do ÂściÂągnięcia > pobieranie > ebook > pdf > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy Estha i Rahel wychodzili przez bramę świą tyni, spotkali towarzysza K.N.M.Pilleja, śliskiego od olejku kąpielowego.Na czole miał pastę z drzewa sandałowego.Krople deszczu wisiały na jego naoliwionej skórze jak cekiny.W złożonych w miseczkę dłoniach trzymał niewielki kopczyk świeżego jaśminu.– Oho! – powiedział swym tubalnym głosem.– Wy tutaj!A więc wciąż interesujecie się kulturą indyjską? To dobrze.To bardzo dobrze.Bliźnięta, ani niegrzeczne, ani uprzejme, nie odpowiedziały.Razem poszły do domu.On i Ona.My i Nas.13.Pesymista i optymistaChacko przeniósł się do gabinetu Pappaciego, aby Sophie Mol i Margaret Koćamma mogły zająć jego pokój.Był to mały pokój, którego okno wychodziło na kurczącą się, cokolwiek zaniedbaną plantację drzew kauczukowych, zakupio ną przez wielebnego E.Johna Ipe’ a od sąsiada.Oprócz drzwi z korytarza miał też drugie (osobne wejście, które Mammaci kazała zainstalować po to, aby Chacko mógł dyskretnie zaspokajać swe „Męskie Potrzeby”), wychodzące bezpośrednio na boczne mittam.Sophie Mol spała na małym łóżku polowym, które zostało wstawione do pokoju specjalnie dla niej.Głowęwypełniałojejbuczenie powolnegowentylatorapod sufitem.Niebieskoszaroniebieskie oczy otworzyły się.Natychmiast rozbudzona, odprawiła sen.Po raz pierwszy, odkąd umarł Joe, nie był pierwszą rzeczą, o której pomyślała po przebudzeniu.Rozejrzała się po pokoju.Bez ruszania głową, tylko obracając gałkami ocznymi.Szpieg schwytany na terytorium wroga, planujący spektakularną ucieczkę.Na stole Chacka stał flakon z nieporządnie ułożonymi kwiatami hibiskusa, już opadającymi.Ściany były zasłonięte książkami.W szafie z szybkami ledwo mieściły się samoloty z drzewa balsa.Połamane motyle z błagalnymi oczami.Drewniane żony złego króla, zaklęte w drewno przez złą siłę.Uwięzione.Tylko jedna, jej matka Margaret, uciekła do Anglii.Pokój obracał się wokół spokojnej, chromowanej osi srebrnego wentylatora pod sufitem.Beżowy gekon, koloru nie dopieczonego herbatnika, patrzył na nią zaciekawionymi oczami.Pomyślała o Joem.Coś się w niej zatrzęsło.Zamknęła oczy.Joe umiał chodzić na rękach.A kiedy jechał na rowerze z góry, umiał włożyć sobie wiatr za koszulę.Na dużym łóżku, które stało obok, Margaret Koćamma wciąż spała.Leżała na plecach z dłońmi splecionymi tuż poniżej klatki piersiowej.Palce miała spuchnięte i obrączka sprawiała wrażenie, jakby ją uciskała.Skóra policzków obwisła po obu stronach twarzy, co uwydatniało jej kości policzkowe i ściągało jej usta w bezradosnym uśmiechu przeciętym wąskim paskiem zębów.Swe niegdyś krzaczaste brwi wyskubała pincetką, aby utworzyły modne obecnie łuki grubości ołówka, które nawet we śnie nadawały jej twarzy trochę zaskoczony wyraz.Inne jej miny znikały pod coraz gęściej porastającymi jej twarz włoskami.Była zarumieniona.Jej czoło lśniło.Pod rumieńcem kryła się bladość.Stale odsuwany smutek.Cienki bawełniano-poliestrowy materiał ciemnoniebieskiej sukienki w białe kwiaty oklapłi luźno przylegał do zarysów jej ciała, wznosząc się na piersiach, opadając wzdłuż linii jej długich, silnych nóg – jakby również był nie przyzwyczajony do upałów i musiał się zdrzemnąć.Na nocnym stoliku stała czarno-biała fotografia ślubna Chacka i Margaret Koćammy w srebrnej ramce, zrobiona przed kościołem w Oksfordzie.Trochę padał śnieg.Jego pierwsze płatki leżały na ulicy i chodniku.Chacko był ubrany jak Nehru.Miał na sobie biały churidar i czarne shervani.Ramiona przyprószył mu śnieg.W butonierkę wpiął różę, a z kieszeni na piersi wystawał róg chusteczki do nosa, złożonej w trójkąt.Na nogach miał wyglancowane czarne półbuty.Wyglądał jak ktoś, kto śmieje się z siebie i z tego, jak jest ubrany.Jak uczestnik balu przebierańców.Margaret Koćamma była ubrana w długą, piankowobiałą suknię i tanią tiarę na krótko przystrzyżonych kręconych włosach.Welon zarzuciła do tyłu, odsłaniając twarz.Była wyższa od niego.Wyglądali na szczęśliwą parę.Szczupli i młodzi, z lekkim grymasem na twarzy, bo raziło ich słońce.Jej grube, ciemne brwi były ściągnięte razem i cudownie kontrastowały z piankowatą ślubną bielą.Biała chmura z czarnym grymasem.Za nimi stała potężna matrona o grubych kostkach i w zapiętym na wszystkie guziki długim płaszczu.Matka Margaret Koćammy.Po bokach miała swe dwie małe wnucz ki, w plisowanych szkockich spódniczkach, rajtuzach i identycznych falbankach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • klimatyzatory.htw.pl