do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co w tym dziwnego?- ¯e ona ma uchwyty.Z do³u zabrzmia³ przeraŸliwy krzyk.To któryœ z czarodziejów próbowa³ wciemnoœci otworzyæ wieko Baga¿u.Huk od strony spi¿ar­ni œwiadczy³ o nadejœciugrupy Oœwieconych Magów Nieprzerwane­go Krêgu.- Jak myœlisz, czego oni tu szukaj¹? - szepn¹³ Dwukwiat.- Nie wiem, ale chyba lepiej siê tego nie dowiadywaæ - odpar³ po namyœleRincewind.- Mo¿e masz racjê.Rincewind ostro¿nie pchn¹³ drzwi.Nikogo nie by³o.Na palcach podbieg³ do oknai spojrza³ na zwrócone w górê twarze Braci Obrz¹d­ku Pó³nocy.-To on!Wycofa³ siê jak najszybciej i pobieg³-do schodów.Scena na dole by³a nie do opisania.Poniewa¿ jednak za pano­wania OlafaQuimby II takie stwierdzenie grozi³o kar¹ œmierci, lepiej podejmiemy próbê.Przede wszystkim wiêkszoœæ obecnych magów usi³owa³a rozjaœniæ pomieszczenierozmaitymi p³omieniami, ognisty­mi kulami i czarodziejskimi poœwiatami, arezultat tych prób przywo­dzi³ na myœl dyskotekê w fabryce lampstroboskopowych.Ka¿dy starai siê zaj¹æ pozycjê, z której móg³by obserwowaæwszystkich pozosta­³ych, jednoczeœnie nie nara¿aj¹c siê na ataki.I absolutnieka¿dy chcia³ trzymaæ siê jak najdalej od Baga¿u, który zapêdzi³ w k¹t dwóchSzacownych Proroków i groŸnie k³apa³ wiekiem na wszystkich, którzy siêzbli¿ali.Mimo to jeden z magów przypadkiem zerkn¹³ w górê.- To on!Rincewind odskoczy³ i coœ wpad³o mu na plecy.Obejrza³ siê szyb­ko iwytrzeszczy³ oczy, widz¹c Dwukwiata siedz¹cego na miotle.która p³ynê³a wpowietrzu.- Czarownica musia³a jej zapomnieæ - wyjaœni³ Dwukwiat.- To prawdziwa lataj¹camiot³a.Rincewind zawaha³ siê.Z miot³y strzela³y oktarynowe iskry, a on nie lubi³wysokoœci prawie najbardziej ze wszystkiego.Jednak w grun­cie rzeczynajbardziej ze wszystkiego nie lubi³ widoku dziesi¹tki roz­z³oszczonych iantypatycznych magów, którzy pêdz¹ ku niemu po schodach.A to w³aœnie widzia³.- Zgoda - rzek³.- Ale ja prowadzê.Kopn¹³ maga, który doszed³ ju¿ do po³owy Zaklêcia Spêtania.Wskoczy³ na miot³ê.Ta sp³ynê³a nad schodami, po czym odwróci³a siê do³em do góry, przez coRincewind znalaz³ siê oko w oko z Bratem Pó³nocy.Wrzasn¹³ i konwulsyjnie szarpn¹³ uchwyty kierownicy.Kilka rzeczy wydarzy³o siê wtedy jednoczeœnie.Miot³a pomknê³a do przodu i wulewie okruchów przebi³a œcianê; Baga¿ podskoczy³ i ugryz³ Brata w nogê; atak¿e z niezwyk³ym œwistem znik¹d pojawi³a siê strza³a, o kilka cali minê³aRincewinda i z g³oœnym stukiem trafi³a w wieko Baga¿u.Baga¿ znikn¹³.W ma³ej wiosce w g³êbi lasu stary szaman dorzuci³ do ognia kilka ga³¹zek iprzez dym spojrza³ na zawstydzonego ucznia.- Skrzynia z nogami? - zapyta³.- Tak, mistrzu.Spad³a z nieba i popatrzy³a na mnie.- Mia³a wiêc oczy ta skrzynia?- N.- zacz¹³ niepewnie uczeñ i przerwa³.Starzec zmarszczy³ brwi.- Wielu ogl¹da³o Topaxci, Boga Czerwonego Grzyba, i ci zas³u¿y­li na imiêszamana - oœwiadczy³.- Niektórzy widzieli Skelde, ducha dymu, i tych nazywamyczarownikami.Nieliczni dost¹pili ³aski ujrze­nia Umcherrel, duszy lasu, i ciznani s¹ jako w³adcy duchów.Nikt jed­nak nie spotka³ skrzyni z setkami nó¿ek,bo tych zwalibyœmy idio.Do przerwania zmusi³ go nag³y krzyk, zawierucha œniegu i iskier.G³ownierozsypa³y siê po ca³ej chacie.Mignê³a krótkotrwa³a, niewy­raŸna wizja, coœroznios³o œcianê i zjawisko zniknê³o.Przez d³ug¹ chwilê trwa³a cisza.Potem trwa³a przez chwilê nieco krótsz¹.Wreszcie stary szaman odezwa³ siê niepewnie.- Nie widzia³eœ przypadkiem dwóch ludzi, którzy lecieli do góry nogami namiotle, wrzeszczeli i krzyczeli na siebie nawzajem? Ch³opiec spojrza³ na niegospokojnie.- Z pewnoœci¹ nie - odpar³.Starzec westchn¹³ z ulg¹.- Dziêki niech bêd¹ bogom - rzek³.- Ja te¿ nie.W domku panowa³ chaos, poniewa¿ nie tylko ka¿dy z ma­gów chcia³ œcigaæ miot³ê,ale te¿ ka¿dy próbowa³ uniemo¿li­wiæ to pozosta³ym.Doprowadzi³o to do seriipo¿a³owania godnych wypadków.Najbardziej spektakularny, a przy tymnajbar­dziej tragiczny, zdarzy³ siê, gdy jeden z Proroków chcia³ u¿yæ swychsiedmiomilowych butów, pomijaj¹c odpowiednie wstêpne zaklêcia i przygotowania.Siedmiomilowe buty, jak ju¿ wspomniano, s¹ w najlepszym razie doœæ kapryœn¹form¹ magii.Prorok zbyt póŸno sobie przypomnia³, ¿e najwy¿szej ostro¿noœciwymaga metoda transportu, której efektywnoœæ - skoro ju¿ mowa o konkretach -opiera siê na próbie ustawienia jednej stopy podró¿nego o siedem mil oddrugiej.Szala³y ju¿ pierwsze œnie¿ne burze i trzeba przyznaæ, ¿e wiêksz¹ czêœæ Dyskuokrywa³y podejrzanie gêste chmury.A mimo to z góry, w srebrzystym œwietlemaleñkiego ksiê¿y­ca, Dysk by³ jednym z najpiêkniejszych widoków w ca³ymmultiversum.D³ugie na setki mil wstêgi chmur siêga³y spiralami od wodospa­duna Krawêdzi a¿ do Osi.W lodowatej, kryszta³owej ciszy pasma te migota³y jakszron w blasku gwiazd, wiruj¹c prawie niezauwa¿alnie, zupe³nie jakby Bógnajpierw zamiesza³ kawê w fili¿ance, a potem dola³ œmietanki.Nic nie zak³Ã³ca³o tej wspania³ej sceny, która.Coœ ma³ego i dalekiegoprzebi³o warstwê chmur, ci¹gn¹c za sob¹ strzêpy pary.W stratosferycznej ciszyk³Ã³tnia rozbrzmiewa³a wyraŸnie i g³oœno.- Mówi³eœ, ¿e umiesz nimi lataæ!- Wcale nie! Powiedzia³em tylko, ¿e ty nie umiesz!- Przecie¿ nigdy nie próbowa³em!- Có¿ za zbieg okolicznoœci!- Ale powiedzia³eœ.Popatrz na niebo!- Tego nie mówi³em!- Co siê sta³o z gwiazdami?I w taki to sposób Rincewind i Dwukwiat, jako pierwsi ludzie na Dysku,dowiedzieli siê, co skrywa przysz³oœæ.Tysi¹c mil za nimi osiowy szczyt CoriCelesti wbija³ siê w niebo i na wrz¹ce chmury rzuca³ cieñ jasny jak klinga, tak¿e bogowie równie¿ powinni coœ zauwa¿yæ.Jed­nak bogowie rzadko spogl¹daj¹ wniebo, zreszt¹ w tej chwili zajêci byli sporem z Lodowymi Gigantami, którzy niechcieli przyciszyæ radia.Poza Krawêdzi¹, tam dok¹d p³yn¹³ Wielki A'Tuin, coœ wymiot³o z nieba gwiazdy.Pozosta³a tylko jedna, czerwona i z³owieszcza, gwia­zda jak b³ysk w okuwœciek³ej nutrii.By³a niewielka, przera¿aj¹ca i nie­ustêpliwa.A Dysk sun¹³prosto na ni¹.Rincewind dok³adnie wiedzia³, jak siê zachowaæ w takiej sytuacji.Wrzasn¹³ iskierowa³ miot³ê prosto w dó³.Galder Weatherwax stan¹³ poœrodku oktogramu i wzniós³ ramiona.- Urshalo, dileptor, c'hula, wype³nijcie moje rozkazy! Ob³oczek mg³y uformowa³mu siê nad g³ow¹.Trymon sta³ ponu­ry na brzegu magicznego krêgu.Mag zerkn¹³na niego.- Nastêpny kawa³ek robi wra¿enie - powiedzia³.- Uwa¿aj.Kot - b'hai! Kot-sham! Przyb¹dŸcie, duchy ma³ych samotnych ska³ i zmar­twionych myszy nied³u¿szych ni¿ trzy cale!- Co? - nie zrozumia³ Trymon.- Wymaga³o to d³ugich studiów - przyzna³ skromnie Galder.- Zw³aszcza myszy.Doczego doszed³em? Aha.Znowu uniós³ ramiona.Trymon obserwowa³ go, z roztargnie­niem oblizuj¹c wargi.Stary dureñ naprawdê siê koncentrowa³, sku­pia³ umys³ na zaklêciu i nie zwraca³na Trymona uwagi.S³owa mocy toczy³y siê po komnacie, odbija³y od œcian i chowa³y za pó³kami is³ojami.Trymon zawaha³ siê.Galder przymkn¹³ oczy i z wyrazem ekstazy wyrzuci³ ostatnie s³owo.Trymon napi¹³ miêœnie, raz jeszcze obejmuj¹c palcami nó¿.A Galder otworzy³jedno oko, skin¹³ na niego i pos³a³ w bok strumieñ mocy, który pochwyci³ uczniai cisn¹³ nim o œcianê.Galder mrugn¹³ porozumiewawczo i po raz kolejny wzniós³ rêce.- Do mnie, duchy [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl