do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy skończył, zaraz zmienił temat.- A właściwie co to jest? - Oczami pokazał swój talerz wypełniony jedzeniem.- Kimchi.Wieprzowina, ziemska kapusta, czosnek, pieprz i inne zioła.Wspaniałe danie, ale tego się nie wącha, to się spożywa.- Czy teraz domyśla się pani, dlaczego nie użyto zwykłego ładunku rozpryskowego?Haines zaczęła szukać w głowie odpowiedzi.Sten sięgnął do kieszeni, skąd wydobyłzniekształconą kulę od łożyska.Położył ją na stole, po czym rzekł:- Fala uderzeniowa była ukierunkowana.Miała zabić wszystkich w barze.Dla pewności dodano jeszcze to żelastwo.Tylko jeden boks uszedł cało.Kojarzy pani?Lisa odsunęła talerz, splotła palce i zaczęła głośno myśleć.- Zamachowiec chciał zabić obecnych w “Covenanter" gości z wyjątkiem tych, którzy znajdą się w boksie.Gdyby Alain i ten wasz wysłannik siedzieli na swoich miejscach, skończyłoby się na.wstrząsie, może niewielkich zadrapaniach od drzazg.Nie odnieśliby żadnych poważnych obrażeń, prawda, kapitanie?- Właśnie.- Zamachowiec wiedział o tym boksie.i że Alain będzie tam owej nocy.- Haines gwizdnęła bezgłośnie, jednocześnie sięgając po piwo.- A zatem morderstwa dokonano na tle politycznym.Jasny gwint!Sten przytaknął ponuro i poszedł zamówić jeszcze dwa piwa.- Sprawa wydaje się diabelnie złożona.Ktoś doskonale wiedział o każdym kroku Alaina.I to ze sporym wyprzedzeniem - orzekła policjantka, gdy Sten wrócił do stolika.- Ma pani rację.Chociaż wcale mnie to nie cieszy.- Kurczę pieczone - warknęła Lisa.- Cholerni politycy! Czemu nie trafił mi się jakiśsympatyczny seryjny morderca-gwałciciel?Sten nie słuchał.Coś mu zaświtało.Bez słowa wyszarpnął dziewczynie czytnik i zaczął czegoś szukać w raporcie.- Zabójstwo - ciągnęła coraz bardziej przygnębiona Lisa.- Znaczy, robota zawodowcawynajętego przez kogoś siedzącego tak wysoko, że w życiu palcem go nie tkniemy.A ja wyląduję w zapadłym komisariacie za kołem podbiegunowym.- Może jednak nie - mruknął Sten.- Jak to było z bombą? Miała najwyżej ogłuszyć Alaina, prawda? A co później?- Trudno powiedzieć?- A jednak.Proszę pomyśleć.Czemu ambulans się zjawił, zanim sierżant wezwał pogotowie?Czy nie sądzi pani, że.Haines już zrozumiała.Nie dopiła nawet piwa, tylko pobiegła za Stenem do wozu.Rozdział jedenastySzpital portu Soward zdradzał osobliwe podobieństwo do nietypowej budowy ciała knidarianina- recepcjonisty urzędującego przed izbą przyjęć.Prowizoryczny punkt pierwszej pomocy rozrastałsię z latami, by podołać przypadkom przywożonym z kosmodromu i jego okolic.Jednak ruch nasilał się niemal z każdym dniem, a to statek runął przy lądowaniu, a to ktoś spadł z drabiny do kwasu.W efekcie szpital też musiał się rozbudowywać.Proces ten był nader nieuporządkowany.Wedle potrzeb dodawano kolejne lądowiska dla ambulansów czy sale zabiegowe, niestety coraz bardziej zaniedbując oddziały dla nieludzi.Tym sposobem placówka wyróżniała się nawet na tle imperialnej służby zdrowia.Wszechwładnego chaosu nie potrafiły okiełzać ani komputery dużej mocy, ani precyzyjnieopracowany system kart identyfikacyjnych.Sten i Haines czekali przy wielkim kręgu recepcyjnym.Zewnętrzną jego część zalegały sterty wszelkich papierzysk, w wewnętrznej zaś mieścił się podłączony do sieci komputer, zapewne bardziej złożony niż strategiczne komputery armii.Pomiędzy blatami miotał się urzędnik, jeden w wielu osobach, gdyż był to, jak wspomnieliśmy, knidarianin: inteligentny polip żyjący zawsze w koloniach, zupełnie jak ziemskie koralowce.Osobnik naprzeciwko Stena, nazwijmy go polipem A, właśnie wyrwał z pasją jakąś wodoodporną dyskietką polipowi B i rzucił ją na drugi koniec recepcji innemu koledze (na oko polipowi R), usunął macki polipa C ze swojego terminala i wreszcie raczyłzwrócić uwagę na dwójkę czekających ludzi.Głos miał charkotliwy i ponury, dziwnie pasujący do panującego wkoło szpitalnego szaleństwa.Jakieś odziane na biało indywidua przemykały z noszami antygrawitacyjnymi.Pod ścianami stali, siedzieli albo leżeli nowi pacjenci, a ich krewni zawodzili i łkali rozgłośnie.- Sami widzicie, co tu się dzieje? - warknął polip, bębniąc mackami w dno pustego pojemnika na pokarm.- Policja - rzuciła sucho Lisa pokazując swój identyfikator.Gdy musnęła kartę wskazującym palcem, kwadrat z danymi zajaśniał przelotnie.- Znów glina [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl