z którego j¹ ulepiono.Mimos¹siedztwa Afryki jest europejska.Europa w miniaturze: irlandzkie zielonewzgórza, w¹wozy z Kazimierza nad Wis³¹, Alpy, fiordy, Prowansja.I orchidee.Królestwo orchidei.Po oddaniu samochodu nie mo¿emy skorzystaæ z dwóch komunikacyjnych atrakcjiMadery: Levados - œcie¿ek, przecinaj¹cych wyspê - (nie przejdê kilkunastukilometrów) i zjazdu na drewnianych saniach z wybrukowanych wzgórz nadFunchalem.Bez hamulców, wymijaj¹c przecinaj¹ce drogê samochody, pêdzi siê z„woŸnic¹” wyœlizganymi ulicami.Tak podró¿owali do portu angielscy kupcy,handluj¹cy mader¹ i kwiatami.Nie mam angielskiej klasy.Wrzeszcza³abymg³oœniej ni¿ na diabelskim m³ynie w weso³ym miasteczku.Z miejscowych atrakcji zostaje nam kuchnia.W Celeiro przy rua dos Aranhas(pomarañczy?) dostajê spadek po Anglikach - prawdziwy, domowo pieczony pudding.Zamawiam dwa talerze.Po czterogodzinnej kolacji mam kolor puddingu,konsystencjê puddingu (zw³aszcza w g³owie i opuchniêtych nogach) i pachnêodbijaj¹cym siê puddingiem.Pietuszka siê mnie wstydzi, koñczy orgiê, p³ac¹crachunek.Popycha ociê¿a³¹ na schody.Za s³abo, musi mnie wci¹gn¹æ na stopnie izamówiæ taksówkê.13 ITwarz¹ w twarz z Antychrystem.W górach, na skalnej œcie¿ce, wgapia siê we mnierogata bestia.Nie ustêpuje.Robi mi siê zimno (jest ko³o zera), kozica zsatysfakcj¹ œledzi mój odwrót.Dosta³am od pary starszych Anglików gwizdek nawypadek, gdybym siê zgubi³a we mgle.Widzê zarys schroniska, gdzie czekaPietuszka.Wracam po kwadransie „z gór” na herbatê i pudding.Siedzimy o zmierzchu na tarasie naszej Quinty.Hotelowy boy zawija foli¹ basen.Wyci¹ga hakiem liœcie i ¿aby.Szumi¹ce palmy udaj¹ tropiki.Pokojówka zamykafurtkê i ocean grzecznie wycofuje siê odp³ywem w ciemnoœæ.Wdrapuje siê naczarne niebo, przyci¹gany przez ksiê¿yc.Jestem daleko od wszystkiego, otoczonawilgotn¹ pustk¹.Wysp¹ bez mostów ³¹cz¹cych z l¹dem, ze wspomnieniami.Niemyœlê.Oddycham.Przytulam Po³ê.Piotr gasi œwieczkê i „Ktoœ” zapala gwiazdy.Zostaæ tutaj: bezmyœlnie, bez sensu.14 ISzwecja.Walizk¹ ³amiemy cienki lód na ka³u¿ach.Grödinge za tafl¹ szronu,musimy j¹ st³uc, wje¿d¿aj¹c na wzgórze.15 ISiódma rano samolot.W Warszawie natychmiast do Produkcji.Pietuszka dosta³ z nerwów czerwonych plam na twarzy.Zmienia pracê, mieszkanie.Po dwudziestu latach pewnoœci, ¿e zostanie w Szwecji, spokojnie doczekawszystaroœci.Mam wyrzuty sumienia.Sama nie wiem, czy dobrze robimy.Jedna czêœæmnie jest pewna, druga z w¹tpliwoœci.Jeszcze mo¿emy siê wycofaæ.W gabinecie Producentki Piotr podpisuje cyrograf: warunki, pensja.tytu³„producenta scenariuszy”.Nienormowany czas pracy, szkolenie w Stanach.Wracamy do Holidaya i rzucamy siê spaæ.16 IPrzespa³am siê z producentem.Samochód po¿yczony od Beaty waruje pod hotelem.Po prostu „wielki œwiat”.Przy œniadaniu bierzemy gazetê, przegl¹damy og³oszenia.„Mieszkanie cudo.Kabaty”.Umawiamy siê z agentk¹.Kabaty s¹ przy lesie i metrze, idealnie.Na czym polega„cudo”? Nie mo¿emy siê doczekaæ, wyje¿d¿amy godzinê wczeœniej rozejrzeæ siêna po³udnie od Warszawy.By³o jeszcze jedno og³oszenie z obrazkiem: mieszkaniabudowane przez Kanadyjczyków w K., niedaleko Konstancina.Gdzieœ na okrêtkêdoje¿d¿amy do K.Na pewno nie kupimy, rozgl¹damy siê, co i jak.Strze¿one osiedle, dwupiêtrowe domki, widaæ las.Wchodzimy do „mieszkañmodelowych”.Szczypiê Pietuszkê.-To.Nic innego.- Bez poœpiechu - zagl¹da do ³azienki i jêczy z podziwu.Urz¹dzona kuchnia, lodówka, piec, zmywarka, szafy.Staæ nas na dwójkê.Zaciasna: salon po³¹czony z kuchni¹ i sypialni¹.Dla nas dwojga w porz¹dku.Zdzieckiem nie da siê pisaæ w jednym wspólnym pokoju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]