do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fuchs z sarkazmem mówił o „udrożnieniu arterii”.– Musimy wyłączyć główny wymiennik, żeby go naprawić – oznajmił Bahadur.Tyle zrozumiałem.– Na jak długo? – zapytał Fuchs.– Dwie godziny.Może więcej.Fuchs postukał szybko w klawiaturę na podłokietniku, potem wbił oczy w swój główny ekran.Widniał na nim wykres, który niewiele mi mówił poza tym, że kolor zmieniał się znacząco z jasnoniebieskiego przez wściekły róż do jaskrawej strażackiej czerwieni.Siatkę współrzędnych przecinała pojedyncza krzywa z białą kropką, mrugającą na skraju niebieskawego pola.– W porządku – powiedział Fuchs.– Odłącz go.Masz dwie godziny, nie więcej.– Tak jest.Rzecz jasna, trwało dłużej.Fuchs polecił zwiększyć wysokość, gdzie powinno być trochę chłodniej.Jak zrozumiałem, w grę wchodziła różnica kilkudziesięciu stopni.Miałem rozpaczliwą nadzieję, że w dwustu stopniach Celsjusza wytrzymany trochę dłużej niż w dwustu pięćdziesięciu.Statek podniósł się powoli.Wartości na wysokościomierzach powiększały się, ale temperatura na zewnątrz kadłuba spadała nieznacznie.Wewnątrz robiło się coraz goręcej.Siedzieliśmy na mostku, dosłownie kąpiąc się we własnym pocie.Temperatura systematycznie wzrastała.Patrzyłem, jak mrugający biały kursor przesuwa się wzdłuż krzywej z obszaru niebieskiego na różowy, nieuchronnie zmierzając w kierunku czerwonego, który oznaczał niebezpieczeństwo.Marguerita odezwała się z izby chorych.– Mam tu człowieka, który według programu diagnostycznego doznał udaru cieplnego.Za jej zatroskaną twarzą widziałem mężczyznę leżącego na stole, z zamkniętymi oczami, twarzą zlaną potem, w przemoczonym kombinezonie.– Baldansanja – mruknął Fuchs.– Potrzebuję go przy pompach.Musimy wyjść z tej zupy, wspiąć się na chłodniejszą wysokość.– Jest kompletnie wyczerpany.– Daj mu parę tabletek soli i każ wracać do pomp.– Ale według program diagnostycznego ten człowiek powinien odpocząć! – sprzeciwiła się Marguerita.– Odpocznie po naprawieniu wymiennika – odparł Fuchs.– Potrzebuję każdego dżula, jaki można wycisnąć z pomp.Nie obchodzi mnie, co będziesz musiała zrobić, żeby do nich wrócił.– Po raz pierwszy widziałem, że naprawdę się martwi.Mężczyzna poruszył się i otworzył oczy.– Kapitanie, proszę wybaczyć mi tę słabość – wyszeptał po angielsku.– Wstawaj na nogi, Sanja – powiedział Fuchs łagodniejszym tonem.– Statek cię potrzebuje.– Tak jest.Rozumiem, sir.Fuchs wyłączył obraz z izby chorych, nim Marguerita zdążyła zaprotestować.Po paru minutach Baldansanja zameldował się ze stacji pomp na rufie statku.Mówił słabym głosem, ale Fuchs był zadowolony, że znów jest na służbie.Po prawie trzech godzinach zgłosił się Bahadur.Po angielsku oznajmił:– Wymiennik ciepła podłączony, kapitanie.Był brudny, łysina mu lśniła i strumyczki potu ściekały w brodę, ale szczerzył się niemal od jednego złotego kolczyka w uchu do drugiego.Widziałem już taką minę: był to zmęczony, triumfalny uśmiech sportowca, który właśnie pobił rekord świata.Przeniosłem spojrzenie na wykres.Biały kursor mrugał na skraju czerwonej strefy.Fuchs nawet nie pogratulował.– Jak długo będzie podłączony?– Bezterminowo, kapitanie! Jak długo będzie potrzebny.– Naprawdę?– Jeśli nasilimy zabiegi konserwacyjne – odparł Bahadur.– Należy sprawdzać i czyścić każdy przewód z osobna co dwadzieścia cztery godziny, sir.Pocierając ręką szeroką szczękę, Fuchs powiedział:– Tak, wydam odpowiednie rozkazy.Wskazał na mnie.– Daj mi stację pomp, Humphries.– Tak jest.Ponury Baldansanja siedział na podłodze przed skupiskiem wskaźników.Skórę miał suchą, oczy wytrzeszczone, tętno przyspieszone.Zastanowiłem się, co takiego zaaplikowała mu Marguerita.– Sanja – powiedział Fuchs – schodzimy na dół.Niebezpieczeństwo zażegnane.Zgłoś się do izby chorych.– Będę monitorować pompy, kapitanie – oznajmił mechanik stanowczo.– Zgłoś się do izby chorych.Nie zmuszaj mnie do powtórzenia rozkazu.Oczy mężczyzny zrobiły się jeszcze większe.– Tak jest.Już idę, kapitanie.Po jakimś czasie temperatura na mostku spadła do bardziej znośnego poziomu.Fuchs odwołał stan alarmowy, ale wtedy nadszedł czas na moją wachtę, więc zostałem przy konsoli łączności.Fuchs zwolnił mnie na dziesięć minut, żebym mógł coś zjeść i skorzystać z łazienki.Wróciłem po dziewięciu minutach i trzydziestu sekundach.– Słyszałeś o starożytnym prawie Murphy’ego, Humphries? – zapytał, siedząc na kapitańskim fotelu.– Jeśli coś może pójść źle, to pójdzie – odparłem i spiesznie dodałem: – sir.– Wiesz, co za nim stoi?– Co stoi, sir? Parsknął lekceważąco.– Uważasz się za kogoś w rodzaju naukowca, prawda? W takim razie powinno cię zaciekawić, co stoi za tym fenomenem.Jakie są przyczyny.– Tak jest.– Dlaczego klimatyzacja psuje się w czasie najgorętszego okresu lata? Dlaczego nasz wymiennik ciepła nawalił, gdy jest najbardziej potrzebny?Zrozumiałem, do czego zmierza.– Bo jest maksymalnie eksploatowany.– Właśnie – powiedział, odchylając się na oparcie fotela.– Teraz powiedz mi, co jeszcze wysiądzie? Gdzie teraz uderzy Murphy?Musiałem to przemyśleć.Potrzebowaliśmy wymiennika ciepła, żeby nie ugotować się żywcem w trakcie schodzenia w atmosferę Wenus.Potrzebowaliśmy też systemów podtrzymywania życia, ale nie bardziej niż w dniu, w którym załoga weszła na pokład, na orbicie Ziemi.– I co? – przynaglił mnie Fuchs.– Pompy – strzeliłem.– Pompy, dzięki którym opadamy, bo napełniają powłokę zewnętrznym powietrzem.– I trzymamy trym – dodał.– A kiedy będziemy gotowi ruszyć w górę – myślałem na głos – pompy muszą wypchnąć powietrze z powłoki, żeby nas odciążyć.– Doskonale, Humphries – pochwalił mnie drwiąco.– Co za inteligencja! Po zakończeniu wachty pójdziesz do Sanji i zaczniesz się uczyć obsługi pomp.– Ja?– Ty.Marnujesz swoje talenty przy konsoli łączności.To zbyt proste zadanie dla człowieka o twoim geniuszu.Czepiał się, a ja nie miałem pojęcia, dlaczego.Dwoje techników obecnych na mostku miało kamienne miny, jak zwykle, choć wydało mi się, że wymienili znaczące spojrzenia.– Tak, Humphries – mówił Fuchs – czas, żebyś ubrudził swoje białe jak lilia rączki.Trochę prawdziwej roboty, a jeszcze będzie z ciebie mężczyzna, wspomnisz moje słowa.Zdecydowanie dostrzegłem cień uśmiechu na ustach dyżurnej.Fuchs zrobił ze mnie cel pogardliwych żartów.Dlaczego?Niedługo później Fuchs zszedł z mostka i jego miejsce zajęła Amarjagal, pierwszy oficer.Obrzuciła mnie kosym spojrzeniem, lecz nic nie powiedziała.Po wachcie wyszedłem na korytarz z zamiarem znalezienia Baldansanji, żeby rozpocząć naukę obsługi i konserwacji pomp.Dotarłem tylko do otwartych drzwi kabiny kapitana.– Popatrz na to, Humphries – zawołał Fuchs.Był to rozkaz, nie prośba, wiedziałem.Wszedłem do kabiny i zobaczyłem, że na ekranie ściennym widnieje teren pod nami, żarzący się w ciemnościach wenusjańskiej nocy.– Jak miltonowskie jezioro ognia – powiedział, patrząc posępnie na jałową skałę.Dotknął kontrolki na biurku i lampy sufitowe zgasły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl