do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dotknê³a palcami zrekonstruowanej skóry jego twarzy.- Podobasz mi siê taki niedoskona³y.Ból, jaki znios³eœ, czyni ciê.heroicznym.Spalko nie odpowiedzia³, a po pewnym czasie us³ysza³, jak jej oddech staje siêg³êbszy.Zapad³a w sen.Oczywiœcie nie powiedzia³ ani s³owa prawdy, ale musia³przyznaæ, ¿e wymyœli³ niez³¹ historiê - rzeczywiœcie jak w kinie! A prawda?Niemal jej ju¿ nie pamiêta³ - tyle czasu poœwiê­ci³ na konstruowanie swojejlegendy, ¿e czasem sam siê w niej gubi³.Nigdy nikomu nie wyjawi prawdy, boutraci³by wówczas przewagê.Gdy ludzie ciê znaj¹, myœl¹, ¿e jesteœ ichw³asnoœci¹, ¿e prawda, któr¹ podzie­li³eœ siê w chwili s³aboœci, zwanejintymnoœci¹, zwi¹¿e ciê z nimi.Pod tym wzglêdem Zina nie ró¿ni³a siê od reszty; poczu³ w ustach gorzki smakrozczarowania.Ale w koñcu inni ludzie zawsze go rozczarowywa­li.Po prostu nienale¿eli do jego sfery, nie pojmowali niuansów tego œwiata tak jak on.Bywali zabawni - lecz tylko przez chwilê.Z t¹ myœl¹ zapad³ w otch³añg³êbokiego, spokojnego snu.Kiedy siê obudzi³, Ziny ju¿ nie by³o, wróci­³a doniczego niepodejrzewaj¹cego Hasana Arsienowa.O œwicie, po lekkim œniadaniu, wsiedli w pi¹tkê do range-roverów do­starczonychi kierowanych przez cz³onków zespo³u Humanistas, i poje­chali na po³udnie, kubrudnym slumsom rosn¹cym niczym ropiej¹cy wrzód na ciele Nairobi.Nikt siê nieodzywa³, jakby przygniot³o ich, nawet Spal­kê, rosn¹ce napiêcie.Choæ ranek by³ pogodny, nad slumsami zawis³a mg³a toksycznych opa­rów,stanowi¹ca wyraŸny dowód braku urz¹dzeñ sanitarnych i wci¹¿ kr¹­¿¹cego widmacholery.Sta³y tu rozklekotane chatynki z blachy i kartonu, drewniane szopy ibetonowe bloki, które mo¿na by wzi¹æ za bunkry, gdy­by nie wywieszone nasznurkach pranie, ³opocz¹ce na wietrze.By³y te¿ ha³dy œwie¿ej ziemi, którychzagadka wyjaœni³a siê dopiero, gdy ujrzeli zwêglone szcz¹tki domostwstrawionych przez ogieñ, buty ze spalonymi podeszwami i strzêpy b³êkitnejsukienki.Tych kilka przedmiotów by³o œwiadectwem ¿a³osnego ubóstwadoskwieraj¹cego ludziom.¯ycie tu -czy raczej wegetacja - by³o niewyobra¿alniechaotyczne i ponure.Na­wet w œwietle poranka w slumsach zdaje siê panowaæmrok.Wisi nad nimi jakieœ fatum, przywodz¹ce na myœl bazar, czaraorynkowanatura ekonomii miasta, która w jakiœ sposób odpowiada³a za ponury krajobrazprzesuwaj¹cy siê za oknami wolno jad¹cych samochodów.Spowalnia³y ich t³umyludzi wylewaj¹ce siê z wyboistych przejœæ i chodników na ¿³o­bione koleinamijezdnie.Nie by³o tu sygnalizacji œwietlnej - a nawet gdyby by³a, i tak nieominêliby hord cuchn¹cych ¿ebraków i handlarzy oferuj¹­cych swoje ¿a³osnetowary.Wreszcie znaleŸli siê mniej wiêcej w œrodku slumsów i weszli do cuch­n¹cychjeszcze dymem zgliszczy piêtrowego domu.Pod³ogê pokrywa³ popió³, bia³y niczymzmielone na proszek koœci.Kierowcy wnieœli dwa kufry ze sprzêtem.W kufrach znaleŸli wyposa¿one w aparaty tlenowe srebrzyste kombi­nezony, któreSpalko kaza³ im w³o¿yæ.Nastêpnie wyj¹³ NX 20 z futera³u znajduj¹cego siê wjednej ze skrzyñ i starannie z³o¿y³ urz¹dzenie.Cze­czeni przypatrywali siêuwa¿nie.Poda³ je Hasanowi Arsienowowi, a sam wydoby³ ma³e, ale ciê¿kiepude³ko, które da³ mu doktor Peter Sido.Otwo­rzy³ je ostro¿nie.Wszyscyzobaczyli fiolkê z gazem, ma³¹, a jednak tak zabójcz¹.Zwolnili oddech, jakbyju¿ boj¹c siê zaczerpn¹æ powietrza.Spalko kaza³ Arsienowowi trzymaæ NX 20 na wyci¹gniêcie rêki.Otwo­rzy³ tytanowypanel u góry urz¹dzenia i umieœci³ fiolkê w komorze ³a­downiczej.Wyjaœni³, ¿ez NX 20 nie mo¿na jeszcze strzelaæ.Doktor Schif­fer wbudowa³ w urz¹dzenieszereg zabezpieczeñ chroni¹cych przed przypadkowym lub przedwczesnymrozpyleniem.Pokaza³ im uszczelnia­j¹c¹ blokadê, która uruchomi siê pozamkniêciu i zabezpieczeniu górne­go panelu.Mówi¹c to, zamkn¹³ go, odebra³ NX20 Arsienowowi i popro­wadzi³ ich na schody, które opar³y siê dzia³aniu ogniatylko dlatego, ¿e odlano je z betonu.Weszli na piêtro i zgromadzili siê przy oknie.Szyby, jak ca³y budynek, uleg³yzniszczeniu, zosta³a tylko rama.Przez ni¹ widzieli g³odnych i cho­rych ludzi.Bzycza³y muchy, kulawy pies przysiad³ na tylnych ³apach i za­³atwia³ siê naœrodku targowiska, gdzie w pyle i brudzie rozk³adano u¿y­wane rzeczy.Nagiedziecko z p³aczem bieg³o po ulicy.Zgarbiona stara kobieta chrz¹knê³a isplunê³a na chodnik.Wszystko to umyka³o uwagi ludzi zgromadzonych przy oknie.Œledzili ka¿dy ruchSpalki, ch³onêli ka¿de jego s³owo.Matematyczna precyzja, z jak¹ dzia³a³a broñ,by³a jak magiczne zaklêcie rozpraszaj¹ce ich obawy.Spalko pokaza³ im dwa spusty, w jakie wyposa¿ono NX 20.Mniejszy umieszczonytu¿ przed wiêkszym.Mniejszy, jak objaœni³, wyrzuca³ ³adu­nek z komory³adowniczej do strzelniczej.Nastêpnie uszczelnia³o siê j¹, naciskaj¹c przyciskz lewej strony broni - i NX 20 by³ gotowy do strza³u.Spalko nacisn¹³ ma³yspust, potem przycisk i poczu³, jak broñ lekko dr¿y, jakby zwiastuj¹cnadchodz¹c¹ œmieræ.Têpo zakoñczona lufa urz¹dzenia by³a nieestetyczna, ale praktyczna.Wodró¿nieniu od broni konwencjonalnych, NX 20 nie wymaga³ staran­nego celowania.Spalko wystawi³ lufê przez okno.Wstrzymali oddechy, patrz¹c, jak k³adzie palecna wiêkszym spuœcie.¯ycie na zewn¹trz bieg³o na swój chaotyczny sposób.M³ody cz³owiek trzyma³ podbrod¹ miskê z kleikiem kukurydzianym, wybieraj¹c papkê dwoma palcami na oczachœledz¹cej ka¿dy jego ruch grupy wyg³odnia­³ych ludzi.Przejecha³a niesamowiciechuda dziewczyna na rowerze.Kil­ku bezzêbnych mê¿czyzn gapi³o siê na kupêziemi, jakby próbuj¹c z niej odczytaæ smutn¹ historiê swego ¿ycia.Bezpieczni w swoich skafandrach, us³yszeli tylko cichy syk.Nic inne­go nieœwiadczy³o o rozpyleniu substancji, dok³adnie tak, jak to opisa³ doktorSchiffer.W napiêciu obserwowali ulicê, sekundy wlok³y siê niemi³osiernie.Ka¿dy zmys³by³ wyczulony.S³yszeli, jak puls dudni im w uszach, czuli ciê¿kie bicie serca.Wstrzymali oddech.Wed³ug doktora Schiffera pierwsze oznaki dzia³ania rozpylacza powin­no siêzauwa¿yæ w ci¹gu trzech minut.By³a to jedna z ostatnich rzeczy, jakiepowiedzia³, nim Spalko i Zina rzucili jego cia³o, z którego ju¿ nie­mal usz³o¿ycie, w g³¹b labiryntu.Spalko, który do tej pory œledzi³ wskazówkê sekundnika na zegarku, po trzechminutach podniós³ wzrok.Zdêbia³.Kilkunastu ludzi pad³o na zie­miê, nimzabrzmia³ pierwszy krzyk.Szybko zreszt¹ ucich³, ale inne g³osy podjê³yzawodzenie, zanim ci, co je wydali, upadli na ulicê, wij¹c siê z bólu.Œmierærozprzestrzenia³a siê jakby po spirali, nios¹c ze sob¹ cha­os i ciszê.Nie by³oprzed ni¹ kryjówki, nie by³o ucieczki, nie umkn¹³ jej nikt, nawet ci, którzyzerwali siê do ucieczki.Spalko skin¹³ na Czeczenów, ¿eby zeszli za nim po betonowych scho­dach.Kierowcy czekali w pogotowiu.Spalko roz³o¿y³ NX 20.Schowa³ rozpylacz,zamknêli kufry i zanieœli je do range-roverów.Ca³a dru¿yna przesz³a siê po okolicy- cztery przecznice w ka¿d¹ stro­nê.Wszêdzie by³o tak samo, martwi i umieraj¹cy.Wrócili do pojazdów z poczuciemtriumfu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl