do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawsze się w porę wycofywał, nie tracąc przytomności umysłu.Zostawiając w stanie bezsilnej frustracji, spragnioną do granic bólu.Chodziła rozdygotana.Tylko Sandy znała ją wystarczająco dobrze, żeby się niepokoić - i próbować zbadać, w czym rzecz.- Czy ty wiesz, co robisz? - spytała pewnego dnia ni stąd, ni zowąd, kiedy Kate przymierzała jej małą czarną sukienkę, którą chciała pożyczyć.- O co ci chodzi?- To jak pływanie z rekinem, kotku.- Myślałam, że lubisz Micka.- Lubię.Jest nieprzyzwoicie przystojny, czarujący i obrzydliwie bogaty.Co tu jest do nielubienia?- Żadnej z tych rzeczy nie można powiedzieć o mnie, więc nie wiadomo, dlaczego zawraca sobie mną głowę.O to chodzi? - spytała z wymuszonym uśmiechem Kate.- Kate.- Sandy rozłożyła ręce.- Ja kocham Gavina, zamierzam wyjść za mąż, ale kiedy Michael Theodakis uśmiecha się tymi swoimi wielkimi oczami, zaczynam topnieć jak wosk.Więc nie pytam, co w nim widzisz.Ale zrozum, skarbie, ten facet miał mnóstwo kobiet.Chyba odkąd skończył szkołę, nie schodzi ze światowej listy „kawalerów do wzięcia”.- Pokręciła głową.- Jego dziewczyną była kiedyś supermodelka, ta, która została aktorką - Victorine.Podobno kompletnie na jej punkcie oszalał, była nawet mowa o małżeństwie.Teraz on znów jest wolny i wszędzie o nim głośno, a ona jakby się zapadła pod ziemię.Od ponad roku nikt o niej nie słyszał.- Sandy wstała z krzesła.- Problem w tym, Katie, że on być może nie wierzy z związki na dłuższą metę, a ja nie chcę, żebyś miała złamane serce.Płacz nad rozlanym mlekiem, pomyślała smętnie Kate.Następnego dnia Mick odleciał na tydzień do Nowego Jorku.Dzwonił kilka razy, ale i tak tęskniła za nim rozpaczliwie.W dniu jego powrotu wybiegła z biura jak na skrzydłach, ale zamiast Micka czekał na nią jakiś nieznajomy.- Kyria Dennison? - Miał charakterystyczne czarne wąsy i rozpoznała w nim jednego z mężczyzn, którzy siedzieli z Mickiem w nocnym klubie hotelu Regina.- Jestem Iorgo Vasso.Kyrios Michalis prosi, żebym towarzyszył pani do hotelu i przeprasza, że nie może zrobić tego sam.- Jest chory? - zapytała z niepokojem.- Fatalnie znosi długie loty.- Och.To może powinnam pozwolić mu odpocząć.- Kłopoty z aklimatyzacją to przykra sprawa.Ale rozczarowanie byłoby o wiele gorsze.Proszę pozwolić się do niego zawieźć.- Pana głos wydaje mi się znajomy - powiedziała, marszcząc czoło, kiedy zbliżali się do hotelu.- Czy to nie pan rozmawiał z panem Theodakisem w moim pokoju, tamtej nocy na Zycos - o rozwiązaniu jakiegoś problemu?Wzruszył ramionami z uprzejmym, przepraszającym uśmiechem.- Być może.Naprawdę nie pamiętam.- Mniejsza o to.Mick wyglądał marnie, ale jego uśmiech sprawił, że ze wzruszenia odebrało jej głos.- Ten tydzień był koszmarny - powiedział szeptem, długo nie wypuszczając jej z objęć.- Następnym razem zabieram cię ze sobą.Kolację jedli w salonie, prawie milcząc, ale on tylko bawił się jedzeniem, żeby dotrzymać jej towarzystwa.- Przepraszam, pedhi mou, ale jestem wykończony - przyznał szczerze, kiedy sprzątnięto ze stołu.- Pozwolisz mi się zdrzemnąć pół godziny? Mam nadzieję, że potem będę bardziej do życia.- Nie wolisz, żebym sobie poszła i dała ci trochę spokoju?- Nie.- Pocałował ją.- Zaczekaj na mnie, proszę.Kiedy po dwóch godzinach wciąż się nie pokazywał, Kate zapukała do drzwi sypialni.Nie doczekawszy się odzewu, zajrzała do środka.Pokój oświetlała jedna nocna lampka, a Mick spał głęboko na przykrytym narzutą łóżku.Zdołał zrzucić z siebie tylko marynarkę i buty.Nie obudzi się, pomyślała.Mogłabym go pocałować na dobranoc i wyjść.Zamiast tego zdjęła buty i pożyła się przy nim na atłasowej narzucie.Nie miała zamiaru zasnąć.Chciała tylko poleżeć chwilkę, patrząc na niego i wsłuchując się w jego spokojny, miarowy oddech.Ale w pokoju było ciepło, a miękkie, wygodne łóżko pachniało delikatnie lawendą, więc mimowolnie zamknęła oczy.Powinnam wrócić do domu, pomyślała na wpół świadomie, i nagle całkiem przestała myśleć.Obudziła się raptownie, zastanawiając się przez moment, gdzie jest.Rozejrzała się w popłochu i zobaczyła Micka, wspartego na łokciu, przyglądającego się jej mrocznym wzrokiem.- Musiałam.zasnąć.Która godzina?- Środek nocy.Powinnaś być ostrożniej sza, matia mou.Czy nikt ci nie mówił, że niebezpiecznie jest drażnić głodnego?- Może ja też jestem głodna - powiedziała łamiącym się głosem.Odsunął włosy z jej twarzy i powiódł palcem po rozchylonych wargach.- Mam nadzieję, że to prawda, choć możesz jeszcze zmienić zdanie.Ale jeśli pozwolisz, żebym cię dotknął, będzie za późno.- Jestem tu, bo sama tego chcę.Bo to jest silniejsze ode mnie.Usiadła, zdjęła dżersejową bluzkę i rzuciła na podłogę.Mick zrobił gwałtowny wdech, a potem wziął ją w ramiona, całując namiętnie i bez pośpiechu.Równie wolno zdejmował z niej resztę ubrania, ustami składając hołd nagości, którą odsłaniał centymetr po centymetrze.- Jesteś taka piękna.- Widziałeś mnie już wcześniej.- Ale wtedy byłaś na mnie zła.- Położył dłonie na jej piersiach.- Nie taka jak teraz.Taka ciepła.taka rozpalona.Ale gdy spróbowała rozpiąć mu koszulę, zaprotestował.- Jeszcze nie.- Zamknął jej dłonie w swoich, schylił głowę do piersi i musnął językiem różowy koniuszek.- Najpierw, agapi mou - wymruczał - chcę pobudzić twój apetyt.I zaspokoić pierwszy głód.To była długa, niespieszna podróż ku zatraceniu.Kate zapadła się w błogostan, świadoma tylko reakcji swoich zmysłów na dłonie i usta wędrujących po jej ciele.Świadoma rosnącego w niej - wolno i nieuchronnie - żaru, który musiał znaleźć jakieś ujście.Kiedy wsunął palce między jej zaciśnięte uda, usłyszała własny gardłowy jęk, błagający, niemal zwierzęcy.- Tak.- Jego niski głos zdawał się dobiegać z jakiejś odległej kosmicznej przestrzeni.- Zaraz, mój skarbie, mój aniele, obiecuję.Przyjemność wzbierała w niej falami jak przypływ morza.Z trudem oddychała.O myśleniu nie było mowy.Mogła tylko czuć.Pierwsze słodkie dreszcze zapowiadające spazm rozkoszy wydarły z jej gardła głośny szloch.Miała wrażenie, że unosi się w powietrze, trwa w bezprzytomnym zawieszeniu, i nagle siłą bezwładu opada z powrotem na ziemię.Leżała oszołomiona, próbując uspokoić szarpany oddech.Poczuła, że Mick poruszył się lekko, odsuwając od niej, i nieartykułowanym dźwiękiem, jedynym, jaki mogła wydobyć z zaciśniętego gardła, usiłowała zaprotestować.- Odpocznij chwilkę, pedhi mou - powiedział czule i okrył ją prześcieradłem.Kiedy wrócił i położył się przy niej, wyciągnęła rękę i natrafiła na goły tors.- O.- Otworzyła oczy.- O? - Mimo wesołej nuty w głosie, miał poważną, skupioną twarz.Ujął jej rękę i poprowadził w dół swój ego ciała.- Dotknij mnie - szepnął.- O tak.jeszcze.Zachęcona jego pomrukami rozkoszy, stopniowo przełamywała nieśmiałość.Mick całował ją namiętnie, gładził jej piersi, już po chwili świadomy, że znów jest podniecona do szaleństwa.Leżąc zwrócony do niej twarzą, wsunął ręce pod jej bok, unosząc ją lekko ku sobie.- Weź mnie.proszę.Moja piękna.Z wrażenia zabrakło jej tchu, gdy zdała sobie sprawę, jakie to było proste - jakie naturalne.I jak bardzo pragnęła poczuć w sobie tę jedwabistą siłę.Posiąść i oddać się.- Sprawiłem ci ból? - wyszeptał gorączkowo.- Nie.- Jej odpowiedź była westchnieniem ulgi.- Och, nie.Na początku poruszał się wolno, z rozmysłem, cały czas patrząc jej w oczy.Siedząc grę barw na jej twarzy.Wsłuchując się w każdą zmianę jej oddechu.Ona uśmiechała się, miała rozpłomienione oczy.Nagle zawahał się i gwałtownie wycofał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl