do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzała na mnie z taką nadzieją, jakbym była wysłanniczką niebios.Teresa połknęła pigułkę, popijając wodą.Pewnie połknęłaby każdą truciznę, byle tylko uwolnić się od straszliwych cierpień.Była w ten wigilijny poranek bliżej Boga niż ktokolwiek z nas.Nie wyłączając mamroczących modlitwy sióstr.Wróciłam na swoje miejsce.- Stajesz się niezbędną osobą w tym samolocie! - powiedziała pani Marianna z ironią w głosie.Ustawiła oparcie fotela w pozycji półleżącej.Chyba chciała zasnąć.- Przepraszam, że się tak wciąż kręcę.Ale siedzenie w ruchu sprawia mi wielki kłopot.W domu też nie potrafię usiedzieć.Ani w kinie.- Bo jesteś produktem swoich czasów.Dyskoteka, światła, wideoklipy.Kiedy przeczytałaś jakąś książkę?Poczułam się dotknięta.Bo akurat należałam do grona być może nielicznych, ale wiernych odwiedzaczek biblioteki.- Zdziwi się pani.Ale przeczytałam całego Bólla.Wszystko, co wyszło po polsku.Zamknęła oczy.- I tak świat diabli wezmą.Z książkami lub bez.Wezmą.Bo muszą.Może i trwałaby dłużej prawie komfortowa sytuacja - terroryści odizolowani i ludzie w samolocie zachowujący względny spokój, gdyby nie hałasy dochodzące spod podłogi.- Tam ktoś biega?- Co się dzieje?- Kradną nasze bagaże! - krzyknęła histerycznie Kołakowa.Wstałam, bo nie mogłam usiedzieć.- Kto miałby wynosić bagaże? I którędy?Zdzisio Kondek rzucił się na kolana, prawie przykładając ucho do brudnej wykładziny podłogowej.- I co? - spytała jego żona.- Ktoś tam coś przewraca.Hałasuje.Zastanowiłam się.Może nadszedł już czas, by to sprawdzić? Fascynowała mnie sama myśl zejścia w „podziemie” maszyny.Wiedziałam, kto tam jest.Ale ani kapitan Pawłowski, ani związany niczym baleron Szczur nie mogli w żaden żywy sposób tak głośno tupać.Może ożył ten, jak mi się zdawało, zabity marines w zielonym kombinezonie?- Kto idzie ze mną? - moje pytanie wywołało konsternację.- Na dół? Jak?- Jest zejście.Koło toalety.Przecież tamtędy wyniesiono kapitana! Zapomnieliście państwo?Nie było chętnych.Nawet Zdzisio wrócił na swój fotel.- Ja pójdę! - odezwał się niski łysawy facet, którego dotąd, mówiąc szczerze, nawet nie zauważyłam.Nie włączał się do rozmów, nie komentował faktów.- Jestem Korzycki.Elektromechanik.Moja żona z dzieckiem wyszła w pierwszej grupie.- Po co ich denerwować? - sprzeciwił się Kotlarski.Jego żona znów piła kolejną walerianę.- Siedzą w kabinie pilotów.Rozmawiają z ludźmi z zewnątrz.Są zajęci.Nie zauważą!- To dlaczego nie otwieramy drzwi i nie uciekamy?- Bo założyli granat na drzwiach.Albo jakiś inny ładunek - odpowiedziała pani z pierwszego rzędu.- Przy otwarciu wszystko wyleci w powietrze!- To co, idziemy? - miałam już dość jałowej gadaniny.- A jak pomyślą, żeście zwiali? - Kaja kurczowo trzymała milczącego ojca za rękę.Z powodzeniem przejęła rolę własnej matki.- Niby którędy? - Łysy obciągał kusą marynareczkę.Miał na nogach stare, zniszczone adidasy.Wyglądał na człowieka, który przez parę lat ścibolił zaskórniaki, by je wydać na luksusowy pobyt nad ciepłym morzem.- Jest taka możliwość - odezwał się pan Komornicki.- Widziałem reklamówkę o boeingach.Można się do nich dostać.lub wydostać w zależności od potrzeby.- Nie mów głupstw, Karolu.- Pani Irena wycierała twarz chusteczką nasączoną olejkiem kamforowym.- W reklamie wszystko jest możliwe.W rzeczywistości nie.- Ależ, Irenko, wiem, co mówię.Jest takie urządzenie, które wciąga podwozie do środka samolotu.- Co wciąga?- Koła.Razem z podwoziem.Kiedy samolot nabiera odpowiedniej wysokości, wciąga się do środka to.no, to wszystko, co wystaje!Łysy był sceptyczny.- Ma pan rację.Ale guzik do tego urządzenia jest u kapitana na tablicy rozdzielczej.A my przecież stoimy teraz na kołach.Niepoprawny Komornicki zapalał się.W jego wizji wyskakiwaliśmy niczym pestki mistrza Rambo, wypluwane bliżej nie znaną szczeliną.- Żeby się o tym przekonać, należy tam zejść - powiedziałam stanowczym głosem.I nie dodałam głośno, że przecież zielony marines też stamtąd wyłaził.Tym razem nikt nie oponował.Może uwierzyli naszym zapewnieniom, że wrócimy.Łysy popchnął mnie lekko.Zauważyłam na jego palcu duży sygnet.Chyba srebrny.Nagle mój umysł sparaliżowała myśl, a jeśli to właśnie jest King? Człowiek szukany przez wszystkie wywiady świata? I przez naszych porywaczy.A teraz on, szef konkurencji, stara się uciec [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl