do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ławrientij zaczął się nudzić.Miał dosyć popisów cudzej elokwencji.— Ochranialiśmy nasz świat przed zewnętrznymi wpływami — mówił dalej Czajanow — i nie są to puste słowa, gdyż odzwierciedlają rzeczywiste niebezpieczeństwo.Okazuje się, że granica między nami a światem, w którym żyliśmy dawniej, bywa przepuszczalna, istnieją bowiem punkty łączności między światami, umożliwiające przekroczenie bariery.Kilka lat temu nasi moskiewscy koledzy przekonali się jak niebezpieczne są takie kontakty i zrozumieli, że tą drogą przyjdzie do nas zagłada! Postarali się ukrócić owe kontakty, lecz byli na to zbyt słabi… a jeśli ktoś jest słaby, drugi to wykorzysta, a trzeci okaże się sprzedajny.Nawet w naszym środowisku brak porządku i nie ma na kim polegać.— Pan Czajanow ma, niestety, absolutną rację.Zło nie tylko podniosło głowę, ale także przeniknęło w nasze szeregi — stwierdził Pobiedonoscew.Nikifor mruknął coś pod nosem.Ławrientij pomyślał, że wszystko dzieje się jak w powieści, której autor daje bohaterom zaprezentować się po kolei, żeby czytelnik zrozumiał, kto jest dobry a kto zły.Łarisa zaraz wtrąci swoje trzy grosze, po niej odezwie się Gracki i cała dyskusja utonie w morzu pustosłowia.— Mów dalej, Czajanow — rzekł Beria, traktując profesora obcesowo po nazwisku, według starego partyjnego zwyczaju.— Nie ma potrzeby — stwierdziła Łarisa — mówić o tym, co i tak wszyscy wiedzą.— Będę kontynuował — oświadczył Czajanow — bo to ważny temat naszego spotkania.Beria spojrzał w okno.Strażnik wciąż pozostawał w tej samej pozie, dziewczyna stała przy samej linii wody.Nagłe uniosła dłoń, aby rzucić kamyk.Cisnęła go i około dziesięciu metrów od brzegu rozbryznęły się fontanny wody.— Ostatni sygnał — mówił dalej Czajanow — z Jarosławia wskazuje, jak bardzo niepewne i niebezpieczne jest nasze położenie.Jak to zwykle bywa, zorientowaliśmy się w tym dopiero teraz.Oczywiście należało zacząć działać już po wydarzeniach na Dworcu Kijowskim w Moskwie.— Za moich czasów coś takiego było nie do pomyślenia — powiedział Pobiedonoscew.— Za naszych czasów, kolego — odparł Czajanow — w ogóle nic się nie działo.Tym niemniej doświadczyliśmy upadku imperium.— Gdybym tylko żył… — zaczął Pobiedonoscew, a Kliukin go przedrzeźniał:— Gdybym tylko żył…— To właśnie wy doprowadziliście nasz kraj, nasze imperium, do upadku — orzekł Pobiedonoscew, unosząc pożółkły, kościsty palec ku sufitowi.Jak w nim mocno siedzi jego dusza, pomyślał Ławrientij Pawłowicz i omal się nie uśmiechnął, na co pozwalał sobie raczej rzadko.Kwestia umiejscowienia duszy w ciele wciąż pozostawała otwarta.— Niech pan nam lepiej poda wyniki rozliczeń — powiedziała Łarisa.— I co nam grozi.Słuszne pytanie.Do rzeczy.„Gdybym spotkał ją jakieś pięćdziesiąt albo sto lat temu, na pewno bym ją miał”.Prawdziwa kobieta, szlachcianka według dokumentów.Ławrientij uwielbiał szlachcianki.Znowu spojrzał na dziewczynę idącą wzdłuż brzegu.Podeszła w pobliże restauracji.Tego już za wiele.Osobom nieupoważnionym zabroniony był wstęp do „Nadmorskiej”.Zapewne zaraz ją zauważą cykliści lub któryś ze strażników.Trzeba ją przesłuchać, co robiła na pustej plaży bez towarzystwa? Trzeba także będzie przesłuchać dowódcę okręgu.Zajęty swoimi myślami Ławrientij puścił mimo uszu początek kolejnej wypowiedzi Czajanowa, ale mógł się domyślać jej treści, skoro słyszał go nie po raz pierwszy.— Niech pan przestanie!Słowa te odnosiły się do Pobiedonoscewa, który nie był w stanie wszystkiego uchwycić w lot, gdyż starość mąciła mu umysł.Uważał siebie za mądrzejszego niż był w istocie, jak ci kaukascy starcy, którzy dawno już stumanieli i dlatego stanowią wyrocznię dla religijnych ekstremistów, gotowych odnajdować w bełkocie ich wyschłych warg inspirację dla swych obłąkanych idei.Wszyscy syknęli na staruszka, który zamilkł niechętnie.— Na pewno każdy z nas marzył lub, przeciwnie, obawiał się powrotu: zmartwychwstać, wydostać się z tego piekła, zobaczyć swoich bliskich… Mijały lata i owe pragnienia utrzymywały nas w ryzach.Nie tylko dlatego, że nasi bliscy i wszyscy ludzie, którzy mogliby o nas pamiętać, dawno rozstali się z życiem, ale również dlatego, że nie moglibyśmy tam egzystować.Zmieniła się nasza krew, tkanki uległy przemianie… Trudno w to uwierzyć, ale jesteśmy w zasadzie martwi.Gdybym powrócił do mego świata, w ciągu paru godzin, a może nawet minut przestałbym istnieć.Otwórzcie grób, do którego nie dochodziło powietrze, a ujrzycie nieboszczyka nie zniszczonego, jakby dopiero co zasnął, lecz po chwili dopływ tlenu dokona strasznego dzieła.Zwłoki zamienią się w poczerniałą kupę zgnilizny…— Panie profesorze, błagam! — krzyknął Kliukin.— Wystarczy mi już powtarzania, że moje ciało jest kruche i zniszczalne, niech pan nie przypomina, że jest ohydne!— Właściwie jesteśmy bezcieleśni, mój drogi — zauważyła Łarisa — i jest nam z tym dobrze.— Tylko bez bluźnierstw! — szepnął Nikifor.Ławrientij spoglądał na brzeg.Dziewczyna znikła, chociaż nie odeszła w głąb lądu.Na pewno by to zauważył.Powinno się zejść na dół, żeby sprawdzić, czy jacyś agenci nie próbują przedostać się do restauracji.Jacyś agenci! Jak to głupio tu brzmi.— Najważniejsze — znowu usłyszał monotonny głos Czajanowa — że nie mamy możliwości powrotu.Przebywamy w zalutowanej trumnie.Dlatego też byle wietrzyk jest dla nas niebezpieczny.Wszyscy spojrzeli na morze.Wiedzieli, że wietrzyk nadal wieje, niosąc wraz z sobą niebezpieczeństwo zakłócenia równowagi.— Nasz świat to jednokierunkowa ulica.To swoista cela śmierci.Możesz się znaleźć w tym piekle, ale nigdy nie zdołasz się z niego wydobyć.I jeśli ktoś zdoła otworzyć przejście między dwoma światami, wchodzący tu pozostaną żywi, lecz dotychczasowi mieszkańcy umrą.Czajanow zrobił pauzę.— Oto, co nam grozi — zakończył.Wszyscy milczeli, dlatego też Pobiedonoscew wtrącił swoje ulubione powiedzonko:— Za moich czasów coś takiego było nie do pomyślenia.— Ach, co tam pan wie! — zawołała Łarisa.— Być może ten świat jest jak wodna bańka i już parę razy pojawiał się i znikał.Wszystko jest możliwe.— Nie wiemy — stwierdził Czajanow — kiedy pojawiła się granica między naszym a normalnym światem.Jak wyglądała tysiące lat temu i jak się przez ten czas zmieniła.— Więc po co tracić na to czas — burknął Pobiedonoscew.Czajanow nie słuchał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl