do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Pomyślałam, że mu pomoże, jeśli napije się czegoś zimnego.–Jasne–powiedziałMężczyzna.–Jasnejasne.Pomarańczowycytrynowy?Cytrynowypomarańczowy?A więc padło to straszne pytanie.– Nie, dziękuję.– Estha spojrzał na Ammu.Zielonofaliste, oślizłe, bezdenno-denne uczucie.– A pani? – Pomarańczowo-Cytrynowy Mężczyzna spytał Ammu.– Coca-colaFanta?LodyMlekoróżane?– Nie, dla mnie nic, dziękuję – odparła Ammu.Kobieta z głębokimi dołeczkami na policzkach i polerowanymi ramionami.– Proszę – rzekł Mężczyzna, podając garść słodyczy jak hojna stewardesa.– To dla pani małego Mona.– Nie, dziękuję – odparł Estha, patrząc na Ammu.– Weź, Estha – mówiła Ammu.– Nie bądź niegrzeczny.Estha wziął.– Podziękuj.– Dziękuję – powiedział Estha.(Za słodycze, za białe białko jajka).– Nie ma za co – odparł Pomarańczowo-Cytrynowy Mężczyzna po angielsku.– Mon mówi, że państwo są z Ajemenem – zagaił.– Tak – potwierdziła Ammu.– Często tam jeżdżę – powiedział Pomarańczowo-Cytrynowy Mężczyzna.– Rodzina mojej żony pochodzi z Ajemenem.Wiem, gdzie jest wasza fabryka.Marynaty „Paradise”, prawda?Pani Mon mi powiedział.Wie, gdzie znaleźć Esthę.To chciał mu przekazać.Ostrzegał go.Ammu zobaczyła rozpalone guziki oczu swego syna.– Musimy już iść, bo dostanie gorączki.Jutro przyjeżdża jego kuzynka – wyjaśniła Wujkowi.– Z Londynu – dodała od niechcenia.– Z Londynu? – W oczach Wujka zabłysnął szacunek.Do rodziny z londyńskimi koneksjami.– Zostań tu z Wujkiem, Estha.Ja pójdę po Baby Koćammę i Rahel – powiedziała Ammu.– Chodź – zapraszał Wujek.– Chodź i usiądź koło mnie na stołku.– Nie, Ammu! Nie, Ammu, nie! Chcę pójść z tobą!Ammu, zaskoczona histerycznym uporem swego zazwyczaj tak spokojnego syna, przeprosiła Pomarańczowo-Cytrynowego Wujka.– Normalnie tak się nie zachowuje.No to chodź, Esthappen.Ponownie zapach sali.Cienie wentylatorów.Tyły głów.Szyje.Kołnierze.Włosy.Koki.Warkocze.Końskie ogony.Fontanna spięta Love-in-Tokyo.Mała dziewczynka i była zakonnica.Siedem miętowych dzieci kapitana von Trappa było już po miętowej kąpieli i stało w miętowej kolejce z przylizanymi włosami, śpiewając miętowymi głosami do kobiety, z którą kapitan prawie się ożenił.Blondwłosej baronessy, która błyszczała jak diament.WZgórza oŻyły Dźwiękiem muzyki.– Musimy iść – zwróciła się Ammu do Baby Koćammy i Rahel.– Ale Ammu! – zaprotestowała Rahel.– Nie było jeszcze Najważniejszych Rzeczy! Jeszcze jej nawet nie pocałował! Jeszcze nie podarł flagi Hitlera! Jeszcze nie zostali zdradzeni przez Rolfa Postmana!– Estha źle się czuje – powiedziała Ammu.– Idziemy!– Jeszcze nie przyszli hitlerowscy żołnierze!– Idziemy! – rozkazała Ammu.– Wstawajcie!– Jeszcze nie zaśpiewali Piosenki pastuszka.– Estha musi wyzdrowieć, zanim przyjedzie Sophie Moluznała Baby Koćamma.– Nie musi – odparła Rahel, ale głównie do siebie.– Co powiedziałaś? – spytała Baby Koćamma, która uchwyciła intencję, ale nie usłyszała samych słów.– Nic – odrzekła Rahel.– I tak słyszałam – powiedziała Baby Koćamma.W holu Wujek przestawiał swoje butelki z ciemnego szkła.Szmatą w kolorze brudu wycierałokrągłe plamy, które butelki zostawiały na marmurowym kontuarze.Przygotowywał się na przerwę.Był Czystym Pomarańczowo-Cytrynowym Wujkiem.Miał serce stewardesy uwięzione w ciele niedźwiedzia.– Jednak wychodzicie? – zapytał.– Tak – odparła Ammu.– Gdzie możemy złapać taksówkę?– Przez bramę, do góry ulicą i w lewo – informował, patrząc na Rahel.– Nie powiedziała mi pani, że ma pani też małą Mol.I wyciągnąwszy kolejną garść słodyczy:– Proszę, Mol, dla ciebie.– Weź moje! – powiedział szybko Estha, nie chcąc, żeby Rahel zbliżała się do tego człowieka.Lecz Rahel ruszyła już w jego stronę.Gdy szła ku niemu, uśmiechnął się do niej.W tym fortepianowym uśmiechu, w tym spojrzeniu było coś, co kazało jej stanąć.Nigdy w życiu nie widziała czegoś tak ohydnego.Okręciła się na pięcie, szukając wzrokiem Esthy.Odsunęła się od owłosionego mężczyzny.Estha wcisnął jej słodycze do ręki i poczuła jego rozpalone gorączką palce, których końce były zimne jak śmierć.– Cześć, Mon – pożegnał Wujek Esthę.– Pewnie się kiedyś zobaczymy w Ajemenem.A więc znów czerwone schody.Tym razem Rahel zostaje z tyłu.Ociąga się.Nie, nie chcę iść.Tona cegieł na smyczy.– Przemiły człowiek ten Pomarańczowo-Cytrynowiecpowiedziała Ammu.– E! – żachnęła się Baby Koćamma.– Nie sprawia takiego wrażenia, ale był szalenie miły dla Esthy – mówiła Ammu.– To może za niego wyjdziesz! – rzekła Rahel z rozdrażnieniem.Czas zatrzymał się na czerwonych schodach.Estha zatrzymał się.Baby Koćamma zatrzymała się.– Rahel – powiedziała Ammu.Rahel zastygła w bezruchu.Rozpaczliwie żałowała tego, co powiedziała.Nie wiedziała, skąd się wzięły te słowa.Nie wiedziała, że miała je w sobie.Ale teraz są już na zewnątrz i nie wrócą do środka.Kręciły się po czerwonych schodach jak urzędnicy w budynku rządowym.Niektóre stały, niektóre siedziały i ruszały nogami.– Rahel – powtórzyła Ammu.– Zdajesz sobie sprawę, co właśnie zrobiłaś?Przestraszone oczy i fontanna patrzyły na Ammu.– Nie bój się.Nic ci nie zrobię – powiedziała Ammu.Zdajesz sobie sprawę?– Z czego? – spytała Rahel głosem najcichszym z możliwych.– Z tego, co właśnie zrobiłaś?Przestraszone oczy i fontanna patrzyły na Ammu.– Wiesz, co się dzieje, kiedy kogoś zranisz? – mówiła Ammu.– Kiedy kogoś zranisz, zaczyna cię mniej kochać.Taki skutek mają nieostrożne słowa.Ludzie zaczynają cię mniej kochać.Zimna ćma o nieprzeciętnie gęstych kosmkach grzbietowych miękko osiadła na sercu Rahel.Tam, gdzie dotykały jej lodowate odnóża ćmy, Rahel dostała gęsiej skórki.Sześć wyprysków na nieostrożnym sercu.Ammu kochała ją trochę mniej.A zatem przez bramę, pod górę ulicą i w lewo.Postój taksówek.Zraniona matka, była zakonnica, jedno rozpalone dziecko i jedno zziębnięte w sercu.Sześć wyprysków i ćma.W taksówce śmierdziało snem.Zwiniętym starym ubraniem.Mokrymi ręcznikami.Pachami.Byłto w końcu dom taksówkarza.Mieszkał tam.Gdzie miał przechowywać swoje zapachy?Siedzenia zostały zamordowane.Porozrywane.Z tylnego siedzenia wylał się płat brudnej żółtej gąbki i podrygiwał jak chora na żółtaczkę wątroba.Kierowca był czujny jak mały gryzoń.Był tak niski, że patrzył na drogę przez kierownicę.Inni kierowcy mogli odnosić wrażenie, że taksówka sama wiezie pasażerów.Jechałszybko, agresywnie, wskakiwał na wolne miejsca, spychał inne samochody na sąsiednie pasy.Przyspieszał na przejściach dla pieszych.Przejeżdżał na czerwonym świetle.– Czemu pan sobie nie podłoży jakiejś poduszki albo czegoś? – zasugerowała Baby Koćamma przyjaźnie.– Lepiej by pan widział.– Może by się pani zajęła swoimi sprawami, co? – zasugerował kierowca nieprzyjaźnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl