do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Widziałeś, że każdy więzień ma łańcuchy i żelazną kulę przy nodze? Trzeba by ze trzech, czterech ludzi na dole, dwu do niesienia burmistrza, bo sam ledwo nogami powłóczy, i jeszcze kogoś, żeby w razie czego ogniem osłonił uciekinierów.To już mądrzejszy pomysł.ale tak samo niewykonalny.– Może go tą kolejką wywieźć? – zaproponowała Julia.– Po pierwsze.tylko podejrzewamy, który to.Rozpoznasz go? – Zwrócił się do dziewczyny.– Pewnie!– A co do kolejki.Jest trudność.Zobaczcie, że na drodze ponad wyrobiskiem, którą wywożą kamień, stoi wartownia.Droga idzie zawijasami, wykuta w dość połogim jak dla człowieka urwisku, pomiędzy skałami.Jest specjalnie tak poskładana, żeby ciężkie wozy nie szły pod ostrą górkę.Końmi skrócić się jej nie da.Otóż, choć budynek straży leży dużo niżej niż miejsce załadunku kamienia, to do wartowni, biegnie tam prosta ścieżka.Jeśli zaczniemy jakiś tumult, strażnicy bez trudu zagrodzą nam najwygodniejszą drogę odwrotu.Gdyby jakimś cudem przeprowadzić konie, przez te skały.– zamyślił się.– Poświście, mnożysz trudności, skoro udało się nam wydobyć bez specjalnych planów dziewkę z miasta.– I zarobić ledwie siedem dziur po kulach w habicie.Ubzymie.Opatrzność boska, w którą nie wierzę, sprzyjała mi tylko dzięki temu, żem rzecz dobrze zawsze obmyślał.Wilcy nas nie gonią.Więc popatrzmy jeszcze na owo kamienne przedsięwzięcie, może jakieś fortele same nam do głowy przyjdą.Poświst przestawił trójnóg w inne miejsce.Trochę dla bezpieczeństwa, żeby choć z daleka nikt nie wypatrzył ich z kolei na podglądaniu, trochę dla wygody i żeby co nowego ujrzeć.Tym razem przy szkłach siadła Julia.Że w okolicy były jadalne borowiki, zagoniła obydwu do zbierania.– A co byś Poświście powiedział, jakby ich wszystkich z wartowni wywabić? – zawołała nagle radośnie.– Jak wywabić?– No wiesz.może nie wszystkich.Ale pewnie mają tam jakieś swoje służby.Zostanie tylko kilku, co musi.A reszta uda się do najbliższej karczmy.– Okoliczność byłaby wielce sprzyjająca, ale obawiam się, że musiałoby zdarzyć się coś szczególnego.– Może na uroczystą mszę? – zawołał Ubzym i zamilkł pod spojrzeniami ich obojga.– Chyba, żebyś jakiś cud ludziom obiecał – dodał kpiąco Poświst.– Okoliczność.może się zdarzyć – powiedziała, wpatrując się z wielkim zainteresowaniem w szkła i rumieniąc, nie wiedząc dlaczego.– Jaka? Chyba beczułka wina za darmo – zakpił Poświst.– Wygłodniali są – zameldowała, wpatrując się uważnie.– Jak.wygłodniali? – zaniepokoił się Ubzym– Kobiety dawno nie mieli.– A ty skąd takie rzeczy – jęknął mnich, jakby ugodzony w samo serce.– Przecie widzę.Jeden owieczkę dorwał, a drugi sam.– Córko, odwróć oczy od tych piekielnych otchłani!– O! Już skończył.Szybko!– Dziecino! – Mąż świątobliwy rzucił się ratować duszę i rozsypał wszystkie grzyby.– A bo to raz takie rzeczy oglądałam? Normalne.Ubzym, widząc, że wzrok od diabelskich szkieł oderwała, zwracając co chwila błagalnie oczy ku niebu, żegnając się, wrócił grzyby zbierać.– O jakiej to szczególnej okazji myślisz? – zapytał rzeczowo Poświst.– Pamiętacie tę dziewkę, co za waszej pierwszej wizyty w karczmie „Pod Zerwanym Sznurem” tańczyła taniec siedmiu zasłon? To ja byłam.Zapamiętałam was, bo byliście jedynymi na sali, co chyba najchętniej tyłek by mi sprali.– Dziecko! – jęknął znowu Ubzym, najwyraźniej dla zachowania twarzy.– Nasza madame to wszystko ułożyła.No bo dziewki muszą na posag zebrać.Inaczej to po wyjściu z sierocińca tylko mi na ulicę iść!Mnich uczynił jakiś gest, ni to rozpaczy, ni potępienia.Poświst minę miał również nietęgą.– Ale.żeby dla grosza nagość.– Jaka nagość, ale z was głuptaki.Cycki miałam wymalowane na obcisłej koszuli.Jak spada ostatnia zasłona, to już jest tak ciemno, że nikt nie pozna.Jakbym była goła, to bym się chyba ze wstydu spaliła.– No.Nie wiem, czy to jest właściwy sposób.– Pokręcił głową Poświst, także zbulwersowany, i nakazał odwrót.– Na razie damy temu pokój – zadecydował przy kociołku z grzybami.– Sposób Julii może i skuteczny.Ale to naprawdę niebezpieczne.Nic nas nie goni.A dla spokoju sumienia wolałbym zostawić ją w takich terminach pod opieką co najmniej kilku zbrojnych i pewnych drabów.– Poradzę sobie! – zaprotestowała.Poświst pokręcił głową:– Gdyby istniała jakaś nagląca okoliczność.Nie.Nie ma potrzeby.– I na tym rozmowa się skończyła.– Dobre grzyby! – powiedział tego wieczora Ubzym.W istocie, potrawa przygotowana przez Julię wabiła, wonnością i delikatnością wszystkim zmysłom obiecywała ucztę.Strawa napełniła go pewnością, że wszystko dobrze pójdzie, lecz jak to w życiu bywa, dzień następny nie był taki piękny.Nie dość, że wstali bardzo wcześnie, co już samo w sobie jest przygodą niemiłą.Mnich, który obiecywał sobie załatwić sprawę z burmistrzem, gdy czarnoksiężnik zarządził całkowity odwrót, nie mógł ukryć swej irytacji.– Taż tyle drogi! Odciski mi się porobiły na.No tam, gdzie się robią odciski na siodle – zmiarkował się, widząc, że dziewczyna pilnie słucha.– Może ci dupę jakimś sadłem z rumiankiem wysmaruję? – zaofiarowała się poważnie.Panowie spojrzeli na nią wzrokiem, w którym była zarówno belferska przygana i ulga.To jedno małe i w sumie niewinne słówko, wypowiedziane tak naturalnie, wprowadzało atmosferę wzajemnego zaufania.Dzięki niemu zakonnik odważył się, choć jechał nieco przed damą, zrobić to, o czym marzył od wielu pacierzy: uniósł się i podrapał w wymienionym miejscu.Uruchomiony został ciąg drobnych zdarzeń, nieuchwytnych dla słów, prowadzących ku temu, że poczuli się kompanią.Dobrą kompanią, taką, do której się wraca, choć wczoraj ci dzban na łbie zbili.– A tam! – Złościł się już zupełnie nieszkodliwie, bo po prawdzie kontemplując doznaną ulgę.– Trza było co wymyślić, zamiast tyle na darmo się telepać! Nająć jakiego hultaja.– Mości Ubzymie, znasz przysłowie, co nagle, to po diable? – zmitygował go Poświst.Mnich najwidoczniej nie tylko znał, ale i doświadczył słuszności porzekadła, bo westchnął i tylko obejrzał się za niknącym za drzewami wzgórzem kamieniołomu.Naburmuszony, niewiele gadał już przez całą drogę.Za to Poświst wywiedział się od Julii kilku rzeczy.– Powiadasz, że umiesz maści przygotować?– A umiem trochę.ale niewiele.Nie miałam dość czasu, żeby księgi, które zostały w sierocińcu, przeczytać.– Księgi?– No.kupiłam je za grosze, które mi wpadły za taniec „Pod Zerwanym Sznurem”.– Grosze?– Miedziaki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl