do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Widziałam je – odparłam.Max był wykończony tą rozmową, więc odpowiedziałam na pytanie w jego oczach, by nie musiał go zadawać.– Mimo wszystko to był wypadek, Max.Taka jest prawda, do cholery.– Dobrze.Wiedziałam, że później będzie czas, by go zapytać, co miał na myśli.Zamknął oczy i Chrystal wyprosiła mnie z pokoju.===b19nVjRRNVQxBmVSY1EwU2FWM1VhUGRWMwVjADUBMAg=5419 sierpnia 2011, godzina 20.00Nie zgłaszając natychmiast swoich podejrzeń wobec mnie, Max i tak już przekroczył granicę.Miałam nadzieję, że za nią pozostanie przy odrobinie szczęścia.Miałam zamiar przypomnieć mu później, że gdyby mi uwierzył, kiedy mu mówiłam o porwaniu Coleman, nie dałby się postrzelić.Tak jak mu powiedziałam, sam był sobie winien.Chciałam też wspomnieć, że hałas, którego narobiłam, wybijając drzwi kopniakiem, odwrócił uwagę Emery’ego, a i on sam się wtedy odwrócił, więc strzał nie trafił prostopadle.I że zabiłam Emery’ego, żeby ratować mu życie.Okej, to ostatnie nie do końca było prawdą, bo po pierwsze myślałam, że już nie żyje, a po drugie, to nie była moja zasługa.Wzięłam to zabójstwo na siebie tylko po to, by ratować karierę Coleman i choć po części zadośćuczynić za swoje błędy.Ale jeśli kłamstwo mogło posłużyć w dobrej sprawie, nie miałam wyrzutów sumienia.Pozostało mi jeszcze tylko przetrwać resztę dnia z Carlem – przygotować kolację, jeść, czytać, jakby życie toczyło się tak samo.Ale po wieczornym spacerze Mopsów, w porze, kiedy powinniśmy przebrać się w szlafroki, napić ciepłego mleka i pooglądać jakieś nudy w telewizji, żeby się wyciszyć, nastrój zrobił się jeszcze bardziej napięty.Carlo wziął kluczyki do auta z haczyka przy drzwiach do garażu i oznajmił:– Chodź, pora na przejażdżkę.Spojrzałam na zegar nad kuchenką.Była dokładnie ósma, dwudziesta zero zero, okrągła godzina, kiedy zaczyna się działać, jeśli powzięło się jakiś plan i czekało cały dzień, by wprowadzić go w życie.Z gardła wyrwał mi się histeryczny chichot.– Jezu kochany, tak mówi mafia, kiedy chce cię ukatrupić.Carlo, raczej ze smutkiem niż z gniewem, odparł:– Proszę cię, opuść gardę, kochana.Stawką jest nasze małżeństwo.– I otworzył drzwi do garażu, by puścić mnie przodem.Wsiadłam do jego volvo, nie okazując zbytniej potulności.W milczeniu pojechaliśmy drogą na Golder Ranch, potem skręcił na południe w Oracle i pomyślałam: nie, niemożliwe, że pozwolił mi się snuć po domu przez cały dzień i zjadł moją kolację, żeby teraz wywieźć mnie z powrotem do Coleman.I nie zrobił tego.Naprzeciw wschodniego wejścia na Targowisko Oro Valley, na skrzyżowaniu Oracle i Tangerine, Carlo skręcił nagle w lewo, w stronę gór, w ciemność Parku Narodowego Catalina.Owszem, urządzaliśmy tu sobie wycieczki i tu do mnie strzelano, ale po raz pierwszy znalazłam się w parku w nocy.Nie wiedziałam nawet, że można tu wjechać po zachodzie słońca.Nie zapalając długich świateł, Carlo powoli przejechał półtora kilometra serpentyny do parkingu, z którego za dnia widzielibyśmy wszystkie szlaki rozchodzące się ze wspólnego wejścia.Teraz, po ciemku, ostatnią rzeczą, jaką zobaczyłam, był pająk wielki jak dłoń, przełażący przez snop świateł, zanim Carlo je wyłączył.Przez chwilę siedzieliśmy w kompletnej ciemności, nie widząc się nawzajem.Jeśli to był jego show, to niech mówi.Ja byłam zbyt przygnębiona i zmęczona, żeby mu pomagać.Kiedy tak czekałam, moje oczy przywykły do ciemności i choć wciąż nie widziałam profilu Carla, zaczęłam dostrzegać zarys gór na wschodzie, widoczny tylko jako bezgwiezdna sylweta.Dopiero teraz zauważyłam, że dziś nie ma księżyca; może i był, tylko już zaszedł.Potem, jakby wysączyła się z czerni, ukazała mi się bladoszara smuga przecinająca niebo od prawa do lewa.Carlo powiedział mi kiedyś, że to Droga Mleczna.Właśnie taka jest Droga Mleczna: tyle gwiazd, że właściwie nie widać ich pojedynczo.Można powiedzieć, szersza perspektywa.– Trudno mi zacząć – zaczął w końcu Carlo.– Będziesz delikatny.Nie umiesz inaczej.– Chcę powiedzieć, że kiedy tak długo żyje się kłamstwami, nie bardzo umie się wyrażać myśli tak, by można w nie było uwierzyć.Trudno się zorientować, gdzie jest prawda.Nikt nie wiedział tego lepiej ode mnie.– Muszę ci powiedzieć, że jestem bardzo zmęczona, ciągle jeszcze obolała i nie myślę jasno.– Tak – odparł Carlo.– Zdaję sobie z tego sprawę.I dlatego robimy to dzisiaj, kiedy jest ciemno, a ty nie zdążyłaś założyć maski.Być może to jedyny moment w naszym związku, kiedy mam nad tobą przewagę i chyba nie jestem z tego dumny.– Ty nigdy nie chciałeś wiedzieć – powiedziałam, nienawidząc płaczliwej nuty w moim głosie.– Robiłam tylko to, czego ode mnie oczekiwałeś.On też mówił tonem pokrzywdzonego.– Chyba wiem, o czym mówisz, ale nie to mnie gryzie.Ty mnie gryziesz.Teraz kiwałam głową, byle tylko mówił dalej.Tak jak z Emerym, kiedy twoje życie jest zagrożone, masz szansę przetrwania, dopóki twój przeciwnik mówi.Większość ludzi nie potrafi jednocześnie mówić i zabijać.Zastanówcie się nad tym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl