do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zabójstwa nie ustały, w ciągu następnych dwudziestu czterech godzin mogą zginąć ostatni z łamed wowników.Kto wie, co się wtedy wydarzy.Nie powstrzymasz tego samotnie, rabbi.Chcemy ci pomóc, a ty musisz pomóc nam.Musisz, w imię HaSzema.W imię Niewysłowionego, w imię samego Boga.To był ostateczny argument, któremu nikt szczerze wierzący nie mógł się przeciwstawić.Czy TC użyła go, ponieważ wiedziała, który guzik przycisnąć? Czy też może jej słowa były wynikiem szczerej obawy o los świata? Will nie był tego pewien, lecz gdyby miał zgadywać, to ku swojemu wielkiemu zdumieniu wybrałby tę drugą możliwość.Pomimo całego sceptycyzmu, pomimo dziesięciu lat spędzonych poza Crown Heights, bekonu na śniadanie i kolczyka w pępku, motywowała ją teraz nie tylko chęć niesienia pomocy jemu czy uchronienia pozostałych przy życiu prawych ludzi.Uświadomił sobie, że napędza ją ni mniej, ni więcej tylko obawa o los świata.- Zostało nam bardzo niewiele czasu, Towa Chaya - po-325 wiedział rabbi Freilich, zdejmując okulary.Na jego twarzy malowała się udręka.- Próbowaliśmy już wszystkiego i nie wiem, co jeszcze moglibyście zrobić.Ale powiem wam wszystko, co wiem.Freilich niespodziewanie wstał i ruszył do drzwi frontowych.Włożył płaszcz i kapelusz i bez słowa pokazał Willowi i TC, żeby szli za nim.Na zewnątrz panowała cisza, jakiej Will jeszcze nigdy nie doświadczył w mieście.Ulice były wyludnione.Nie jeździły samochody, ponieważ w Jom Kippur poruszanie się pojazdami było zabronione.Czasami przeszła grupka młodych ludzi w szalach modlitewnych.Nie czuło się świątecznej radości, Crown Heights wydawało się raczej spowite całunem kontemplacji i cichych rozmyślań, jak gdyby cała dzielnica stała się wielką synagogą na otwartym powietrzu.Will był zadowolony, że się przebrał, gdyż dzięki temu mógł się poruszać swobodnie, nie zakłócając tego wyjątkowego nastroju.Kierowali się w stronę synagogi.Po raz kolejny zastanawiał się, czy nie zmierzają prosto do jaskini lwa, prowadzeni właśnie przez tego lwa.Nie weszli jednak do świątyni, lecz do budynku obok, który zupełnie nie pasował do otoczenia.Był z czerwonej cegły i przypominał budynki college’u w Oksfordzie, zabytkowy jak na Nowy Jork.Na zewnątrz kłębił się tłum mężczyzn, wylewający się ze środka.Nie musieli się jednak przepychać, gdyż ludzie ustępowali im z drogi, gdy tylko spostrzegli rabbiego.Will widział uniesione ze zdziwienia brwi.Sądził, że chodzi o niego, lecz kiedy spojrzał na idącą z opuszczoną głową TC, zrozumiał: szokowała ich obecność kobiety w tym zastrzeżonym dla mężczyzn miejscu.TC wyjaśniła mu to szeptem.Wchodzili do domu wielkiego rabbiego.Tu właśnie mieszkał i dom służył mu też jako biuro.Will wybałuszył oczy.Już tutaj był, dwie doby temu.Dotarli do schodów i tłum się przerzedził.Weszli na górę, w pusty korytarz.Prosto w pułapkę, pomyślał Will.Rabbi Freilich otworzył przed nimi drzwi.Dalej były następne, nie wszedł jednak przez nie, lecz zatrzymał się, chcąc coś wyjaśnić TC.- Chciałbym ci uzmysłowić, że to, co zaraz zobaczysz, jest świadectwem naszej desperacji.To obraza Jom Kippur, do której nigdy nie doszło w tym budynku, i oby Bóg sprawił, żeby nigdy się nie powtórzyła.Robimy to tylko ze względu na.- Pikuach nefesz - dokończyła za niego TC.- Wiem.Chodzi o ratowanie życia.Rabbi skinął głową, wdzięczny, że zrozumiała.Odwrócił się i wziął głęboki oddech, zbierając się w sobie, by otworzyć drzwi prowadzące do tajemnicy.Niedziela, 23.01, Crown Heights, BrooklynW tak święty wieczór jak dziś panowałby tutaj spokój, Will był tego świadom.Żadnych działających urządzeń i odbierania telefonów, żadnego jedzenia i picia.Nie musiał być chasydem, żeby wiedzieć, że widzi przed sobą scenę zbiorowego bluźnierstwa.Pomieszczenie przypominało pokój operacyjny na posterunku policji.Przy komputerach siedziało kilkanaście osób otoczonych pełnymi papierów tackami na dokumenty, a pod tylną ścianą stała wielka tablica prezentacyjna z wypisanymi kredą nazwiskami, adresami i numerami telefonów.Na liście nazwisk Will dostrzegł Howarda Macraego i Gavina Curtisa, oba przekreślone.- O istnieniu tego pokoju nie wie nikt poza ludźmi, którzy tu pracują, no i teraz wami - powiedział Freilich.- Pracujemy tu od tygodnia, dzień i noc.A dzisiaj straciliśmy człowieka, który to wszystko zorganizował i doskonale znał.- Josefa Icchakiego - powiedział Will.Spostrzegł stos map - w tym Montany - i przewodników po Londynie, Kopenhadze, Algierze.- To wszystko jego dzieło.A dziś go zamordowali.- Rabbi Freilichu - odezwała się TC - a może mógłbyś zacząć od samego początku?Rabbi poprowadził ich do biurka, jakby przygotowanego dla nauczyciela nadzorującego egzamin.Cała trójka usiadła i Freilich zaczął mówić:- Jak wiecie, w swoich ostatnich latach rebe często mówił o Mosziachu, Mesjaszu.Podczas naszych cotygodniowych farbrengen wygłaszał na ten temat długie mowy.Towa Chaya wie zresztą, w jaki sposób zachowywaliśmy je dla potomności.TC podjęła wątek.- Nie można go było nagrywać ani filmować, ponieważ to był szabat.Wobec tego zastosowaliśmy starożytny system.W synagodze zawsze znajdowało się trzech czy czterech ludzi, wybranych ze względu na ich nadzwyczajną pamięć.Stali tuż przed rebem, zazwyczaj z zamkniętymi oczami, słuchając uważnie każdego słowa i zapamiętując, co mówił.Potem, gdy tylko szabat się kończył, zbierali się razem i każdy po kolei tak jakby opróżniał swoją pamięć, a jeden wszystko spisywał.Starali się wyrzucić to z pamięci jak najszybciej, sprawdzając jednocześnie siebie nawzajem, tu dodając słowo, tam korygując zdanie.Wciąż jeszcze to widzę, ci ludzie byli niesamowici.Potrafili wysłuchać trzygodzinnej przemowy rebego i wyrecytować ją całą z pamięci.Nazywano ich chojzerami, czyli dosłownie „zwracającymi”.Rebe mówił, a oni to odtwarzali, jak żywe magnetofony.- A czy pamiętasz, Towa Chaya, kto był najlepszym choj-zerem spośród nich?TC otworzyła szeroko oczy, gdy powróciło do niej dawne wspomnienie.- Ale on przecież był wtedy jeszcze chłopcem.- To prawda.Jednak został chojzerem, gdy tylko osiągnął wiek bar micwy.Zaczął przekazywać słowa rebego w wieku zaledwie trzynastu lat.Posiadł szczególny dar.- Freilich spojrzał na Willa.- Mówimy o Josefie Icchakim, panie Monroe.- Potrafił zapamiętywać całe przemowy?- On sam zawsze mówił, że nie potrafi zapamiętać każdej wypowiedzi, jedynie słowa wielkiego rebego.Gdy mówił ten ostatni, myśli Josefa jakby znikały.Starał się połączyć z umysłem rebego, stać się jego przedłużeniem.Taką miał technikę.Nikt inny tak nie potrafił i rebe darzył go szczególnym uczuciem.- Rabbi Freilich opuścił głowę i zamknął oczy.Will wciąż mu nie dowierzał, lecz jego smutek wyglądał na autentyczny.- Jak już powiedziałem, w ostatnich latach rebe coraz częściej wspominał o Mesjaszu.Przypominał nam, że to naj-główniejszy punkt naszej wiary i mówił, żebyśmy szykowali się na jego przyjście.Że nie jest to jakiś abstrakcyjny wymysł teologiczny, lecz rzeczywistość.Chciał, byśmy uwierzyli, że Mosziach może znaleźć się wśród nas, tu i teraz.Nikt nie znał tych nauk lepiej od Josefa Icchaki.Wysłuchiwał ich każdego tygodnia, ale nie tylko wysłuchiwał.On je wchłaniał, przetrawiał ten materiał i przyjmował go w siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl