do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego siła fizyczna niemal dorównywała mojej, a może nawet była jej równa.Kręciliśmy się w kółko, ciężko stąpając, szarpiąc się i kopiąc.Żaden z nas nie mógł osiągnąć wyraźnej przewagi.Wtedy wyczułem rękojeść noża wciskaną mi w dłoń.Wbiłem jego ostrze w bok Hvaednira, raz, drugi, trzeci.Olbrzymi Hrunting zaryczał i szarpnął się w mym uścisku, lecz siły zaczęły go powoli opuszczać.Gdy zwolniłem chwyt, zwalił się na podłogę.Stojący za nim mały Awad wskazał na długi, zakrzywiony sztylet w mej dłoni.- Mój - wyjaśnił.- Dziękuję ci - odpowiedziałem, pochylając się nad leżącym przeciwnikiem.Szybko stwierdziłem, że Hvaednir, niedoszły król Ir, jest martwy.Pani Roska usiadła na łóżku, przykrywając swą nagość prześcieradłem i spytała:- Na bogów, Zdimie! Dlaczego go zabiłeś?- Co? Ależ, pani, usłyszałem krzyki o pomoc i dołożyłem wszelkich starań, by wypełnić twój rozkaz.Czyż nie życzyłaś sobie tego?- Ależ skąd! Nie mogłam jedynie pozwolić, by dostał to, co chciał bez żadnego oporu, lecz coś takiego! To może kosztować życie nas wszystkich.- Bardzo przepraszam, pani, lecz nikt mnie nie zapoznał z wszystkimi damskimi sztuczkami.Będę się jeszcze lepiej starał.- Mam nadzieję, mój biedny, drogi Zdimie.Moja tak zwana cnota nie ma znaczenia w tak wielkiej chwili.Jestem przecież wdową i mam tyle lat, że mogłabym być matką tego barbarzyńcy.Może nawet sprawiłby mi trochę przyjemności, gdyby mu się udało doprowadzić sprawę do końca.A później, jako jego kochanka, mogłabym nim manipulować dla dobra Ir.- Niemniej jednak to wszystko już jest za nami - zauważyła.- Teraz mamy podstawowe pytanie: co dalej?Usłyszałem wołanie Shnorriego:- Kuzynie Hvaednirze! Królewska Mość! Gdzie jesteś?- Shnorri jest naszą jedyną nadzieją - powiedziałem szybko.- Pozwólcie, że go tu ściągnę, proszę.- Nie czekając na odpowiedź wystawiłem głowę przez drzwi i zawołałem - Książę Shnorri! Tu, na górze! Przyjdź sam!- Czy coś się stało? - spytał, gdy wchodząc po schodach dojrzał mnie.- To pan oceni, książę.Źle czy dobrze, ale jest to decydująca chwila.Gdy zobaczył ciało Hvaednira, podbiegł do niego i upewnił się, że mężczyzna jest martwy.- Kto to zrobił? Jak to się stało?- Wyjaśnię - zacząłem stając w drzwiach na wypadek, gdyby Shnorri chciał wybiec i wezwać żołnierzy.W razie konieczności mogłem go zabić, powiedzieć strażnikom, że ich dowódcy zasnęli, i uciec z miasta.Gdy skończyłem, Shnorri stwierdził:- Mogłem przewidzieć, że ten pijany głupiec wpakuje się w coś takiego.Gdyby miał równie szlachetny umysł, jak wspaniałe ciało.Lecz co teraz? Wojownicy będą cię przypiekać na wolnym ogniu, jeśli się dowiedzą prawdy.Rozumiem cię, lecz tylko dlatego, że mieszkałem wśród Novarian, i dlatego jestem jedynie w połowie prawdziwym koczownikiem.- Panie - zapytałem - czy zauważyłeś to ciało na dole?- Tak, i chcę, żebyś mi to wyjaśnił.Przedstawiłem mu historię zabitego wojownika.- A teraz - zaproponowałem - zróbmy tak: powiemy żołnierzom, że pani Roska udała się do swego pokoju na spoczynek.Ten martwy człowiek, który był jedynie ogłuszony, a nie ciężko ranny, odzyskał przytomność, wślizgnął się po schodach do góry i próbował zgwałcić panią Roskę.Hvaednir, słysząc jej krzyki, pośpieszył na pomoc.W trakcie bijatyki obaj zadali sobie śmiertelne rany.W ten sposób nie będzie nikogo, kogo można by oskarżyć.Nastąpiła wymiana zdań na temat całego planu, lecz nikt nie mógł wymyśleć niczego lepszego.Roska przeszła do sąsiedniego pokoju, by się trochę ogarnąć, a ja zwróciłem się do Shnorriego:- Jeżeli już nomadowie mają rządzić Ir, to ty byłbyś lepszym władcą niż twój zmarły kuzyn.- Tylko nie ja! - odrzekł.- Będę szczęśliwy, gdy wydostanę się z tego zabójczego żaru i zabiorę ze sobą wojowników, zanim osłabią ich novariańskie luksusy.Plan Hvaednira był bardzo ryzykowny.Mądry człowiek mógłby go zrealizować, lecz to by osłabiło nasze plemię na stepie.A będziemy potrzebować każdego człowieka do walki z Gendingami.Pomóż mi przenieść ciało wojownika do pokoju na górze, by nasza historia miała choć pozory prawdopodobieństwa.XIIAdmirał DiodisPowiedziałem:- Książę Shnorri, przyszło mi na myśl, że powinniśmy z panią Roska opuścić Ir, zanim ogłosisz wiadomość o śmierci kuzyna.Jeśli któryś z twoich ludzi uzna, że cała historia wyglądała inaczej, nie chciałbym się znaleźć w ich rękach.Po krótkiej debacie Shnorri zgodził się z naszymi argumentami.Zeszliśmy na dół i Shnorri wezwał dowódcę.- Wyprowadź tych dwoje na zewnątrz Wieży Ardymana - polecił - i wydaj im konie z zapasowego stada generała.Piętnaście minut później byliśmy w drodze.- Dokąd teraz, Zdimie? - spytała Roska.- Sądzę, że admirał Diodis da nam najbardziej bezpieczne schronienie, dopóki cała sprawa nie ucichnie.Gdyby go zaatakowano, może popłynąć w dół Kyamos i na ocean.Miałem rację.Krzepki, szpakowaty admirał przywitał nas serdecznie na pokładzie swego flagowca.Ściągnął już ludzi na okręty i płaskodenna flota stała zakotwiczona w przyzwoitej odległości od brzegu, gdzie zaskoczenie było mało prawdopodobne.Usiedliśmy na pokładzie; podano nam do picia gorący płyn o brązowym kolorze.Admirał wyjaśnił:- W kraju, z którego ten napój pochodzi, to znaczy w Kuromon na Dalekim Wschodzie, nazywa się go „herbatą”.Przywozi się go do Sulimoru w postaci liści, stamtąd idzie do Janareth na Morzu Wewnętrznym, dalej lądem przez Lograms do Fedirunu i jeszcze raz przez morze do Ir.Miejmy nadzieję, że któregoś dnia będzie do kupienia również w Novarii.Potrzebny jest nam dobry napój, który by nie upijał ludzi.- A teraz, Zdimie, chętnie posłuchamy historii twych przygód.Zacząłem więc opowieść.Po kilku minutach zauważyłem jednak, że admirał Diodis i pani Roska nie zwracają na nią zbytnio uwagi.W istocie przyglądali się sobie, od czasu do czasu wymieniając półgłosem jakieś błahe komentarze.Często się uśmiechali czy wręcz wybuchali śmiechem.W pewnym momencie uznałem więc, że przerwę opowiadanie i będę się cieszył smakiem herbaty.Oni nawet tego nie zauważyli.Następnego dnia książę Shnorri i kilku jego wodzów podjechali na koniach do rzeki i zaczęli machać rękoma.Podpłynęliśmy do nich z admirałem długą łodzią na odległość głosu.- Wróćcie do Ir i życzcie nam dobrej drogi! - powiedział Shnorri.- Czy już się spakowaliście? - spytał admirał.- Oczywiście.Nie obawiajcie się, historia o śmierci mego kuzyna nie wywołała żadnych kłopotów.Ja zaś jestem nastawiony do was bardzo przyjaźnie.Mówił po novariańsku, więc jego wodzowie nie mogli go rozumieć.- Doceniamy to - odparł Diodis - lecz równie dobrze możemy się pożegnać tutaj.- Wiem, czego się obawiacie, ale to nie jest tak.W południe muszę podpalić stos pogrzebowy kuzyna i wydać rozkaz do wymarszu.Byłoby dobrze, gdybyś się tam znalazł również ty, admirale, gdyż uważam, że Ir jest winne i tobie jakieś pieniądze.Mógłbyś przedstawić swoją wycenę.- Przecież ogołociliście całe miasto.- Nie, wziąłem jedynie tyle, ile nam się należało zgodnie z umową Zdima.Reszta powinna pokryć żądania Zolonów.Jeśli nam nie wierzysz, weź ze sobą marynarzy dla ochrony.Albo zostań na okręcie, jeśli wolisz, i spróbuj odzyskać swoją należność od syndyków później, gdy ich wdzięczność osłabią kazuistyka i własny interes.- Przyjedziemy - odpowiedział krótko admirał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl