do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Serce mu mocniej zabiło, odżyły przytłumione nadzieje.Najmłodszy z detektywów miał bowiem tak wesołą gębę, jakby przed chwilą zjadł dwa kilogramy najsmakowitszych renklod.–Ciao! – mruknął z zadowoleniem.Kubuś kilkoma długimi susami znalazł się przy nim.–Mów, co widziałeś! – krzyknął, drżąc cały z przejęcia.Na twarzy Leniwca pojawił się grymas.–Tyle razy mówiłem ci, żebyś nie krzyczał, bo wszystko zapomnę.–Co się stało? Chłopiec splunął flegmatycznie.–Nie było żadnej galarety.–A co?–Toluś się przeliczył.–Jak to: się przeliczył?–Bo mnie się zdaje, że z Tolusia zrobią galaretę i z tego drugiego…–Kto?–Tamci.–Jacy tamci? Leniwiec jeszcze raz splunął i skrzywił się, jakby go ząb zabolał.–Oj, Kubuś, do jasnej Anielki, nie mów tak szybko, bo mi się wszystkopoplącze!Kubuś westchnął.Chciał krzyknąć jeszcze głośniej, ale się pohamował.–No dobrze… – powiedział przez zaciśnięte zęby.– Mów po kolei, bo nicz tego nie rozumiem.Leniwiec siąknął głośno.–Bracie, grubsza sprawa! Mnie się zdaje, że dwa trupy…–Kto?! – wrzasnął Kubuś.Złapał Leniwca za ramiona i potrząsnął nim jak rzeszotem.Leniwiec odsunął go ruchem pełnym zgorszenia.–Poczekaj, niech ci wszystko opowiem.– Wyjął z kieszeni małe,rumiane jabłko, wytarł je o spodnie, odgryzł kawałek: – Pierwszorzędne.Dwie sztuki za złotówkę.W budce na Czerniakowskiej.Kubuś jęknął i zrezygnowany usiadł na schodach.–Nie męcz mnie, bo ledwo żyję.–To było tak – powiedział nagle Leniwiec.– Ja kapowałem pod„Klonem”.Toluś Poeta przyszedł z tym drugim facetem z wąsikiem.Weszli do tego samego czerwonego baraku i, bracie, już nie wyszli…–Nie wyszli? – zdumiał się Kubuś.–Nie wyszli, tylko ich wynieśli.–Wynieśli? Jak to wynieśli?–Regularnie w skrzyni.–Skąd wiesz?–Ja już mam doświadczenie.I zresztą widziałem, bo Tolusiowi ciut -ciut nogi wystawały.Poznałem jego czarne buty.–W skrzyni? – Kubuś nie mógł opanować drżenia w głosie.– I co dalej?–Zapakowali na,,Żuka” i wywieźli.–Dokąd? Leniwiec przeczesał palcami krótko ścięte włosy.–Tak mi się widzi, że tam gdzie mnie… wtedy, co ci opowiadałem.–Fantastyczne! A gdzie to?–Co?–Ten garaż, o którym mi opowiadałeś.Tam gdzie oni przechowują te rulony.–O właśnie – uśmiechnął się Leniwiec – nie gniewaj się na mnie, ale naprawdę zapomniałem.–Poczekaj, może ja zapisałem w notesie.– Młody detektyw zaczął nerwowo przerzucać kartki czerwonego notesu.– Jest! – zawołał radośnie.– To było w sobotę… Zasnąłeś w skrzyni… Potem obudziłeś się w zabitej wiekiem pace… Potem dostałeś pięć złotych na autobus… Potem wróciłeś… – Kubuś urwał nagle, a po chwili dodał z westchnieniem: – A potem zapomniałeś, którym autobusem wracałeś.Czy teraz sobie nie przypominasz?–Kubusiu – powiedział delikatnie Leniwiec – nie gniewaj się, alenaprawdę nie mogę sobie przypomnieć…Leniwiec nie może sobie przypomniećNa schodach załopotały szybkie, drobne kroczki.Ktoś biegł do góry.Kubuś wychylił się przez poręcz.Na podeście pierwszego piętra ujrzał czarną czuprynkę Hipci i jej kraciaste spodnie.Za chwilę dziewczynka była już przy nich.–Co się stało? – zapytali jednocześnie.Hipcia uniosła dłoń do policzka.–Straszna draka! – powiedziała z przejęciem.– Była u mnie milicja!Pytali o tego Sportowca!–A skąd do ciebie trafili?–Byli u pani Baumanowej w sprawie parasola.Pani Baumanowa podała im mój adres.Dobrze, że mamy nie było w domu, bobym znowu oberwała.–Chwileczkę – wystękał Leniwiec.– Był taki facet w okularach zodstającymi uszami?–Tak.Skąd wiesz?Leniwiec uśmiechnął się tajemniczo.–Zgadza się.On już od soboty na niego kapował.To prawdziwydetektyw.–Przedstawił się, że jest oficerem służby śledczej.–Coś mu powiedziała?–Ja… nie wiedziałam, co powiedzieć, to powiedziałam, że nic nie wiem.–Jak mogłaś powiedzieć, że nic nie wiesz, skoro wiesz!Hipcia uśmiechnęła się po swojemu, nieco kpiąco, nieco filuternie.–Przecież my właściwie dotąd nic nie wiemy.W tym momencie Leniwiec złapał się za głowę.–Nie kłóćcie się.Trzeba ratować Tolusia Poetę i tego drugiego.–A co się stało? – zapytała Hipcia.Kubuś powiedział jej o ostatnich wiadomościach, które przyniósł Leniwiec.–W tym sęk – zakończył zatroskany – że Leniwiec nie może sobieprzypomnieć, jakim wracał autobusem.Leniwiec tarł w roztargnieniu czoło.–Zaraz, zaraz… a gdybym tak zjadł dużą porcję śmietankowych lodów,to jak myślicie, może bym sobie przypomniał?…Sytuacja była tak napięta, że nie mogli znaleźć innego wyjścia.–Raz kozie śmierć! – powiedział Kubuś.– Walimy do „Augustynki”.–Raz kozie śmierć! – powtórzyła Hipcia.Zaprowadzili Leniwca do „Augustynki”, zamówili największą porcję śmietankowych lodów, postawili lody przed chłopcem i drżąc z przejęcia i emocji, czekali, aż spałaszuje.Leniwiec spałaszował.Oblizał się z apetytem, wytarł rękawem koszuli usta i uśmiechnął się promiennie.–Pierwszoklaśne, ale nie gniewajcie się.Myślałem, myślałem i niemogłem sobie przypomnieć.Kubuś złapał się za głowę.–Co my teraz zrobimy?Leniwiec mlasnął.–A gdybym tak zjadł kawałek orzechowego tortu, to może wpadłoby mi coś do głowy.–On nas zrujnuje! – westchnęła Hipcia.–W takiej chwili nie można liczyć się z kosztami – stwierdził Kubuś i zamówił u kelnerki tort orzechowy.W napięciu patrzyli na Leniwca, jak wolno, systematycznie, kęs po kęsie, łyżeczka po łyżeczce konsumuje wielki kawał tortu.Wzywali wszystkie siły przyrodzone i nadprzyrodzone, by pomogły Leniwcowi w myśleniu.Tymczasem tort znikł już zupełnie z talerzyka.Leniwiec oblizał wargi, mlasnął:–Fantastyczny, jak żyję, takiego nie jadłem, ale nie gniewajcie się…–Jeszcze sobie nie przypomniałeś?! – zawołał zdenerwowany Kubuś.–Nie.–Może byś zjadł jakieś ciastko, bo na tort nie mam już forsy.–Nie.Mdli mnie – mruknął.– Nie gniewajcie się, ale główka dzisiaj nie pracuje.– To powiedziawszy wstał, przeciągnął się i ręką potrącił pusty talerzyk, który potoczył się z brzękiem i upadł na ziemię.Trach! Po podłodze posypały się drobne odłamki porcelany.Leniwiec drgnął, wyprostował się i naraz wydeklamował:–Sto osiem!…Dojeżdża się do pętli, potem idzie się kawałek przez pole i tam jest stary garaż.„Ciocia ma katar”Autobus zatrzymał się na końcowym przystanku.Była tam niedawno zbudowana pętla, daszek ochronny dla pasażerów, dwie ławki, a wokół ciągnęły się ogrody warzywne.Dalej! już tylko pole i kilka nędznych zabudowań.Zbliżał się wieczór.Wiatr naginał chuderlawe topole, szumiał w drutach przewodów elektrycznych.Kilku podróżnych rozsypało się w różnych kierunkach.Nasi detektywi raźnym krokiem ruszyli za Leniwcem.Prowadził ich najpierw wąziutką ścieżką wśród kartoflisk i zagonów kapusty.Po jakimś czasie skierował się na polną drogę.Szli wzdłuż gęstych głogów i tarnin.W pewnej chwili Leniwiec zatrzymał się przy starej, spróchniałej wierzbie.–To tam – pokazał wyciągniętym ramieniem.W kępie drzew stał niski budynek z surowej cegły.Był nie wykończony.Pozbawione dachu mury sterczały żałośnie wśród bujnej zieleni.Jedynie wysoka podmurówka z betonu trzymała się jeszcze krzepko.Z daleka wyglądała jak szara pręga.W środku widać było obite blachą drzwi.–Jesteś pewny, że to tutaj? – zapytał szeptem Kubuś.–Na sto dwa – odparł Leniwiec [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl